http://www.swietyjozef.kalisz.pl/Dachau/32.html
http://www.swietyjozef.kalisz.pl/Dachau/32.html
Momotoro Momotoro
541
BLOG

bł. Kazimierz Grelewski

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Drży ręka, a serce zaczyna bić mocniej, gdy trzyma się w ręku oryginalny druk, na którym więźniowie w Auschwitz mogli pisać po niemiecku cenzurowane listy. „Najukochańsza Mamo, razem z bratem Stefanem jesteśmy zdrowi. Pozdrawiam Cię i całuję Twoje ręce.Kazimierz”. A ten list to przecież także relikwia. Został napisany ręką błogosławionego. Rok później 14 maja 1941 r., już z Dachau ks. Kazimierz powiadomił matkę: „Mamo, Stefcio umarł na moich rękach!”.Kochajcie Pana Boga! – Pewnego razu widziałem, jak kapo uderzył i pchnął ks. Kazimierza. Ten, gdy się podniósł, uczynił znak krzyża (jak przy błogosławieństwie) przed bijącym i powiedział: „Niech Bóg ci przebaczy”. Po tych słowach kapo rzucił się na ks. Kazimierza, powalił go i krzyczał: „Ja cię wyślę zaraz do twojego Boga!”. Potem ks. Kazimierz podniósł się, odmawiając modlitwę „Pod Twoją obronę” – zeznawał w trakcie procesu beatyfikacyjnego dziekan opoczyński ks. Piotr Jaroszek, były więzień Dachau. Na początku stycznia 1942 roku z Sądu Doraźnego w Radomiu przyszedł wyrok śmierci. Został wykonany 9 stycznia. – Został powieszony na placu za kuchnią,razem z dwoma innymi księżmi: Michałowiczem i Pawłowskim. Ja pracowałem wtedy przy wózku rozwożącym zupę do baraków. Niestety, nie byłem wtedy w kuchni. Gdy wróciłem, znajomy łaźniowy opowiedział mi o tym, bo okna łaźni wychodziły na plac za kuchnią, gdzie zostali powieszeni. Powiedział mi, że ks. Kazimierz przed powieszeniem wykrzyknął:„Kochajcie Pana Boga!” – informował w zeznaniu procesowym ks. Jaroszek. Biograf kapłanów męczenników naszej diecezji ks. Stanisław Makarewicz napisał: „ Matka ks. Kazimierza jeszcze przez dwa lata wychodziła przed dom, wypatrując najmłodszego syna. Nie wierzyła, że on już nie żyje”. W chwili śmierci nie miał jeszcze 35 lat. Z grona naszych męczenników był najmłodszy. Jego rodzony brat, bł. ks. Stefan, był o dziewięć lat starszy. Z Dwikóz na tajne komplety Kazimierz Grelewski urodził się 20 stycznia 1907 r. w Dwikozach. Był synem Michała i Eufrozyny z domu Jarzyna. Jako dziesięciolatek rozpoczął naukę w gimnazjum w Sandomierzu, a po jego ukończeniu wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego. Święceń kapłańskich udzielił mu bp Paweł Kubicki 4 sierpnia 1929 r. Został mianowany prefektem Szkoły Powszechnej im. Jana Kochanowskiego w Radomiu. Uczył także w kilku innych szkołach. Dał się poznać jako urodzony katecheta. Młodzież i dzieci lgnęły do niego. – Praca jego była bardzo cicha, pozbawiona wszelkiego rozgłosu. Był idealnym prefektem, kochał młodzież i pracował nad nią bez wytchnienia. Organizacje religijne prowadził wzorowo – pisał o ks. Kazimierzu Grelewskim bp Franciszek Jop. – To był chodzący po ziemi naśladowca Chrystusa. Miłość promieniowała z jego postawy i zachowania wobec nas, dzieci i młodzieży – wspominał swego prefekta Stanisław Owczarek. – Swoją pobożnością i postawą oddziaływał na osoby innych wyznań. W naszej klasie była Żydóweczka, która zawsze chętnie pozostawała w sali na lekcji religii i z wielką uwagą wsłuchiwała się w przepiękne katechezy. Ksiądz Kazimierz Grelewski nie przestał uczyć także w okresie okupacji. Zaangażował się w prace tajnych kompletów w Radomiu. Dla dzieci założył ochronkę. Otoczył opieką sprowadzone do Radomia sieroty z Nadolnej. Tam hitlerowcy dokonali pacyfikacji wsi, mszcząc się za pomoc, jakiej mieszkańcy udzielili partyzantom Hubala. Podobnie było po pierwszej masowej egzekucji dokonanej w lesie na podradomskim Firleju. Katechetyczna pasja ks. Grelewskiego łączyła się z solidnym przygotowaniem. Należał do Koła Księży Prefektów, które organizowało szkolenia katechetyczne. Był współorganizatorem Wystawy Misyjnej. Dwa lata przed wojną uczestniczył w Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym w Budapeszcie. Ksiądz Kazimierz organizował kolonie dla dzieci. Czynnie angażował się w duchową formację dziewcząt. Za doskonałą drogę wychowawczą uznał Koła św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Ściśle współpracował z ogólnopolską centralą tego ruchu, która znajdowała się w Świdrze pod Warszawą. Był tam nawet kierownikiem duchowym. W Radomiu do Kół św. Teresy należało ponad 300 dziewcząt. Popularnie nazywano je Tereskami. W 1937 r. ks. Kazimierz zdał egzaminy proboszczowskie. Chciał z czasem przejść na wiejskie probostwo. Gdy wybuchła II wojna światowa, ks. Grelewski pozostał w Radomiu jako jeden z nielicznych kapłanów. Już 1 września 1939 r. kapelan kościoła garnizonowego otrzymał rozkaz opuszczenia miasta. Do kościoła pozbawionego opieki duszpasterskiej został skierowany jako rektor ks. Kazimierz. Zapamiętano, że tam po każdej Mszy św. prosił wiernych o śpiewanie pieśni „Serdeczna Matko”. To nie był przypadek, przecież ta pieśń melodią przypomina zakazany przez Niemców hymn „Boże coś Polskę”. W nocy 24 stycznia 1941 roku ks. Kazimierz Grelewski został aresztowany. Jego mieszkanie zostało zdemolowane. Aresztowano także jego brata ks. Stefana i ks. Józefa Szurno. Zostali przewiezieni do siedziby gestapo, a potem razem z grupą inteligencji wywieziono ich do przejściowego obozu w Skarżysku-Kamiennej. Stamtąd rodzina ks. Kazimierza otrzymała jego osobistą bieliznę. Była zbroczona krwią. Kapłan był torturowany w czasie przesłuchań. Ze Skarżyska bracia Grelewscy zostali przewiezieni do obozu w Auschwitz. Kazimierz otrzymał numer 10443. 4 maja 1941 r. wywieziono ich do Dachau. Tam młodszy z braci Grelewskich otrzymał obozowy numer 25280. W Dachau był popularnym spowiednikiem więźniów, rozmodlonym, gotowym wybaczać prześladowcom. Jeszcze w 1950 r. ks. prał. Wacław Kosiński, proboszcz radomskiej fary, napisał: „W całym moim życiu kapłańskim nie spotkałem prefekta tak przywiązanego do parafii i poświęcającego każdą wolną chwilę pracy w kościele parafialnym. Gdyby kiedyś wszczęto proces beatyfikacyjny naszych męczenników z ostatniej wojny, to ks. Kazimierz Grelewski powinien być wysunięty na pierwszym miejscu”.

 za: AVE Gość Radomski 23 maja 2010
http://goscniedzielny.wiara.pl/zalaczniki/2010/05/19/1274276703/1274276725.pdf

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo