http://www.fon.com.pl/fon/miegon.html
http://www.fon.com.pl/fon/miegon.html
Momotoro Momotoro
463
BLOG

bł. Władysław Miegoń

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Urodził się w 1892 r. w Samborcu, w zaborze austriackim, wsi położonej na skraju doliny Wisły, w średnio zamożnej rodzinie włościańskiej, jako najstarszy z ośmiorga dzieci Stanisława i Marianny z domu Rewera. Ojciec, obok gospodarstwa rolnego, prowadził również warsztat kołodziejski (wyrobu m.in. drewnianych kół), co pozwoliło mu zapewnić środki na edukację dzieci. Wzrastał w atmosferze głębokiej religijności - jego wuj, brat matki Antoni Rewera, był księdzem - i gorącego patriotyzmu – jego dziadek Władysław Miegoń powstańcem styczniowym. Na całe życie pozostały mu w pamięci opowiadania ojca o bohaterstwie i dramacie powstańców z 1863 r. A Antoni Rewera całe życie był przykładem do naśladowania – aż do męczeństwa, na parę dni przed śmiercią Władysława… Początkowo uczył się w domu rodzinnym, pod okiem rodziców. W 1902 r. rozpoczął naukę w Męskim Progimnazjum w Sandomierzu. Po uzyskaniu świadectwa dojrzałości w 1908 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Dał się wtedy poznać jako zdolny organizator działalności kulturalno-oświatowej, zarówno w seminarium jak i poza nim. Na przykład w swojej rodzinnej wiosce potrafił skupić młodzież szkolną i urządzał z nimi przedstawienia popularyzujące polskie tradycje narodowe – pamiętajmy: były to jeszcze czasy rozbiorowe! Święcenia kapłańskie otrzymał w 1915 r., już po rozpoczęciu I wojny światowej. Posługę duszpasterską w tak trudnych latach rozpoczął od sandomierskich parafii. Dzielił ich losy (m.in. przyfrontowej parafii Modliborzyce) znajdującej się przez wiele lat na froncie walk pomiędzy siłami niemieckimi, austriackimi i rosyjskimi, przez które przebiegały pełne żołnierzy zwalczających się stron okopy. Nie raz, nie dwa, na przeciw siebie stawali, w ramach różnych armii, nasi rodacy… Ks. Władysława zapamiętano, jak udzielał pomocy przypadkowo spotkanemu w okopie rannemu żołnierzowi armii austriackiej. Miał go obmyć, opatrzyć rany, następnie w poszukiwaniu pomocy lekarskiej udać się na linię frontu, a gdy lekarz odmówił przybycia do chorego, wynająć wóz i rannego Austriaka dowieźć do lekarza… Po odzyskaniu przez Polskę w 1918 r. niepodległości zwrócił się do przełożonych diecezjalnych o skierowanie do rodzących się polskich sił zbrojnych. Zrządzeniem Opatrzności stało się to dokładnie w dniu powołania do życia Marynarki Wojennej. Początkowo biskup sandomierski Marian Józef Ryx (1853, Warszawa - 1930, Sandomierz) nie udzielił zgody. Ponowna prośba przechyliła jednak szalę… Trwało to wszelako ponad rok: przydział do Marynarki Wojennej i stopień kapelana (odpowiednik kapitana marynarki) ze starszeństwem otrzymał dopiero pod koniec 1919 r. Odtąd związał się z morzem, i strzegącymi go polskimi żołnierzami - marynarzami, na trwałe… Początkowo, gdy polskie siły morskie tak naprawdę jeszcze nie i stniały, pełnił służbę w tworzącym się 1 Batalionie Morskim (części Frontu Pomorskiego) w Modlinie, później w Aleksandrowie Kujawskim. Stał się głównym organizatorem i wykładowcą kursów uzupełniających wiedzę z zakresu języka polskiego, matematyki, historii, geografii, wychowania patriotycznego… 10.ii.1920 r. brał udział, wraz ze swoim Batalionem Morskim, w symbolicznych zaślubinach Polski z morzem, której w Pucku dokonał gen. Józef Haller (1873, Jurczyce – 1960, Londyn). Ks. Władysław koncelebrował uroczystą Mszę św. W kwietniu tegoż roku został kapelanem i oficerem oświatowym komendy prowizorycznej bazy Marynarki Wojennej - portu wojennego Puck, a w lipcu kapelanem Pułku Morskiego. Podczas wojny polsko-bolszewickiej uczestniczył w walkach 1 Batalionu Morskiego, m.in. w okolicach Ostrołęki. Tak później opisywał pierwszy dzień na froncie: „Serca nasze były przepełnione zapałem i wolą zwyciężenia wroga. Po przybyciu pociągiem na stację Ostrołęka, otrzymaliśmy alarmującą wiadomość, że bolszewicy są tuż. Poszczególne kompanie natychmiast się formują. Krótko do nich przemawiam – po czym odmawiają spowiedź powszechną – udzielam im absolucji i ruszają w bój. Nie upływa 15 minut – salwy karabinowe rozdzierają powietrze. Strzelanina trwa z pół godziny, potem cisza. Zaciekawiony ruszam na front i tu z rozgorączkowanymi twarzami opowiadają mi żołnierze o pierwszej potyczce i odparciu kozaków. Po chwili podchodzi do naszej grupki dowódca i proponuje: ‘Kto idzie na ochotnika na zwiad?’. Zgłasza się jeden podoficer i żołnierz – ‘Mało’. W młodym żołnierzu jeszcze wiele lęku… Wobec tego trzeba dać przykład – ‘Ja idę!’ Podpędził porucznik jeszcze ośmiu, mówiąc: ‘to ksiądz idzie, a wy się boicie!?’” Ks. Jerzy Więckowiak (ur. 1939) w swojej książce „Kościół katolicki w Gdyni” opisał jedną z akcji ks. Miegonia, który tuż przed starciem „w przebraniu za bolszewickiego żołnierza przeszedł przez cały obóz wroga, dokonał pełnego rozeznania sił nieprzyjaciela, ze szczegółami, których nie powstydziłby się wytrawny batalista, a które walnie przyczyniło się do późniejszych pomyślnych działań taktycznych Wojsk Polskich. Niewątpliwą pomocą w tym niebezpiecznym przedsięwzięciu była biegła znajomość języka rosyjskiego, nabyta w szkole…” W czasie walk frontowych dźwigał i opatrywał rannych, podtrzymywał upadających na duchu, dawał dobry przykład żołnierzom. Już wtedy wśród marynarzy zyskał sobie przydomek „święty”… 9.viii.1920 r., na progu wielkiej bitwy pod Warszawą, którą historia określiła Cudem nad Wisłą, został ranny pod Makowem Mazowieckim, a za okazane męstwo otrzymał - osobiście z rąk marszałka Józefa Piłsudskiego - Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari i Krzyż Walecznych. Pod koniec 1920 r. powrócił na stanowisko kapelana i oficera oświatowego komendy portu wojennego Puck. 29.v.1921 r. odprawiał Mszę św. polową na rozpoczęcie budowy portu w Gdyni. Później poświęcał nowe okręty floty Rzeczypospolitej (m.in. okręt hydrograficzny ORP „Pomorzanin”). Od 1924 r. pełnił funkcję kapelana komendy portu wojennego Gdynia, gdzie przeniesiono dowództwo floty Marynarki Wojennej. Został również proboszczem parafii p.w. Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Gdyni. Wtedy też rozpoczął pracę nad składem i repertuarem powstającego przy komendzie Teatru Amatorskiego. Z czasem nie było gdyńskich uroczystości bez udziału tego zespołu, a także bez powołanego przez Władysława zespołu instrumentalno-wokalnego. Organizował nabożeństwa polowe np. w dniu przysięgi rekrutów, powitania, i święcenia zakupionych okrętów, etc. Prowadził działalność oświatową - walczył z analfabetyzmem i dbał o wychowanie patriotyczne i poziom kultury wśród marynarzy. Wiele ze swoich urlopów spędzał w rodzinnym Samborcu, pomagając w pracach polowych. Jego przyjazdy do Samborca były nie lada gratką dla mieszkańców tej małej wsi, którym opowiadał o powstawaniu portu w Gdyni, budowie statków. W tamtych latach opowieści o polskim morzu musiały brzmieć jak dzisiaj historie o Ameryce… Pozostałe urlopy poświęcał pracy ze środowiskiem uczniowskim. Urządzał spływy kajakowe, a w ramach działalności Ligi Morskiej i Kolonialnej wycieczki uczniowskie i osób dorosłych z całej Polski nad morze, do Gdyni… W 1928 r. przerwał pracę duszpasterską w środowisku marynarskim, by odbyć studia z zakresu prawa kanonicznego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Lublinie (istnieją także przesłanki, że przeniesienie miało związek z publiczną krytyką zamachu majowego przeprowadzonego w 1926 r. przez marszałka Józefa Piłsudskiego, którą miał wygłosił ks. Władysław). Do 1932 r. był kierownikiem wojskowego rejonu duszpasterskiego w Lublinie. Czynnie włączył się w dzieło restauracji i przebudowy kościoła garnizonowego, przeprowadzone w latach 1927-1932. W 1933 r. wziął udział w jego konsekracji, której dokonał biskup polowy Wojska Polskiego, gen. Józef Gawlina (1892, Strzybnik – 1964, Rzym). W 1934 r. ordynat polowy, na liczne prośby marynarzy, ponownie przeniósł ks. Miegonia do Gdyni i awansował na stopień starszego kapelana (odpowiednik komandora podporucznika). Został kapelanem Dowództwa Floty, pełniąc jednocześnie obowiązki kapelana komendy portu wojennego. W ramach obowiązków święcił bandery okrętowe, odprawiał nabożeństwa na pokładach statków, odbywał z marynarzami podróże po morzach w rejsach szkoleniowych. Stworzył też bibliotekę na Oksywiu… Mimo eksponowanego stanowiska nigdy nie okazywał wyższości. Wyrazem tego były humorystyczne wręcz sceny rozgrywające się na ulicach przy spotkaniach z marynarzami, których zwykle pierwszy pozdrawiał. Peszyło to niższych stopniem marynarzy, i już z daleka oddawali honory komandorowi Miegoniowi… W 1936 r. brał udział w uroczystościach pogrzebowych gen. dyw. Gustawa Konstantego Orlicz-Dreszera (1889, Jadów k. Wołomina – 1936, Gdynia-Orłów), m.in. prezesa Zarządu Głównego Ligi Morskiej i Kolonialnej, który zginął w katastrofie samolotu RWD-9 nad Gdynią, w trakcie lotu w kierunku statku MS „Piłsudski’, którym wracała z USA jego żona. Mediował wówczas z proboszczem parafii na Oksywiu, który nie chciał dopuścić do odprawienia w jego kościele Mszy św. żałobnej w intencji „rozwodnika i innowiercy”. Zainicjował budowę kościoła garnizonowego na Oksywiu. Rozpoczęto ją w 1934 r., konsekrowano 1.vii.1939 r. Pierwszą Mszę św. ks. komandor odprawił w Święto Żołnierza 15.viii.1939 r.… Parę miesięcy wcześniej, 10.ii.1939 r., ks. Władysław poświęcił nowy polski okręt podwodny ORP „Orzeł”, zbudowany ze składek społeczeństwa polskiego. Święto urozmaicił występ kierowanego przez Władysława Teatru Marynarki Wojennej, i wystawienie sztuki Tadeusza Stępkowskiego „Na morskich szańcach Rzeczypospolitej…. To były już ostatnie podniosłe i radosne uroczystości odrodzonej Rzeczypospolitej przed długą nocą niewoli niemieckiej, a potem rosyjsko-sowieckiej… Podczas kampanii wrześniowej w 1939 r., po ataku niemieckim na Rzeczpospolitą, uczestniczył w walkach Lądowej Obrony Wybrzeża, gotów, zgodnie z rozkazem marsz. Edwarda Rydza-Śmigłego (1886, Brzeżany – 1941, Warszawa), bronić Gdyni i Kępy Oksywskiej „do ostateczności”. Służył jako sanitariusz, spędzając długie godziny w Szpitalu Morskim na Oksywiu. 19.ix.1939 r. dowódca obrony całości sił lądowych zgromadzonych wokół Gdyni, płk. Stanisław Dąbek (1892, Nisko – 1939, Kępa Oksywska), złożył kontradmirałowi Józefowi Unrugowi (1884, Brandenburg – 1973, Lailly-en-Val), dowódcy obrony wybrzeża, swój ostatni meldunek i wydał rozkaz o ewakuacji na Kępę Oksywską. Sam trafiony odłamkiem popełnił samobójstwo - Gdynia więc nigdy oficjalnie nie skapitulowała… Niemcy internowali obrońców. Na ks. komandorze podporuczniku spoczął obowiązek podtrzymania na duchu rannych marynarzy. Nawet zwycięzcy Niemcy byli pełni szacunku i dozwolili mu na zorganizowanie pogrzebu płk. Dąbka, bohatera obrony polskiego wybrzeża… Po dwóch tygodniach Niemcy, zgodnie z Konwencjami Genewskimi, postanowili zwolnić kapelana Miegonia. Dostał dokument gwarantujący mu nietykalność. Odrzucił jednak i papier i wolność, by pozostać z ludźmi, którzy potrzebowali jego posługi - został ze swoimi marynarzami. Miał powiedzieć: „Pragnę znosić ciężar niewoli wraz z żołnierzami!” 2.x.1939 r. na pokładzie statku szpitalnego MS „Wilhelm Gustloff” został przewieziony z Gdyni do Flensburga. Stamtąd trafił do Oflagu IX A/Z Rotenburg koło Fuldy (niem. Rotenburg an der Fulda). Stamtąd, za zorganizowanie w oflagu uroczystości patriotycznych 11 listopada, został przewieziony do obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager – KL) Buchenwald. Tam pozbawiono go munduru oficerskiego. Niemcy przestali już wtedy respektować Konwencje Genewskie - jako oficer miał wszak prawo przebywania w obozie jenieckim, ale po pierwsze był kapłanem a po drugie polskim patriotą, więc mu tego prawa – podobnie jak innemu kapelanowi Franciszkowi Dachterze – odmówiono… 8.vii.1942 r. przetransportowano go do innego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager – KL) Dachau. Odtąd był numerem 21223… Po trzech miesiącach, wycieńczony ciężka pracą, głodem i licznymi chorobami został 15.x.1942 r. zamęczony. O jego śmierci pozostał suchy zapis w księgach obozowych. Precyzyjni Niemcy nie omieszkali wysłać oficjalnego zawiadomienia do siostry Władysława o jego zgonie. Suchym, urzędniczym językiem powiadamiali, że powodem śmierci więźnia nr 21223 był „tyfus i zapalenie płuc”… Jego ciało spalono w krematorium. 13.vi.1999 r. papież Jan Paweł II beatyfikował ks. kmdr ppor. Władysława Miegonia, w grupie 108 błogosławionych męczenników polskich, ofiar niemieckiej machiny śmierci. Jest pierwszym w Polsce i Europie oficerem i marynarzem wyniesionym na ołtarze. Wraz z nim beatyfikowany został ks. Antoni Rewera, wuj Władysława… Warto rozważając osobę bł. Władysława przypomnieć sobie słowa Ojca św. Jana Pawła II wypowiedziane w Radzyminie 13.vi.1999 r.: „Wiecie, że urodziłem się w roku 1920, w maju, w tym czasie, kiedy bolszewicy szli na Warszawę. I dlatego noszę w sobie od urodzenia wielki dług w stosunku do tych, którzy wówczas podjęli walkę z najeźdźcą i zwyciężyli, płacąc za to swoim życiem”. Uzupełnił je tego samego dnia w katedrze praskiej w Warszawie: „Ciągle żywa j est w naszych sercach pamięć o Bitwie Warszawskiej, jaka miała miejsce w tej okolicy w miesiącu sierpniu 1920 roku. […] Było to wielkie zwycięstwo wojsk polskich, tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny i dlatego zostało nazwane »Cudem nad Wisłą«. To zwycięstwo było poprzedzone żarliwą modlitwą narodową. Episkopat Polski zebrany na Jasnej Górze poświęcił cały naród Najświętszemu Sercu Jezusa i oddał go pod opiekę Maryi Królowej Polski. Myśl nasza kieruje się dzisiaj ku tym wszystkim, którzy pod Radzyminem i w wielu innych miejscach tej historycznej bitwy oddali swoje życie, broniąc Ojczyzny i jej zagrożonej wolności”. Dwa miesiące później, w Castel Gandolfo, dodał: „Zawsze myślę, co by było, gdyby nie było tego Radzymina, tego »Cudu nad Wisłą«. Jest głęboko to wydarzenie, ten dzień wpisany w moją historię osobistą, w historię nas wszystkich. Wy jesteście młodsi, ale wasze życie znajduje się na przedłużeniu tamtego dwudziestego roku, tamtego »Cudu nad Wisłą«, tamtego Radzymina”. Czy będziemy o tym pamiętali?

za: http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/1015blWLADYSLAWMIEGONmartyr01.htm

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo