Momotoro Momotoro
677
BLOG

Św. Stanisław Kostka

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Był rodzaju przezacnego, ojca miał Jana Kostkę z Rostkowa, kasztelana zakrocimskiego, a matkę Małgorzatę Kryską z Drobnina, domy obadwa wysokiego szlachectwa sławy. Urodził się w Kostkowie starodawnej ojczyźnie przodków swoich, w zakrocimskim powiecie roku pańskiego 1550. Od dzieciństwa podrastając wziętej ze chrztu świętego niewinności dochował ; strzegąc się grzechu każdego i kwiatu czystości dziewiczej nie utracił i od grzechu śmiertelnego z łaski bożej wolnym zostawał. Już go był darami swemi wiclkiemi pan bóg od młodości ozdobił i umiłował wlewając w naczynie piękne cnoty wysokie i duchowieństwa nabożnego pełne. Naonczas, gdy lutcrskie heretyctwo i tu w Polszcze się zajmowało, cesarz Ferdinandus collegium societatis Jesu w Wiedniu fundowawszy i dom też na szlacheckie dzieci, aby od złego wychowania i heretyckiej nauki obronę miały, zbudował – w którymby spólnie żyjąc pod uczonymi i pobożnymi nauczycielami w cnotliwem życiu, w naukach i nabożeństwie katolickiem postępek brały. Tam Jan Kostka dwóch synów swoich! Pawłia starszego i tego Stanisława młodszego, który już miał lat piętnaście, na naukę wysłał; i do tegoż domu przyjęci byli, w którym nie długo przemieszkiwali. Bo syn Ferdynanda cesarza, Maksymilian, wstąpiwszy na państwo on dom odebrał roku pańskiego 1515. i musieli drudzy studenci do gospód się heretyckich udawać. Co się też i onym dwom braci Kostkom przydało; lubo Stanisław, gdyby mu było wolno, nalazłby był wtenczas sobie inną gospodę, abo u zakonników, abo gdzie indziej, aniżeli u heretyka; lecz brat starszy nim rządził, który różne naonczas miał od niego obyczaje: kwitnące lata nie barzo się chciwościom świeckim sprzeciwiły; strojno chodzić, hojnie u stołu używać, wolność rozpuszczać, w igrzyskach się młodości kochać, nie barzo się nabożeństwem a więcej z rowiennikami towarzystwem zabawiać – to jego były młode nieudolności. Ale brat młodszy w różnych się zabawach kochał: pokój swój i milczenie miłował, często pościł i modlitwy do pana boga czynił, skromność w każdej rzeczy zachował, nad swemi zmysłami straż miał nawięcej dobrego sumienia pilnując. Nie dał się przykładami złemi a domowemi zwłaszcza, które mocne są, naruszać. Stał w swym statku i proźbą i groźbą braterską niezwyciężony. Starszy brat używał prawa swego starszeństwa nad nim i tern się więcej na niego pobudzał, iż go cierpliwym widział; a na sprawy jego patrzeć nie mógł, jakoby go zawżdy obwiniały, iż sam takim bydź niechciał. Z czego się pokazuje, jako w cnocie umocniony był ton Stanisław cierpliwości i cichości sobie przyczyniając. Bo częstokroć gniew on na brata młodszego tak się wywierał, iż nie do słów tylko zelżywych, ale i do bicia przychodziło, nie dla czego innego, jedno, iż takim bydź, jako on był, nie miał woli; i było to jedno domowo męczeństwo, którem pan bóg sobie miłego młodzieniaszka doświadczał do korony go i zapłaty gotując jako innych świętych. Dobra ona i płodna rola troskaniem onem rodziła cnoty chwalebne. Starał się, jakoby się panu bogu w dziękowaniu za nawiedzenie ono podobał, a bratu się nieprzykrzył. Usługował mu jako sługa, czynił rozkazanie jego, nie narzekał na niego i krzywdy nie czul, ani jej pamiętał, a swoje dobre sprawy pokrywał, zwłaszcza posty i modlitwy nocne. Do kościoła, jako mógł, często ugoszczał, co dzień dwuch abo trzech mszy słuchając i w święta mszy wielkiej, która długa z śpiewaniem naonczas w Collegium bywała, i nieszporów nie omieszkał. Na modlitwie wielką się słodkością niebieską, aż do zapamiętywania, napełniał. Gorące barzo miał nabożeństwo ku przeczystej matce bożej; a iż młodzi studenci towarzysze jego, bractwo świętej Barbary, dziewicy i męczenniczki, w Wiedniu mieli, on ja też za swoje patronkę wziął, a modlitwie się jej i obronie zalecał. A będąc wszystką myślą do rzeczy niebieskich obrócony i szkolne ćwiczenia i pisanie argumentów swoich na wychwalanie przeczystej matki obracał. Na początku mały się zdał mieć w naukach postępek, ale gdy retoryki doszedł, między pierwszymi był choć więcej czasu nabożeństwu swemu a – nie wiele nauce dawał. Bo i do nauki i do wszystkiego duchowieństwo, jako mówi apostoł, pomaga. Częściej, niżeli inni, ciało pańskie, postom się do niego przyprawując, przyjmował. Laty był młodziuchny, ale mądrością mężom, wszystkim miły, nikomu nie przykry, jako o nim mistrzowie jego do generała societatis Jcsu, Franciszka Borgii, z Wiednia pisali o wielkim jego statku i nabożeństwie świadcząc. Zatem mu pan bóg do serca podał, aby wszystkim światem i tem, co na nim jest, pogardził, a w zakonie się cale panu bogu oddał. Lecz one myśli przez sześć miesięcy w sobie taił, ani się ich swemu spowiednikowi zwierzał; aż gdy mu się z wielkiem płakaniem otworzył, przedziwną się słodkością z nieba, którą ledwie ogarnąć mógł, napełnił. Już w jego sercu i uściech sam tylko pan Jezus słynął, już ni oczem, jedno o weściu do zakonu, nie myślił. Prosił prowincyała Laurentego Magiusza z wielkim płaczem, aby go przyjął, prosił i innych ojców i samego posła papiezkiego o przyczynę, ale nic uprosić nie mógł. Bo prowincyał pomniał na ustawę zakonu togo, iż ci, którzy się w naukach u nas ćwiczą, do zakonu przyjęci bydź nie mogą, ażby rodziców swoich przyzwolenie mieli. Mało też co przedtem były w Wiedniu o takie młodzieńce nie małe kłopoty, gdy im weścia przemożni rodzice i powinni bronili. Czego się w Polszczę, gdzie też już societas Jesu wstęp miała, od tak możnych ludzi prowincyał bał; aby przeszkody jakiej chwała boża nie miała. Zwłaszcza gdy sam młodzieniec twierdził, iż od rodziców jego przyzwolenia próżno było prosić, znając ich ku sobie miłość, a iż się proźbie jego sprzeciwić barzo mieli. To wszystko służyło na doznanie młodzieniaszka i dowód statku jego, bo drugiby się już był tem odraził i natchnieniaby ducha świętego odstąpił, a myślby o zakonie porzucił. Ale on z takiej przeciwności większą moc wziął i ślubem się panu bogu obowiązując, iż w tym zakonie societatis zostać, a proźby i starania o przyjęcie nie przestawać miał. W tem wielką chorobą zjęty był, która mu nie ku śmierci była, ale, aby się cudowne sprawy boskie nad nim pokazały; i nic nad tę chorobę świetniejszego w nim nie było. Bo w niej postrachy szatańskie zwyciężył i sakrament najświętszy przedziwnym obyczajem przyjął, a zdrowie mu się z bożej mocy wróciło. Na początku choroby tej ukazał mu się szatan w osobie srogiego wielkiego psa i na niego się z otwartą paszczęką straszliwie miotał chcąc go udławić. A on go wzywaniem pana boga i krzyżem świętym odegnał; drugi raz jeszcze do niego przyskoczył, ale go także odpędził; aż i trzeci raz do niego przypadł, ale takąż odprawę wziął i przepadł. Po tej potyczce wygranej przystąpili aniołowie i służyli strapionemu młodzieńcowi. Bo gdy rozumiał, iż już śmierć była bliska, w wielkim smutku zostawał, iż bez przenajświętszego sakramentu umrzeć miał; o bracie, jako nie barzo naonczas nabożnym, zwątpiwszy a o heretyku gospodarzu żadnej nadziei nie mając do pana boga się samego o pomoc prosząc obracał. Działo się to na początku miesiąca grudnia, gdy trochę przedtem, niżeli w chorobę wpadł, na święto się swej patronki świętej Barbary przyprawując i żywot jej czytając trafił na on jej dany przywilej, iż, kto ku niej nabożeństwo ma, bez przeczystego sakramentu z świata tego nie zejdzie. I począł w nadziei wielkiej do niej mówić : teraz czas panno dziewico moja! abym łaski twej doznał: uproś mi to u twego oblubieńca dobrodziejstwo, abym bez jego ciała i krwi, bez potrawy tej niebieskiej i posiłku chrześciańskiogo, nie umierał. W tej modlitwie ukazała mu się święta Barbara i z nią dwóch aniołów świętych, sakrament przenajświętszy przynoszących; którzy do łóżka przystąpiwszy ze czcią mu go podali, a on z pokorą wielką i z radością pana i boga swego przyjął. Zatem barzo się żle mieć i prawie konać poczynał i już miawszy on na drogę niebieską posiłek z radością śmierci i końca czekał; a owo mu się przeczysta matka boża, dzieciątko na ręku swoich niosąc, ukazała i sługę swego cieszyła, a – chcąc go hojniejszą słodkością napełnić – na łóżku jego synaczka położyła. Z czego on przedziwnie na duszy uweselony i ucieszony i na ciele ozdrowiał. A chcąc mu łaski przyczynić królowa niebieska upomniała go, aby się do zakonu societatis Jesu panu bogu oddał. Zaczem wielce mu gorącej ochoty przybyło mając i dawny ślub swój, aby się panu bogu poświęcił; i pobrawszy tak wielkie upominki i zdrowie wszystko myśl do zakonu societatis, panu na się tak dobrotliwemu oddając się, obrócił; zwłaszcza, iż to miał od matki bożej upomnienie, które ślub jego umocniało. Lecz prowincyał uszy na jego proźbę zamykał, ani go do zakonu przyjąć chciał, ażby ojcowskie miał pozwolenie. Czem zasmucony święty młodzieniec, rady nie najdując, myślić jednak osobie nie przestał. Był w Wiedniu kaznodzieja cesarzowej Maksymilianowej, zakonu Societatis Jezu, Franciscus Antonim, do tego się udał o poradę i pomoc przekładając mu ciężkość swoje, iż go do zakonu przyjąć prowincyał niechce, do którego się już przez dwie lecie wprasza; rzeczą się niepodobną wymawiając, a przyzwolenia ojcowskie czekając. Do którego gdybym się, prawi, wrócił, pewnieby mię więzienie i łańcuch potkał i ślubów swoich wypelnićbym panu bogu nie mógł. Muszę do innych prowincyj biegać i tak długo kołatać, aż mi gdzie wrota otworzą. Użalił się nad nim on kaznodzieja wiedząc już o jego cnotach i – pana boga się poradziwszy – kazał mu się udać do Auszpurku, do Piotra Kanizyusza prowineyała wyższych Niemiec, abo więc do Rzymu do gienerala Borgii dając mu nadzieję, iż tam, gdzie się nie uczył, przyjętym bydź miał. Tę rade jako od boga przyjąwszy o uciekaniu myślił. Do czego mu też brat Paweł przyczynę dał. Bo gdy go tak jako i pierwej troskał i bił, rzekł mu: takiem ze mną obchodzeniem przywiedziesz mię do tego, iż od ciebie ucieknę, a rodzicom sprawować się musisz. A on grubo powiedział: idź! byś chciał i na szubienice. Zatem młodzieniec cicho sobie płócienną czarną odzież kupiwszy, jako ubogi się wyprawując, noc ona na pół na modlitwie strawił i rano, gdy jeszcze brat leżał, szedł do niego pytając: jeżeli mu w prawdzie odejść pozwala? On go z gniewem także odegnał. Zatem – sukienki uczciwe porzuciwszy, a ono wiejskiego chłopieńcia odzienie, które nagotował, oblókłszy – pobiegł do Collegium i – mszy ś. wysłuchawszy, a ciałem się pańskiom posiliwszy – wyszedł w drogę z umysłem, aby sio nie wracał i tak długo biegał, ażby go gdzie do collegium przyjęto. Brat, gdy go nie widział, żałością zajęty, iż mu do uciekania takie przyczyny dawał, z gospodarzem i pedagogiem szukać go poczęli i na koniach najętych za nim wysłali; ale go nic naleźli. Pisali o nim do gienerała do Rzymu wiedeńscy ojcowie, i kładą w tym liście powieść taką: iź tym, którzy go gonili, konie ustawały a, iż się czarownicy radzili, w którąby się stronę puścić mieli? i temi słowami on list zamykają:
co się z tym młodzieńcem stanie, niewierny; nadzieje mamy, iż nie bez rady bożej pobiegł, bo wielkim statkiem, a nie dziecinnym, wszystko sobie jako z natchnienia bożego poczynał. A drudzy to przydają, co od samego Stanisława w Rzymie słyszeli: iż oni, co go gonili, doścignęli go i na niego patrzyli, ale go nie poznali, a on je dobrze poznał. Drudzy to dokładają: iż w onej drodze wszedłszy do kościoła heretyckiego, który mu się z wierzchu zdał być katolicki, o sakrament przenajświętszy prosił a, gdy sio oszukanym bydż widział, płakał, iż mieć onej swej pociechy nie mógł; oto, jako pierwej w chorobie, chleb anielski aniołowie mu podali. Przyszedł za strażą boską do Kanizyusza i otworzył mu serce i myśli swoje. Po słowach gorących i duchownych poznał Kanizyusz moc ducha świętego w nim i dobrze mu potuszył; a jednak dla pewniejszego doznania posłał go do Dylingi, aby tam u konwiktorów posługi domowe odprawował. Z wielką pokorą i ochotą bawił się onemi podłemi i służebniczemi usługami tak, iż oczy na się wszystkich obrócił, którzy się pokorą jego, wiernością i innemi cnotami budowali; i przyszło do tego, iż go nad zwyczaj, nie pytając pierwej gienerała, Kanizyusz z drugimi dwiema do Rzymu wysłał pisząc za nim i wychwalając go i nadzieję o nim czyniąc. I tak onę długą drogę, która miała mil włoskich tysiąc dwieście, pieszo odprawił i w dzień śś. apostołów Symona i Judy roku pańskiego 1507- do zakonu i probacyi w Rzymie przyjęty jest. Pierwej w domu profesów i w Collegium
posługi kuchenne odprawował, a potem do świętego Jędrzeja posłany był. Wszystkie te trzy miejsca dziwnie swomi świętemi przykładami ucieszył; ale nawięcej nowicyusze u świętego Jędrzeja, między którymi nie tylko doskonałe przykłady cnót wszystkich zakonnych, ale i ciało swoje położył. Miał w tenczas z sobą w towarzystwie nowego ćwiczenia ludzie wielkie i znaczne. Naprzód on przesławny doktor papiezki na koncylium Trydeńskie Franciscus Turrianits, który nauką i pismem wielką kościołowi ś. obronę dawali – lat sześćdziesiąt mając – w zakonną się sukienkę poniżył. Był i nasz ks. Stanisław Warszewicki, który też – dworską sławę, prelatury i nadzieje do biskupstwa, której najbliższy był, porzuciwszy – światem i sam sobą pogardził, a w tejże szkole rzymskiej panu bogu się oddał, i napierwej żywot tego świętego po łacinie napisał. I oni dwa przezacni doktorowie Francisais Leonius i Jeronim Olavius, któremu był papież przejrzenie Gracyanowych dekretów zlecił. Był w temże towarzystwie Rudolphus Aquaviva, synowiec dzisiejszego naszego gienerała, męczennik boży w Indyach w Piskaryi. Tych wszystkich jam żywych zastał i szczęśliwego w tejże pierwszej zakonnej szkole towarzystwa ich zażyłem, gdy mię pan bóg niegodnego w kilka miesięcy po ześciu świętego Kostki do nich przygnał roku pańskiego 1569. Dany był naprzód od starszych Claudio Aquaviva, (który lubo też sam niedawno był do zakonu wstąpił, ale już drugich nauczać mógł,) aby go do ćwiczenia w duchownych postępkach wprawował; ale, gdy Stanisław na pierwsze boskie słowa wzruszać się aż do płaczu począł, mówił do starszych Aquaviva: bracia! raczej ja od tego młodzieńca duchowno ćwiczenia brać, aniżeli je jemu dawać mam. Na tych rozmyślaniach duchownych przed swoim mistrzem, Alfonsem Roiz, uczynił dożywotnią spowiedź i po jego śmierci wyznawał ten Roiz, iż w nim szczerą nąjdował niewinność, żadnym grzechem śmiertelnym niezmazaną. W tym czasie ojciec jego, Jan Kostka, dowiedziawszy się, co sio z synem jego Stanisławom działo, barzo się zafrasował; a widząc, iż synowi przeszkody do stanu onego uczynić nie mógł, list do niego pełny łajania i pogróżek napisał w te słowa: lekkomyślnością swoją domeś mi zelżył i wszystkiemu świetnemu rodzajowi Kostków zmazę i sromotę uczyniłeś; jako żebraczek śmiałeś się po Niemcach i włoskiej ziemi włóczyć. Będzieszli w tern głupstwie trwał, do Polski się nie ukazuj ; wszędzie cię najdę i miasto złotych łańcuchów, którem ci gotował, żelazne cię potkają i wrzucony będziesz tam, gdzie słońca nie ujrzysz. Ten list starsi, dufając statkowi jego, dali mu czytać, i czytając płakać począł; a gdy go pytano, dlaczegoby płakał? rzekł: opłakiwam ślepotę rodziców moich, iż się na darach bożych nie znają. Kazano mu na on list odpisać, i odpisał temi słowy: iż mię pan bóg między sługi swojo policzył, nie masz się o co frasować, ale raczej się z tego radować. Szczęście to i na ojca się wylewa, gdy na dworze niebieskiego króla syna swego ma bez starania i nakładu swego, co się u świeckich nie trafia, do których ojcowie swoje syny dają. Nie godzienem nic dla pana Jezusa cierpieć, ale gdyby mię tem obdarzył ten, który dla nas tak wiele ucierpiał, nieby mnie nie było milszego i szczęśliwszego; i przeto czem mi panie ojcze! grozisz, tego ja sam pragnę. Wicdzże, iżem się ja najwyższemu boskiemu majestatowi oddał; pokim żywy w ubóstwie, w czystości i posłuszeństwie służyć jemu i wiary mu dotrzymywać będę, której mi żadna śmierć i nędza nie odejmie; wszystkom dla niej wycierpieć gotów. Lepiejbyś sobie, panic ojcze! poradził, gdybyś mnie syna swego panu bogu z roku swoich oddał i prosił go, aby mię w tem wezwaniu i w darach swoich nieoszacowanych umocnił i wytrwać dał aż do końca.  Przeszkadzać mi w tej służbie bożej i sprzeciwiać się panu bogu próżno i szkodliwo jest; a trwać w dobrem przedsięwzięciu obiema zbawienno będzie. Gdy przymieszkiwał w kolegium rzymskiom, kardynał Comniendonus Joannas Franciscus, który tu w Polszczę dwa kroć do króla Augusta posłem był papiezkim, słysząc o cnotach jego a powinnych jego świadomy będąc nawiedził go osobą swoją a ojcom zacność domu jego zalecał, i z wielkiem zbudowaniem od niego, modlitwom się. Jego polecając, odchodził. W posługiwaniu i karności domowej zdał się nad inne więcej i lepiej wszystko czynić – choć też to, co i drudzy czynił – dla osobliwej wdzięczności i światłości w nim niejakiej przebywającej. Był żywyw nim wszystkich cnót przykład i starsi innym go nowicyuszom ukazowali: aby tacy byli, jaki on był. Wielką miał skromność i umiarkowanie na twarzy, na oczach, w chodzeniu i w tem, co jedno poczynał. Z twarzy jogo jakaś niby niebieska piękność wynikała i światłość z niej jego czystości i całości świeciła a patrzących do zamiłowania czystości pobudzała. Nigdy go żaden smutnym i troskliwym nie widział, ale zawżdy z wesołą, wdzięczną i przyjemną twarzą. Dusza rozkoszami żywota świętego napojona więcej, niżeli młodość, kwitnące lata jogo czyniła. Bo nieustając zawżdy się w bogu zatapiała i nim się cieszyła. Nauczyciele jego pilnie tego przestrzegali, aby serce jego zbytnią duchowieństwa siłą ciała jego nietak potężnego nie przemagało a przed czasem naczynia śmiertelnego nie opuszczało; jednak wszystek żywot jego ustawiczna była modlitwa. Julius Facius, rektor nowicyuszów, to w nim opatrował i świadczył, iż roztargnienia i na stronę wyciekania myśli niemiał. A gdzie miał ten wyciekać, który już był jako w morzu w miłości bożej utopiony, z którego nie wypłynął, gdzie się jedno obrócić chciał, i ciało jego już się było do tego przyuczyło? Mógł z Dawidem mówić: zapragnęła ciebie dusza moja i ciało moje. Tak go miłość boska roztapiała, iż się i ciało jego rozpalało i musiały się chusty zimną wodą zmaczano do serca jego przykładać. Ku przeczystej matce bożej takie miał serce, iż ją bezpiecznie za swoją matkę miał i w każdej rozmowie tak ją wdzięcznie i milo wspominał, że i tych, którzy słuchali, słodkość ona pokrapiała. Czego doznał Emmanuel iż, gdy go do kościoła panny Maryi Śnieżnej za towarzysza brał; spytał go w drodze: jeżeli najświętszą pannę miłuje? a on pokornie i wdzięcznemi ustami odpowiedział: co pytasz ojcze? moja to matka! onem słowem tak wdzięcznie i z afektem nabożnym wymówionem tak się wzruszył Emmanuel, iż szedłszy do gienerała powiedział, że on głos nie ludzki był. Gdy o tej królowej niebieskiej często mawiał, wymyślał – jako mógł – nowe i prześliczne jej przezwiska, i stopnie – na których ją posądzał – co nawyższe, jakoby mu było ciężko, iż wyższego dla niej miejsca, któremby ją czcił, naleść nie mógł. Gdy koronko jej, pozdrowienie i inne do niej modlitwy odprawował, co barzo często czynił; widzieli i uważali ojcowie, iż to czynił z wielką i nad zwyczaj pospolity słodkością, jakoby mu ta przeczysta, którą wychwalał, onej wdzięczności dodawała. A – będąc takiej świątobliwości i niewinności on młodzieniaszek – nigdy ciała barzo sobie posłusznego trapić nie przestał. Na żadną się surowość nie przeląkł; nic sobie trudnego, czegoby nie przemógł, nieumiał. Co u drugich pracy, utrudzenia i podłego usługowania dla doświadczenia widział, to sam nienasyconą chęcią czynić i robić chciał i w niskich a grubych robotach barzo się weselił i kochał, i o nic prosił, a w nich zwycięztwo sobie pokładał. A – iż w tak porywczych i bystrych nabożeństwach szatańska jaka zdrada wkraść się mogła – tem uchodził wszystkiej zdrady nieprzyjaciela piekielnego, iż był wielce posłuszny starszym i regułom abo prawom zakonnym nisko podlegający: gdyż tacy sami oszukani bydź nie mogą, bo dobroci bożej nie przystoi, aby ci, którzy się na boga spuścili i namiestnika jego a tłumacza sobie do rządu swego z jego woli obrali, pobłądzić mieli. To też jako źródło świątobliwości i darów, które na niego z nieba płynęły, było, iż zawżdy do życia zakonnego gorąco pragnął i takiego od pana boga wezwania barzo był wdzięczny, a o wykonanie i wstęp do zakonu tak się mocno starał i ślubem sio obowiązał; dla niego też opuścił dom, ojca, ojczyznę, fortuny, bogactwa i rozkoszy; i podjął dla wstąpienia do zakonu takie prace, drogi, utrudzenia cisnąć się do obnażenia i ubóstwa Chrystusowego, uciekając od wszystkich dóbr świeckich a – krzyża nędzy i tego, co w sobie ma żywot zakonny – pragnąc; którego gdy już w Rzymie dostąpił, nigdy się weselem ugasić nie mógł, A iż co w sercu jest, do ust też wychodzi, w każdej rozmowie umiał o tej łasce bożej wezwania do zakonu mówić, z płaczem wzmiankę o niej czynić i one wysławiać obwiniając samego siebie, iż daru powołania swego do zakonu uczcić, jako niewdzięcznik, nie umiał. Radby był rodzice i powinno wszystkie do takiego życia wprowadził. Barzo wielce sobie ważył reguły, prawa i ustawy societatis, jakoby na swój wzrost i potrzebo uczynionych, z nich się weselił i one mocno i pilno wypełniał osobliwa do posłuszeństwa ochotę mając i najmniejszem rozkazaniem nie pogardzał, ani na nic swego wykładu i rozsądku nie kładł ; w prostocie i wiernie, co kazano, wykokonywał
na tern samem przestając, iż kazano. Raz z Klaudyuszem Akwawiwą, (który dziś jest gicnerałem) do kuchni drwa nosząc, gdy Klaudyusz z chęci swej wiele na się brał, on tyle brał, ile mu kucharz rozkazał mówiąc: ja liczby rozkazanej nie odstąpię; i tak towarzysza swego, którego za mistrza miał, ochotę umiarkował. Julian Facius, jego rektor i spowiednik, który wnętrzności jego jaśniej, niż kto inny wiedział, napisał to o nim: iż mu nigdy żadne rozkazanie starszych ciężkie nie było, do żadnego się nie lenił, ani ociągał. Gdy mu raz dla zdrowia zatrzymania w onej jego ustawicznej do boga zapalczywości modlitwy na czas zaniechać kazał, trochę się wzruszył; ale zaraz tak posłuszeństwo wypełnił, iż nie pokoju myśli swej nie zmniejszył. Co jest znak wielkiej pokory i cnoty nienaruszonej. Bo, im się kto więcej słodkości na modlitwie i innych świętych uczynkach napije, tem mu cięższe w tem, co mu tak smaczno, usłuchanie. A ona powolność nie przychodziła mu z tępego jakiego i gnuśnego rozumu; ale z cnoty i ducha prostego, który mu był dany. Bo miał ostry i jasny rozum i mądrą w sobie nad lata rade. Nalazły się po nim książki, w których sobie pisał, jakie od pana boga objaśnienia brał i jakie myśli miewał? rzeczy barzo poważne opisując. Jam tych książek dostać nie mógł, nie zamilczałbym powagi ich. W rozmowach potocznych i w umiarkowaniu ich przedziwne miał szczęście; wnet, gdy z miary wypadały, umiał je do duchowieństwa naprostować. Z żywotów świętych pobożne i takie przykłady brał i mawiał, jakoby sam na nie patrzył; abo też sam, co oni, czynił z chęcią gorącą sam siebie i drugich do nich pobudzając. Nic o sobie nie trzymał, ani sobie czego przypisował każdego dziwnie poważając; czynił się ich anielskiego towarzystwa niegodnym; a z każdego wzór brał, co sam czynić miał? cnotom się ich przypatrując. Z tego się wszystkiego daje znać, jako –powołaniem do zakonu societatis Jcsu – hojna rzeka darów bożych na niego się wylała i jako onych darów wiernie zażywać umiał i jako doskonale cnoty w nim się pokazały. Tak szczęśliwie pracując w krótkim czasie długą cnót drogę odprawił i zamyślonej odpłaty dostał.
Dziesiątego miesiąca po wcściu swojem do zakonu w dzień wniebowzięcia bogarodzicy w nocy za patronką i matką swoją poszedł. Pełnił się rok, jako był z Wiednia uszedł. Przy ześciu jego dwa były osobliwe i podziwienia godne przypadki. Jeden, iż niebyła, jako lekarze twierdzili, przyrodzona śmierć jego, ale nad zwyczajny porządek od pana boga rozkazana. Drugi, iż ją sam poczuł i wiedział a powiedział o niej – pododno też ją sam sobie uprosił. Przypadał dzień świętego Wawrzyńca przesławnego męczennika, który mu się był za miesięcznego patrona dostał; i gotował się na on dzień i święto, jakoby je był mógł barzo uczcić. Dla czego w wigilie u rektora wiele prosił pokut tak do czynienia jako do cierpienia; nie pozwolił mu, jedno kilka lekkich umartwienia. Między innemi, aby w samo święto dyscyplinę jawną przy objedzie czynił; i w tenże dzień w kuchni aż do objadu usługował. U wtórego stołu jawnie spytany od mistrza nowicyuszów: o czemby w kuchni myśli miał? on powiedział: wspomniałem patrząc na ogień jako świętego Wawrzyńca pieczono. Po chwili tegoż dnia począł się źle mieć i kazano mu się położyć; nie była febra, jedno małe poruszenie, którego uważać nie było potrzeba; a jednak święty młodzieniec kładąc się na łóżko i krzyż święty wedle zwyczaju nad niem ręką czyniąc z weselem swem zwykłem rzekł: jeżeli się panu bogu podoba, abym z tego łóżka nie wstał, stań się, wola jego! Zatem go wzięła febra, jakoby ognia onego swego patrona uczestnikiem zostawał. Lecz lekka była febra i tercyana, która tylko się trzykroć wracała. W dzień przed śmiercią, gdy Stanisław miły powiedział, iż przyszłej nocy dokonać świata tego miał, bracia to za śmiech przyjęli mówiąc: iż to doprawdy nie ma podobieństwa, chybaby go królowa niebieska, której wniebowzięcia dzień przypadał, z sobą wziąć chciała. Po południu przyszła na niego mdłość i zimny pot i – gdy Facius rektor mówił: nic to, tak to bywa – on odpowiedział, iż tą niemocą umrę; i wnet się słowo jego stateczne iściło: poczęły w nim siły upadać i pilnie prosił, aby mu na ziemi umrzeć dopuścili. Czego mu rektor nie pozwalał; ale, gdy nalegał prosząc, użaliwszy się go, na ziemię, z wezgłówkiem położyć dopuścił; i tak na ziemi przenajświętsze sakramenta z wielką swoją i drugich pociechą przyjmował. Sam na modlitwy czujnie odpowiadał. Uważali to wszyscy przytomni skoro się do komory ciało pańskie ukazało, jakoby do swego zamiłowanego wyskoczyć chciał, na twarz sic jego nadzwyczaj piękniejszą wesoły kwiat dziewictwa puścił. W tem do księdza rektora obróciwszy się rzekł: krótki czas; a on dokładał słowa apostolskie: Reliquum . Lecz Stanisław na swą potrzebę, dołożył: gotujmy się! i jakoby dopiero znowu na onę godzinę wieczności gotować sic począł. Dwakroć się spowiadał, jakoby tego potrzebował, i bracią przepraszał, iż im nic dobre przykłady z siebie dawał. Potem inne modlitwy skończywszy z wesołą zawżdy twarzą prosił o krucyfiks, który w ręku trzymając rozmowę nabożeństwa pełną, jaka mu do serca przychodziła, z panem Jezusem czynił. Dziękował za dane dobrodziejstwa, prosił o grzechów odpuszczenie i w ręce jego ducha swego oddawał; i począwszy od nóg wszystkie członki krucyfiksa z wielką słodkością całował. Także obraz przeczystej matki, którego używał, wziąwszy obejmował i całował. A –iż na on ostatni raz wielkiej pomocy i wiele patronów szukać potrzeba – prosił, aby mu czytano i przypominano świętych, których był sobie na karcie spisał, którzy mu się na miesiąc, jako do zakonu wstąpił, dostawali. Nakoniec, gdy go pytano, coby go bolało? powiedział: nic mię nie boli; i drugi raz spytano, jeżeliby gotów był na głos boży z ciała wychodzić? rzekł: gotowe serce moje boże! gotowe serce moje! i – w jednej ręce trzymając paciorki z odpustami, a w drugiej świece poświęconą – mówiąc często i powtarzając: Jezus i Marya! z ciała wyszedł i żyć panu bogu począł. Tak snadnie i mile ona dusza szczęśliwa z ciała, które zawżdy mu jako wierny towarzysz usługowało, wychodziła, iż żywa barwa na twarzy i w oczach jasność zostawała; drudzy zaś mniemali, aby jeszcze żywym był. I trwała na twarzy ona piękność miłuchna, jakoby się pomału i wdzięcznie uśmiechał. Jest pewne świadectwo, iż mu się ukazała przeczysta matka boża z wiolą około siebie panienek dziewic. A wielu ich upatrowało, iż – trochę przed skonaniem oczy jakoby zawarte mając, a jakoby zasypiając – wargarni ruszał i jakoby się uśmiechał czegoś barzo słodkiego na on straszliwy czas kosztując. O trzeciej po północy godzinie dokonał, o której drudzy mniemają, iż najświętsza panna do nieba wzięta jest. Ten taki czas i choroba długa, a nie ciężka i wedle zdania lekarzów nie szkodliwa; tak łacne skonanie i młodzieńca onego dobrze zdrowego; takie siły pokazują to, iż ona śmierć nie tak była z przyrodzenia, jak nad zwyczaj i bieg pospolity z rozkazania boskiego – taka podobno, jaka była Mojżeszowa, któremu pan bóg wniść na górę Ncbo i tam mu umrzeć rozkazał. Tegoż czasu jednemu jego towarzyszowi w domu profesów, napoł śpiącemu, zdało się, iż idzie nawiedzieć Stanisława; a owo go potkał drugi towarzysz i rzecze: darmo idziesz, bo Stanisław od godziny trzeciej już jest w niebie. Co kilkakroć powtórzył. Jednak – ocknąwszy się rano i powiedziawszy drugim ono widzenie – pobiegł nawiedzać chorego, ale tak znalazł, jako przez sen słyszał; i dziwując się a o tejże się godzinie jego ześcia dopytawszy rzecz one rozsławił. Zbiegli się prędko do ciała świętego wszyscy ojcowie i bracia i nogi jego całując łzami polewali dziękując panu bogu za takiego towarzysza i w niebie pomocnika. Drudzy urywając szatek jego i rzeczy, których używał, za relikwie chowali ; i rzekł doktor jeden Francisem Tolełus: młodzieniaszek jeden Polak umarł i wszyscy do ciała jego biega; a my starzy gdy umrzemy takiej czci mieć nie będziemy. Co rzekł na wzór słów świętego Augustyna. Pogrzebiony jest tamże w Rzymie u świętego Jędrzeja, na górze Monte Cavallo nazwanej, w osobnem złożeniu i w trumnie z drugimi nie zmieszany; żył lat ośmnaście. Był wzrostu miernego, twarzy pięknej białej, okrągłej, jakoby anielskiej, do której się rumianość panieńska przemiszywala; włosa czarnego; oczy przezroczyste a od łez, które z słodkości duchownej płynęły, mokre i niejako płaczliwe. Obraz jego w Rzymie przy jego grobie postawiony mało co twarzy jego własnej chybia. Jako się taka śmierć i żywot jego po Europie i po Indyach wschodnich i zachodnich, nie tylko w Polszczę i we Włoszech wsławił i cudami boskiemi potwierdził, potem się to od innych oznajmi, gdy da bóg jego kanonizacya przyspieszy, jako nadzieję w panu bogu mamy. Klemens VIII. papież w jednym liście swoim nazwał go Beaturn, a Paweł piąty na proźbę kardynanła Aleksandra Paretta de Monte alto patronem narodu polskiego, i Jędrzejowi Opalińskiemu proboszczowi płockiemu, posłowi króla polskiego do tegoż papieża, dołożywszy się kardynałów na to wysadzonych i na usilne żądanie Eleonory Ursyny, żony książęcia Aleksandra Sforcyi, pozwolił, aby obraz jego jawnie u świętego Jędrzeja z tabliczkami ślubnemi i z lampami wystawiony był, roku pańskiego 1605. Co zaraz tenże Opaliński, biskup poznański, z wielkim a drogim nakładem i radością z innymi tak Włochami, jako Polakami i z innych narodów ludźmi przezacnymi wykonał. Między cudami tego świętego tego nic zamilczę, iż brat on jego rodzony Paweł – który przed kilka lat z tego świata zszedł, który się temu Stanisławowi bratu w Wiedniu przykrzył – za jego modlitwą dziwną od pana boga łaskę, i odmianę odniósł; bo w czystości żyjąc i w wiclkicm nabożeństwie, jako jaki zakonnik ciało swoje trudząc, majętność na ubogie i klasztory rozpraszając dobrym żywotem dokonał. Zbudował bernardynom w Przasnyszu klasztor i na kościoły a na ubogich fundacye z własnej majętności swej poczynił. Ja sobie za nawiększy cud poczytam i jego niebieskiej chwały doznawani, iź go po wszystkich królestwach i na nowym świecie pan bóg wsławił i ludzkie serca do niego obrócił, że go z wielka czcią wszędzie za świętego przyjmują i do swoich potrzeb używają. Rzym naprzód pełny czci tego świętego: skoro z dozwolenia papiezkiego obraz jego jawnie w kościele u grobu jego z lampami i z powagą a ozdobą przystojną wystawiono tak się wiele z nabożnem sercem ku temu świętemu ludzi do grobu zebrało, iż mało było na pięć tysięcy obrazków twarzy jego, które im rozdawano i wielu się nie dostało. Wszystek Rzym i włoska ziemia cudów jego doznawa. Niektórzy przesłodką wonność u grobu jego uczuli. Drudzy do niego się uciekając zdrowia i inne potrzeby od pana boga odnoszą. We Francyi, w Hiszpanii i na nowym świecie dziwnie się wsławił. Mam w ręku listy trzech naszych z Indyi prowincyałów: z Brazyliu; z Bagi miasta Ferdynanda Kardyma, roku pańskiego 1607.: z Meksyku i Ameryki; z miasta Limy tegoż roku, Stefana Faez; z Goi i wschodnich Indyi Caspara Ferdynanda; którzy dziwną chęcią do gienerała naszego do Rzymu pisali, wielką cześć temu świętemu młodzieńcowi oddając i gorąco prosząc, aby się o jego kanonizacye rychło postarał, gdyż go już wszystkie collegia i z swomi studentami domowem nabożeństwem czczą i dzień jego z weselem obchodzą. Co mówić o Polszczę, która się cudami jego napełnia. Zeszły świętej pamięci biskup kujawski, Maciej Pstrokoński, na sobie doznał i pod przysięgą świadczył. Księżna jarosławska Kostczanka także; i dlatego grób jego, upominki posyłając bogato do Rzymu, uczciła. Synowiec świętej pamięci biskupa poznańskiego Goślickiego także w złym razie dzielności tego świętego doświadczył. W Krakowie, w Poznaniu, we Lwowie i w Rusi wiele osób jego się. wstawieniem do Chrystusa uleczyło. Wiele tego mam na piśmie a osobliwie trzydzieści i jeden cud, dobrych i pewnych świadectw, urzędownie wyznanych i do Rzymu niektórych do gienerała naszego posłanych, które się czasu swego lepiej wyświadczą i opiszą. Polacy i królestwa tego obywatele! weselmy się z takiego synaczka korony tej, matki naszej, która, dla wielkich grzechów do upadku nachylona, takich pomocników u Chrystusa potrzebuje, aby się na słuszne karanie i pomstę złości naszych nie skwapiał ; któremu, z ojcem i z duchem świętym bogu jednemu, cześć i chwała na wieki! Amen.

 Ks. Piotr Skarga Żywoty świętych pańskich narodu polskiego

Puenta:

 

 Drogi Pańskie są niezbadane. Tak Bóg kieruje losami, że jego wola, gdy na nią zgadza się człowiek, się ziszcza. Drogi Boże, Ojcze najujkochańszy, dzięki Ci za wszystko nas obdarzasz i za świetych Twoich, że za ich przykładem wiemy jak postępować oraz jak Cię wielibić i wysławiać.

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo