http://spm.salezjanie.pl/2012/06/12/%E2%80%9Etacy-sami-jak-my/img834/
http://spm.salezjanie.pl/2012/06/12/%E2%80%9Etacy-sami-jak-my/img834/
Momotoro Momotoro
592
BLOG

"Poznańska Piątka"

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Czesław Jóźwiak

Urodził się 7.ix.1919 r. w Łażynie k. Bydgoszczy, wsi, która opuszczona została po II wojnie światowej w latach 1940-tych i dziś pozostają po niej tylko kamienie… Był synem Leona, funkcjonariusza policji śledczej, uczestnika Powstania Wielkopolskiego lat 1918-9, i Marii z domu Iwińskiej. Miał troje rodzeństwa – starszego brata, Wacława i dwie młodsze siostry, Jadwigę i Władysławę. Do szkoły powszechnej i gimnazjum uczęszczał w Bydgoszczy. W 1930 r. rodzina przeprowadziła się do Poznania, gdzie jego ojciec objął pozycję referenta w policji kryminalnej. Tam został wychowankiem Oratorium przy ul. Wronieckiej w Poznaniu (dziś przy parafii pw. św. Jana Bosko, natomiast przy ul. Wronieckiej znajduje się bursa dla studentów) Towarzystwa św. Franciszka Salezego (łac. Societas Sancti Francisci Salesii – SDB) – salezjan. Z czasem stał się niekwestionowanym autorytetem dla chłopców z Oratorium. Cechy przywódcze współgrały w nim z ogromną życzliwością i gotowością niesienia pomocy. Nie dziwi więc, że został – pod kierownictwem duchowym ówczesnego dyrektora Oratorium, księdza Augustyna Piechury (1888, Chorzów – 1975, Przemyśl) - prezesem Towarzystwa Matki Bożej Niepokalanie Poczętej, jednej z grup formacyjnych przy Oratorium. Był duszą Oratorium. Organizował zawody sportowe, występował w przedstawieniach, śpiewał w chórze, gromadził wokół siebie młodszych chłopców, by opowiadać im historie z „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Przed wyjazdami na kolonie (w Konarzewie w 1935 r., Ostrzeszowie w 1936 r., w Wągrowcu w 1937 r. i Przemęcie w 1938 r.) mamy zwracały się do niego o opiekę nad synami, a chłopcom nakazywały „słuchać się Czesia”. Zaczęto go nawet w związku z tym nazywać „Tatą” Jerzy Antkowiak, „Wspomnienie o Czesławie Jóźwiaku”. Ale koledzy dostrzegali w nim też inną stronę. Wydawał im się „naturą refleksyjną […]. W jego postawie zauważalna była pobożność, widoczna zwłaszcza, gdy po Komunii św. odchodził od ołtarza i modlił się” J. Antkowiak, op. cit. Uczęszczał do gimnazjum św. Jana Kantego (dziś III Liceum Ogólnokształcące im. św. Jana Kantego) w Poznaniu, do którego parę lat wcześniej uczęszczał m.in. Florian Marciniak (1915, Gorzyce – 1944, Gross-Rosen), późniejszy pierwszy naczelnik Szarych Szeregów, konspiracyjnej organizacji harcerzy ZHP. Prymusem nie był, ale w harcerstwie udzielał się… Mając 16 lat, wspólnie z Edwardem Kaźmierskim, udał się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, aby podziękować Pani Jasnogórskiej za ukończenie szkoły i prosić o wskazanie dalszej drogi życia… Miała ona wieść przez czasy kształtowane wojną. Przed jej wybuchem ukończył jeszcze kurs młodzieżowej organizacji wojskowej - Przysposobienia Wojskowego… 1.ix.1939 r. rozpoczęła się II wojna światowa i Czesław postanowił, wraz z piątką przyjaciół z Oratorium: Edwardem Kaźmierskim, Franciszkiem Kęsym, Edwardem Klinikiem i Jarogniewem Wojciechowskim i Henrykiem Gabryelem - jako Polak i gorliwy, świadomy katolik – wstąpić do wojska. Jako jedyny otrzymał mundur i broń. W kampanii wrześniowej walczył w batalionie Obrony Narodowej „Koronowo”„Nasz Dziennik”, 30.xi.2007. Jednostki Obrony Narodowej - terytorialnej formacji wojskowej – związane były z Przyspobieniem Wojskowym - w którym szkolił się i do której zaciągnął Czesław. Jego batalion, wchodzący w skład armii „Pomorze” wziął udział w zmaganiach niedaleko Koronowa. Walczył tam nawet ponoć na bagnety, rzucając butelkami z benzyną w niemieckie czołgi… Później ze swą jednostką uczestniczył w bitwie na Bzurą (9-22.ix.1939 r.) Po załamaniu się kontrofensywy wojsk armii „Pomorze” i armii „Poznań”, i rozbiciu oddziału pod Kutnem, wrócił, przebrany w cywilne ubrania, do Poznania. Tam spotkał się z przyjaciółmi z Oratorium, którzy w międzyczasie uczestniczyli w demonstracjach młodzieży, domagającej się zorganizowania obrony Poznania, a gdy to się nie stało opuścili miasto i udali się w kierunku Warszawy. Wszyscy dostali się do niewoli niemieckiej, ale udało im się uciec i spod Kutna dotarli do domów… Po zajęciu Poznania Niemcy zamknęli Oratorium, wszystkie szkoły, wprowadzili obowiązek pracy - nawet dla czternastoletnich dzieci. Czesław zaczął pracować fizycznie jako pomocnik malarza w zakładzie rzemieślniczym. Okupacja oznaczała niebywały terror wobec Polaków. Jego celem była fizyczna likwidacja żywiołu polskiego – posunięto się nawet do tak „wyrafinowanych” metod – poza aresztowaniami, osadzaniem w obozach koncentracyjnych, masowym wypędzaniem do Generalnego Gubernatorstwa na ziemiach polskich (niem. Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete), czyli tzw. Generalnej Guberni - iż wyznaczono wysoką granicę wieku dla narzeczonych, jako warunku uzyskania zgody na zawarcie związku małżeńskiego (28 lat u mężczyzn i 25 u kobiet)… Czesław prawie od razu zaangażował się w konspiracyjną działalność. Został zaprzysiężony w tajnej organizacji zdelegalizowanego przez Niemców Stronnictwa Narodowego - Narodowej Organizacji Bojowej. Przyjął pseudonim „Piotr” (potem używał także „Orwid”)… Po zaprzysiężeniu został mianowany kierownikiem sekcji organizacyjnej, której zadaniem było rozpoznanie wywiadowcze obiektów Wehrmachtu – czyli niemieckiej armii - w poznańskim Śródmieściu. Zajmował się kolportażem gazetki „Polska Narodowa”. Do organizacji zaprzysiągł przyjaciół z salezjańskiego Oratorium… Jako harcerz budował także struktury Harcerstwa Polskiego, tajnej polskiej organizacji związanej z nurtem katolicko-narodowym (później zwanej także Hufcami Polskimi). W ii.1940 r. brał udział w akcjach przeciwko 5 przesiedleńcom – kolonizatorom - tzw. Niemcom Bałtyckim, polegających na wrzuceniu do ich mieszkań ulotek antynazistowskich z jednoczesnym powiadamieniem niemieckiej tajnej policji politycznej (niem. Geheime Staatspolizei) – Gestapo. Nawiązał też kontakty z inną podziemną organizacją - Wojskową Organizacją Ziem Zachodnich (WOZZ) - którą Niemcy rozbili w vii.1940 r.… Młodzi ludzie uczestniczyli także w szeroko rozumianej działalności młodzieżowego chóru chłopięcego kierowanego – po aresztowaniu przez Niemców i wydaleniu do Generalnej Guberni ks. Wacława Gieburowskiego (1878, Bydgoszcz – 1943, Warszawa) - przez Stefana Stuligrosza (1920, Poznań – 2012, Puszczykowo). Pomimo masowych aresztowań duchowieństwa śpiewali w jeszcze nie zamkniętych kościołach, organizowali w dni wolne od pracy wypady za miasto, opiekowali się młodszymi kolegami… Gestapo ów chór, i środowisko młodzieży z nim związane, obserwowało szczególnie. I 23.ix.1940 r. Czesław został aresztowany. Wraz z nim Gestapo aresztowało jego salezjańskich przyjaciół… Miał szansę się ukryć – wraz ze starszym bratem i ojcem. Namawiano go do tego. Spodziewał się aresztowania, bowiem Edwarda Klinika i Henryka Gabryela Gestapo zatrzymało parę dni wcześniej. Nie zgodził się, obawiając represji wobec matki i siostry… W Poznaniu początkowo zawieziono ich do siedziby Gestapo zorganizowanej w „Domu Żołnierza”. Gdy Niemcy zabrali im wszystkie rzeczy osobiste, znaleźli przy nich także różańce. Wyrzucili je do kosza na śmieci, szydząc z chłopców. Ci zaś, kiedy tylko zostali na chwilę sami, nie rzucili się na dokumenty, czy pieniądze, tylko każdy z nich wyciągnął z kosza swój różaniec… Już pierwszego dnia, oskarżając o założenie w Oratorium nielegalnej organizacji, skatowano ich okrutnie… Z Gestapo Czesław został przewieziony do osławionego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager - KL) Posen - Fort VII - w Poznaniu. Tam spotkał się z aresztowanymi przyjaciółmi. Odtąd, o ile możliwe, trzymali się razem, a kiedy rozrzucono ich po różnych celach, widywali się tylko na podwórzu i wymieniali choćby uścisk dłoni, karteczki zachęcające do wspólnych praktyk, tak jak w Oratorium… Przesłuchiwano go też w więzieniu przy ul. Młyńskiej (innej siedzibie Gestapo). Tam w wyniku obrażeń odniesionych podczas torturowania, bicia, maltretowania – jako przywódca grupy był najbardziej katowany - został skierowany do więziennego szpitala. 16.xi.1940 r. przewieziono go do więzienia we Wronkach, gdzie siedział w pojedynczej celi oznaczonej napisem „Hochverrat” (pl. „zdrada stanu”). Mimo odosobnienia przyjaciele jakoś się porozumieli i przygotowywali się do Bożego Narodzenia salezjańską nowenną, w jakiś sposób razem… Jeden z nich odtworzył ją z pamięci i przepisał na skrawkach papieru… Odprawili ją w tym samym czasie, jak czynili to na wolności… 23.iv.1941 r. Czesława wywieziono z Wronek do więzienia sądowego w dzielnicy Berlina – Neukölln. Przebywał tam niecały miesiąc. W czasie teg o czasu szczególnie uwziął się na niego najmłodszy z więziennych funkcjonariuszy, niejaki Evert… Następnie przetransportowano go (pakując 17 osób do jednej kibitki: „siedział jeden na drugim” - pisał w grypsie do rodziny) do szczególnie ciężkiego więzienia w Zwickau (niem. Zuchthaus Zwickau) na Zamku Osterstein (niem. Schloss Osterstein), prowadzonego przez niemiecką „eskadrę ochronną NSDAP” (niem. Die Schutzstaffel der NSDAP), czyli osławione SS. Przetrzymywano go w 80-osobowej celi. Wszyscy więźniowie morderczo pracowali w mieście: zaprzęgano ich nawet do wozów… Przez cały okres, w czasie wielomiesięcznych przesłuchiwań – torturowania, katowania – młodzi chłopcy, przywódcy poznańskiej katolickiej młodzieży, zachowywali niezwykły spokój i niespotykaną pogodę ducha… „Nie zwątpiliśmy nigdy, nawet w okrutnych warunkach, podczas więziennej gehenny, pozostawaliśmy apostołami księdza Bosko. Nie załamało nas śledztwo, rozdzielenie po różnych celach, terror i uciążliwy głód. Pomimo udręczeń fizycznych, moralnych, stosowanych tortur, gdy tylko drzwi zamykały się za odchodzącym gestapowcem, wracały humor i pogoda ducha. Często współwięźniowie mówili, że jesteśmy jacyś inni i pytali, czy przypadkiem nie jest nam dobrze w więzieniu…”wspomnienia Henryka Gabryela. Ze współwięźniami Czesław dzielił się nawet swoimi głodowymi racjami chleba. Dodawał ducha, często żartował, starał się pocieszać innych, mimo że zdawał sobie sprawę z powagi własnej sytuacji… Jeden ze współwięźniów tak określił Czesława: „Miał dobre serce, spokojny charakter i krystaliczną duszę… Pewnego dnia zwierzył mi się z jednego z jego zmartwień: aby nigdy nie popełnić jakiegokolwiek aktu przeciw czystości”… Wszyscy zostali oskarżeni o zdradę stanu. Niemcy po prostu uznali – po „przyłączeniu” Poznania do Rzeszy – że aresztowani automatycznie stali się „obywatelami Niemiec” i ich działalność w Oratorium za zdradę główną. 1.viii.1942 r. w Zwickau wydano nań, czterech z pięciu przyjaciół z Oratorium salezjańskiego: Edwarda Kaźmierskiego, Franciszka Kęsego, Edwarda Klinika i Jarogniewa Wojciechowskiego (Henryk Gabryel jako najmłodszy z nich został zwolniony następnego dnia, 2.viii.1942 r. i przeżył wojnę) - oraz dwóch innych Polaków z kręgów narodowych, kolegów z Narodowej Organizacji Bojowej - Hieronima Jendrusiaka (Jędrusiaka) i Mariana Kiszkę, wyrok śmierci… „Należy orzec takie kary, aby ich działanie odstraszające było jak największe. W przypadku Polaków osiągnięcie tego celu możliwe jest jedynie poprzez orzeczenie kary śmierci” – tak niemiecki sędzia uzasadnił wyrok. Na wykonanie wyroku skazanych przewieziono do Drezna. Czesław kilkukrotnie wyrażał żal, że nie zginie jako żołnierz, że jego śmierć będzie tak haniebna… W liście pożegnalnym z 24.viii.1942 r. pisał: „Przychodzi mi rozstać się z tym światem. […] z taką radością schodzę z tego ś wiata, więcej, aniżeli miałbym być ułaskawionym. Wiem, że Maryja Wspomożycielka Wiernych, którą całe życie czciłem, wyjedna mi przebaczenie u Jezusa. […] Jest 7.45 wieczorem. O godz. 8.30 […] zejdę z tego świata. Proszę […] nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się, Bóg tak chciał. […] Proszę Was bardzo, jeżeli w czym Was obraziłem, odpuście mej duszy. Ja będę się modlił za Was do Boga o błogosławieństwo i o to, abyśmy kiedyś razem mogli zobaczyć się w niebie. […] Do zobaczenie w niebie”. Cieszył się jeszcze, że przed śmiercią mógł spotkać, w jednej celi, czwórkę przyjaciół oraz trzech innych Polaków (wspomnianych Hieronima Jendrusiaka, Mariana Kiszkę i Bogdana Wysockiego)… Duszpasterz więzienny, o. Franciszek (niem. Franz) Bänsch (1899, Grossenhain – 1961, Drezno), zakonnik Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (łac. Congregatio Missionariorum Oblatorum B. M. V. Immaculatae - OMI), czyli oblata, którego za potajemne sporządzanie notatek ze wszystkich egzekucji dokonanych w latach wojny w Dreźnie – było ich 1386, przekazywanie grypsów, odnotowywanie danych i miejsc pochówku straconych, i wreszcie wystawienie im po upadku III Rzeszy Niemieckiej małej kapliczki (za czasów komunistycznych!), w 2006 r. miasto uhonorowało nazwaniem ulicy jego imieniem i pomnikiem, zanotował: „Na krótko przed godziną 9:00 wieczorem więźniowie zaintonowali pieśń religijną, którą zaśpiewali przytłumionym głosem w języku ojczystym. Do celi znowu wdarł się strażnik więzienny i zawołał: Koniec śpiewania! I ja byłem w tej celi. Pod koniec, krótko przed wyprowadzeniem prosili jeszcze: Przewielebność, proszę trzymać krzyż bardzo wysoko, żebyśmy go mogli widzieć. Każdy z nich w milczeniu poszedł pod gilotynę.” Najprawdopodobniej Czesław był pierwszy… Pochowani zostali w zbiorowym grobie na cmentarzu katolickim przy ul. Bremer 20 (niem. Bremer Straße), niedaleko więzienia w Dreźnie… Ten zwyczajny – nadzwyczajny! – młodzieniec, wychowany w II Rzeczpospolitej, wierny Kościołowi do końca, beatyfikowany został 13.vi.1999 r. w Warszawie, przez papieża Jana Pawła II, w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Razem z nim beatyfikowani zostali Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski… 3.vi.1997 r. w Poznaniu Jan Paweł II mówił do zgromadzonej młodzieży: „Ileż to razy wiara i nadzieja narodu polskiego była wystawiana na próbę, na bardzo ciężkie próby w tym wieku, który się kończy! Wystarczy przypomnieć pierwszą wojnę światową i związaną z nią determinację tych wszystkich, którzy podjęli zdecydowaną walkę o odzyskanie niepodległości. Wystarczy przypomnieć międzywojenne dwudziestolecie, w czasie którego trzeba było wszystko budować właściwie od początku. A potem przyszła druga wojna światowa i straszliwa okupacja w wyniku układu między Niemcami hitlerowskimi a Rosją sowiecką, który przesądził o wymazaniu Polski jako państwa z mapy Europy. Jakże radykalnym wyzwaniem był ten okres dla nas wszystkich, dla wszystkich Polaków! Rzeczywiście pokolenie drugiej wojny światowej spalało się poniekąd na wielkim ołtarzu walki o utrzymanie i zapewnienie wolności Ojczyzny. Ileż to kosztowało ludzkich żywotów — młodych żywotów, obiecujących. Jak wielką cenę zapłacili Polacy, najpierw na frontach września 1939 roku, a z kolei na wszystkich frontach, na których alianci zmagali się z najeźdźcą” Cenę taką zapłacił niewątpliwie Czesław i jego przyjaciele. Ojciec Święty dodawał: „Wiara w Chrystusa i nadzieja, której On jest mistrzem i nauczycielem, pozwalają człowiekowi odnieść zwycięstwo nad samym sobą, nad tym wszystkim, co w nim jest słabe i grzeszne, a zarazem ta wiara i nadzieja prowadzą do zwycięstwa nad złem i skutkami grzechu w otaczającym nas świecie. Chrystus wyzwolił Piotra z lęku, który owładnął jego duszą na wzburzonym morzu. Chrystus i nam pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu, jeżeli z wiarą i nadzieją zwracamy się do Niego o pomoc. ‘Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!’Mt 14, 27. Mocna wiara, z której rodzi się nadzieja, cnota tak bardzo dziś potrzebna, uwalnia człowieka od lęku i daje mu siłę duchową do przetrwania wszystkich burz życiowych. Nie lękajcie się Chrystusa! Zaufajcie Mu do końca! On jedyny ‘ma słowa życia wiecznego’por J 6, 68. Chrystus nie zawodzi.” Chrystus nie zawiódł i Czesława, i poprowadził go, „mocną wiarą, z której rodzi się nadzieja”, do zwycięstwa nad złem… Zespół „New Day” nagrał w 2006 r., jako część albumu „Piątka”, utwór „Tacy sami jak my”, poświęcony męczennikom z Poznania. Śpiewali:


Nieważne, ile masz lat
Ważne byś
Bożą miał w sercu radość
Jak przed laty pięciu z nich
Młodych tak
Którzy umieli pięknie żyć

Każdy z nich wierzył, że
Dobrze jest
Żyć tak jak uczył Bosko
Dziś zatrzymaj chwilę tę
Może Ty
Błogosławionym będziesz

Nieważne, ile masz lat
Ważne byś
Uczciwie drogą kroczył swą
Jak przed laty pięciu z nich
Wiernych tak
Co w przyjaźni zawsze trwali

Każdy z nich wierzył, że
Warto jest
Być blisko łaski Bożej
Dziś zatrzymaj chwilę tę
Właśnie Ty
Błogosławionym będziesz

Tacy sami jak My
Zakochani jak Ty!
Pełni życia i sił
Wierni Bogu do końca!

 za: http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0824blCZESLAWJOZWIAKmartyr01.htm

Edward Kaźmierski

Urodził się 1.x.1919 r. w Poznaniu, przy ul. Łąkowej 18/18, u progu odrodzonej Rzeczypospolitej. Był synem Wincentego i Władysławy z domu Kaźmierczak. Siostra Zofia zmarła w wieku trzech lat, a siostra Kazimiera w szóstym miesiącu życia. Ale miał jeszcze trzy siostry, ułomną Ulę, Anielę i Marysię… Ojciec odszedł do Pana, gdy „Eda” miał 4 lata. Odtąd na barki matki spadł cały ciężar utrzymania i wychowania czwórki dzieci… By jej pomóc w wieku 17 lat przerwał nauki i podjął pracę, jako „chłopiec na posyłki” w sklepie dekoracyjnym, a później, dzięki pomocy ks. dra Władysława Bartonia (1906, Błażowa – 1961, Rząska), salezjanina, został zatrudniony jako pomocnik w warsztacie samochodowym, gdzie przyuczał się do zawodu ślusarsko-mechanicznego. Poznańskie Oratorium pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych prowadzone przez Towarzystwo Świętego Franciszka Salezego (łac. Societas Sancti Francisci Salesii – SDB), czyli salezjanów, przy ul. Wronieckiej 9 w Poznaniu stało się wówczas jego drugim domem. Udzielał się szczególnie w przedsięwzięciach artystycznych. Brał udział w przedstawieniach oratoryjnych, w których grywał główne role. Grał na fortepianie, na harmonii i skrzypcach, śpiewał partie solowe w chórze. Sam też komponował - stąd też zwano go „kompozytorem”. Jego zdolności muzyczne musiały być nieprzeciętne, skoro pochlebnie wyrażał się o nich i z nim pracował sam Stefan Stuligrosz (1920, Poznań – 2012, Puszczykowo), wielki dyrygent chórów, szczególnie chłopięcych i kompozytor… Lubił zresztą chodzić do teatru, do opery, na koncerty i do kina. Prowadził też pamiętnik. Ale była to nie tylko dusza artystyczna – nie stronił też od sportu, grał w piłkę. A ponieważ znał się też – jako pomocnik w warsztacie – na samochodach przyciągał do siebie wielu młodszych kolegów. Na zmianę z przyjacielem, Franciszkiem Kęsym, pełnił funkcję prezesa Towarzystwa św. Jana Bosko… Ten wesoły i radosny chłopak w 1935 r., jako 16-letni młodzieniec, udał się wraz z przyjacielem, rówieśnikiem Czesławem Jóźwikiem, na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Opisując ją w pamiętniku, nie omieszkał wymienić imion wszystkich uroczych dziewcząt, jakie spotkał po drodze. Wspominał w notatkach o modlitwach do Maryi Wspomożycielki o pomoc w znalezieniu towarzyszki życia… 1.ix.1939 r. Niemcy zaatakowali Rzeczpospolitą. Zgodnie z umową z piątką przyjaciół z Oratorium: wspomnianym Czesławem Jóźwikiem, Franciszkiem Kęsym, Edwardem Klinikiem, Jarogniewem Wojciechowskim i Henrykiem Gabryelem, postanowił - jako Polak i gorliwy, świadomy katolik – wstąpić do wojska. Nie został jednak przyjęty… Wziął wówczas udział w demonstracjach młodzieży, domagającej się zorganizowania obrony Poznania, a gdy to się nie stało opuścił z przyjaciółmi miasto i udał się, podążając za wycofującą się armią, w kierunku Warszawy. Wszyscy dostali się do niewoli niemieckiej, ale udało im się uciec i spod Kutna dotarli z powrotem do domów… Okupacja oznaczała niebywały terror wobec Polaków. Jego celem była fizyczna likwidacja żywiołu polskiego – posunięto się nawet do tak „wyrafinowanych” metod – poza aresztowaniami, osadzaniem w obozach koncentracyjnych, masowym wypędzaniem do Generalnego Gubernatorstwa na ziemiach polskich (niem. Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete), czyli tzw. Generalnej Guberni - iż wyznaczono wysoką granicę wieku dla narzeczonych, jako warunku uzyskania zgody na zawarcie związku małżeńskiego (28 lat u mężczyzn i 25 dla kobiet)… W Poznaniu Niemcy zamknęli Oratorium, wszystkie szkoły, wprowadzili obowiązek pracy - nawet dla czternastoletnich dzieci. Jednym z pierwszych aktów było zniszczenie pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa… Edward prawie od razu zaangażował się w działalność konspiracyjną. Za przyczyną Czesława Jóźwiaka został zaprzysiężony w tajnej organizacji zdelegalizowanego przez Niemców Stronnictwa Narodowego - Narodowej Organizacji Bojowej. Czesław był kierownikiem jej sekcji organizacyjnej, której zadaniem było rozpoznanie wywiadowcze obiektów Wehrmachtu – czyli niemieckiej armii - w poznańskim Śródmieściu. Zajmowano się m.in. kolportażem gazetki „Polska Narodowa”. Nawiązał kontakty z inną podziemną organizacją - Wojskową Organizacją Ziem Zachodnich (WOZZ) - którą Niemcy rozbili w vii.1940 r. Uniknął wtedy szczęśliwie aresztowania… Utrzymywał też kontakty z tworzącymi się strukturami podziemnego Harcerstwa Polskiego (17 Poznańska Drużyna Harcerska). Poza działalnością konspiracyjną młodzi ludzie próbowali prowadzić w miarę normalne życie, do jakiego przygotowywało ich Oratorium. Uczestniczyli w szeroko rozumianej działalności młodzieżowego chóru chłopięcego kierowanego – po aresztowaniu przez Niemców i wydaleniu do Generalnej Guberni ks. Wacława Gieburowskiego (1878, Bydgoszcz – 1943, Warszawa) - przez wspomnianego Stefana Stuligrosza. Pomimo masowych aresztowań duchowieństwa śpiewali w jeszcze nie zamkniętych kościołach, organizowali w dni wolne od pracy wypady za miasto, opiekowali się młodszymi kolegami… Ale niemiecka tajna policja polityczna (niem. Geheime Staatspolizei) – Gestapo - ów chór, i środowisko młodzieży z nim związane, od pcczątku okupacji obserwowało szczególnie intensywnie. Spośród grona związanego z Oratorium ktoś zaczął donosić do Gestapo. Aresztowania nastąpiły niebawem… Edward - „Eda” - aresztowany został 23.ix.1940 r. Wraz z nim Gestapo aresztowało jego salezjańskich przyjaciół… W Poznaniu początkowo zawieziono ich do siedziby Gestapo zorganizowanej w „Domu Żołnierza”. Gdy Niemcy zabrali im wszystkie rzeczy osobiste, znaleźli przy nich także różańce. Szydząc z chłopców odebrali im je i wyrzucili do kosza na śmieci. Ci zaś, kiedy tylko zostali na chwilę pozostawieni sami, wyciągnęli je z kosza i schowali… Już pierwszego dnia, oskarżając o założenie w Oratorium nielegalnej organizacji, skatowano ich okrutnie… Z więzienia Gestapo Edward został przewieziony do osławionego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager - KL) Posen - Fort VII - w Poznaniu i tam osadzony w bunkrze 58. Tam spotkał się z aresztowanymi przyjaciółmi. Odtąd, o ile możliwe, trzymali się razem. Rozrzucono ich po różnych celach, ale widywali się na podwórzu i wymieniali choćby uścisk dłoni, karteczki zachęcające do wspólnych praktyk, tak jak w Oratorium… Przesłuchiwano go też w więzieniu przy ul. Młyńskiej (innej siedzibie Gestapo). Tam Niemcy, by wymusić zeznania, poddali go torturom i ciężkiemu biciu… Niezależnie jednak gdzie „Eda” był przetrzymywany, i czy groziło to konsekwencjami, tam często było wesoło. W więzieniu na Młyńskiej polubić go mieli nawet pospolici przestępcy… 16.xi.1940 r. przewieziono go – wraz z przyjaciółmi - do więzienia we Wronkach, gdzie siedział, jak i przyjaciele, w pojedynczej celi oznaczonej napisem: „Hochverrat” (pl. „zdrada stanu”). Traktowano ich, mieszkańców wcielonej do Rzeszy Niemieckiej części okupowanej Rzeczypospolitej, tzw. Kraju Warty (niem. Wartheland), jak zdrajców narodu niemieckiego. Niemcy po prostu uznali, że aresztowani automatycznie stali się „obywatelami Niemiec” i ich działalność w Oratorium za zdradę główną. Mimo odosobnienia przyjaciele jakoś się porozumieli i przygotowywali się do Bożego Narodzenia salezjańską nowenną, w jakiś sposób razem… Jeden z nich odtworzył ją z pamięci i przepisał na skrawkach papieru… Odprawili ją w tym samym czasie, jak czynili to na wolności… We Wronkach Edward, ten najwierniejszy syn salezjańskiego charyzmatu, na dnie zbrodniczej machiny niemieckiej, gdy wydawałoby się tylko przetrwanie mogło być jedynym celem i tematem rozmyślań aresztowanych nieszczęśników, pokornie „się poznał i zauważył, jak mu dużo brakuje, aby być dobrym synem księdza Bosko, miłym Bogu, pożytecznym bliźnim i prawdziwą pociechą rodziny”… 23.iv.1941 r. przewieziono go do więzienia sądowego w dzielnicy Berlina – Neukölln. Stamtąd pisał do rodziny: „Nie byłem wart Waszej miłości. Jak bardzo pragnę to wszystko naprawić, odwdzięczę się Wam i wynagrodzę Wam, ale mam nadzieję i wierzę, że nasz kochany Bóg wybaczy mi i Wy również mi wybaczycie”29.06.1941 r. A 28.xii.1941 r. pisał: „W Wieczór Wigilijny podzieliłem się opłatkiem najpierw z Wami, potem z moimi kolegami. Potem zjedliśmy naszą wigilijną kolację, przeczytaliśmy Wasze listy i kartki, oglądaliśmy Wasze zdjęcia, potem śpiewaliśmy kolędy. I święta Bożego Narodzenia minęły. W pierwszy dzień świąt wachmistrz zezwolił nam, abyśmy byl w celi w trójkę […]. Rozmawialiśmy cały dzień, śpiewaliśmy więcej kolęd przy gałązkach choinki…” Parę miesięcy później zanotował: „Jakaż to siła, ta nasza wiara. Są także tacy tutaj, którzy w nic nie wierzą. Jaka dla nich straszna ta niewola. Słychać tam tylko przekleństwa i złorzeczenia. A u tych, co mają silną wiarę spokój, a zamiast przekleństw sama radość. Duch mój jest silny i coraz silniejszy się staje. Nic go już nie załamie, bo go Bóg umocnił.” I dodawał: „Przeszedłem bowiem i przechodzę szkołę życia, którą daje więzienie, przy pomocy Bożej. Jestem na wszystko przygotowany, [wiem] bowiem, że wszystkim Bóg kieruje, dlatego we wszystkim widzę niepojęte wyroki Boże”11.v.1942 r. Wówczas też odesłał rodzinie większość swoich rzeczy, jakby przewidując swoje dalsze losy… Przez cały ten okres, w czasie wielomiesięcznych przesłuchiwań – torturowania, katowania – młodzi chłopcy, przywódcy poznańskiej katolickiej młodzieży, zachowywali niezwykły spokój i niespotykaną pogodę ducha… „Nie zwątpiliśmy nigdy, nawet w okrutnych warunkach, podczas więziennej gehenny, pozostawaliśmy apostołami księdza Bosko. Nie załamało nas śledztwo, rozdzielenie po różnych celach, terror i uciążliwy głód. Pomimo udręczeń fizycznych, moralnych, stosowanych tortur, gdy tylko drzwi zamykały się za odchodzącym gestapowcem, wracały humor i pogoda ducha. Często współwięźniowie mówili, że jesteśmy jacyś inni i pytali, czy przypadkiem nie jest nam dobrze w więzieniu…”wspomnienia Henryka Gabryela. Zachowując pozory praworządności w v.1942 r. Niemcy zawieźli oskarżonych do ciężkiego więzienia w Zwickau i tam 1.viii.1942 r. „Eda” i przyjaciele stanęli przed sądem. Pięciu przyjaciół z Oratorium salezjańskiego: Edward, Czesław Jóźwik, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski, oraz dwaj inni Polacy z kręgów narodowych, koledzy z Narodowej Organizacji Bojowej - Hieronim Jendrusiak (Jędrusiak) i Marian Kiszka, zostali skazani na śmierć przez zgilotynowanie. Tylko Henryk Gabryel, najmłodszy z nich, został następnego dnia, 2.viii.1942 r., zwolniony i przeżył wojnę… „Należy orzec takie kary, aby ich działanie odstraszające było jak największe. W przypadku Polaków osiągnięcie tego celu możliwe jest jedynie poprzez orzeczenie kary śmierci” – tak niemiecki sędzia uzasadnił wyrok. Na wykonanie wyroku skazanych przewieziono do Drezna. W ostatnim liście napisanym tuż przed śmiercią Edward napisał: „O dziękujcie Najłaskawszemu Zbawcy, że nie wziął nas nieprzygotowanych z tego świata, lecz po pokucie, zaopatrzonych Ciałem Jezusa w dzień Marii W.W. O dziękujcie Bogu za Jego niepojęte miłosierdzie. Dał mi spokój. Pogodzony z Jego Przenajświętszą Wolą schodzę za chwilę z tego świata. Wszak On tak dobry przebaczy nam […] Do upragnionego zobaczenia w niebie” W drezdeńskim więzieniu piątka przyjaciół oraz trzech innych Polaków (wspomniani Hieronim Jendrusiak i Marian Kiszka oraz Bogdan Wysocki) spotkali się ostatni raz… Duszpasterz więzienny, o. Franciszek (niem. Franz) Bänsch (1899, Grossenhain – 1961, Drezno), zakonnik Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (łac. Congregatio Missionariorum Oblatorum B. M. V. Immaculatae - OMI), czyli oblata, którego za potajemne sporządzanie notatek z egzekucji dokonanych w latach wojny w Dreźnie (było ich 1386), przekazywanie grypsów, odnotowywanie danych i miejsc pochówku straconych, i wreszcie wystawienie im po upadku III Rzeszy Niemieckiej małej kapliczki (jeszcze za czasów komunistycznych!), miasto uhonorowało w 2006 r. nazwaniem ulicy jego imieniem i pomnikiem, zanotował: „Na krótko przed godziną 9:00 wieczorem więźniowie zaintonowali pieśń religijną, którą zaśpiewali przytłumionym głosem w języku ojczystym. Do celi znowu wdarł się strażnik więzienny i zawołał: ‘Koniec śpiewania!’ I ja byłem w tej celi. Pod koniec, krótko przed wyprowadzeniem prosili jeszcze: ‘Przewielebność, proszę trzymać krzyż bardzo wysoko, żebyśmy go mogli widzieć’. Każdy z nich w milczeniu poszedł pod gilotynę.” Wyrok Niemcy wykonali 24.viii.1942 r., w dzień wspomnienia Maryi Wspomożycielki Wiernych, do której tyle razy się modlił, o godz. 20:40. Pochowani zostali w zbiorowym grobie na cmentarzu katolickim przy ul. Bremer 20 (niem. Bremer Straße), niedaleko więzienia w Dreźnie… Piątka przyjaciół z poznańskiego Oratorium została beatyfikowana przez Jana Pawła II., 13.vi.1999 r. w Warszawie, w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Kilkanaście lat wcześniej, 20.vi.1983 r., Jan Paweł II mówił w Poznaniu: „‘Ty jesteś Mesjasz (Chrystus), Syn Boga żywego!’Mt 16, 16.  […] To wyznanie Szymona Piotra […] powtarzam tu, w Poznaniu, w miejscu, w którym wyznanie to najdawniej było wypowiadane na ziemiach piastowskich, po chrzcie Mieszka w 966 roku. Najdawniej wypowiadały to Piotrowe wyznanie usta biskupa, bo już w dwa lata po chrzcie Poznań, pierwszy w Polsce, łac. coepit habere episcopum: zaczął mieć swego biskupa. […] Cieszę się, że mogę stanąć na tym miejscu, w pośrodku najstarszej z ziem piastowskich, gdzie przed tysiącem z górą lat zaczęły się dzieje narodu, państwa i Kościoła. Wraz z Chrystusem, którego Piotr wyznał Synem Boga żywego, przyszła tutaj Ewangelia i całe Objawienie. W świadomości mieszkańców tej ziemi przyjęły się słowa Stwórcy, wypowiedziane na początku: ‘Rośnijcie i rozmnażajcie się — i czyńcie sobie ziemię poddaną’por. Rdz. 1, 28. […] Po wiekach jesteśmy tutaj świadkami pracy tylu pokoleń. […] ‘Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego’. […] Słowa Piotrowe powtarza katolicki Poznań w sposób szczególny od czasu niepodległości Ojczyzny, która została odzyskan a w 1918 roku. […] Wyznanie Piotrowe wyraziło się w dziejach miasta poprzez budowę pomnika Najświętszego Serca Jezusowego. Pomnik ten — jako wyraz dziękczynienia za odzyskanie niepodległości — został zniszczony przez najeźdźcę w czasie drugiej wojny światowej.” Edward być może naocznie widział zburzenie pomnika. Niemcy pragnęli zburzyć wszystkie ślady wierności synów i córek ziemi wielkopolskiej Chrystusowi i Jego Kościołowi. Zaczęli od śladów materialnych – te najłatwiej zniszczyć. Ale zapisu aktu wierności i zobowiązania zarazem – Piotrowego „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego” – nie udało się wymazać z serca Poznaniaków. Nawet w tak ekstremalnych warunkach, jakie mu przyszło doświadczyć, Edward pozostał wierny – do końca.

 za: http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0824blEDWARDKAZMIERSKImartyr01.htm

Franciszek Kęsy

Urodził się 13 listopada 1920 r. w Berlinie. W 1921 r. rodzice przyjechali do Poznania. Ojciec pracował w Elektrowni Miejskiej, matka zajmowała się domem i wychowaniem Franciszka, jego trzech braci i siostry. Dom państwa Kęsych był zawsze otwarty dla gości, w tym wielu znajomych Franka. Często chorował, był delikatny, wrażliwy, ale też bardzo wesoły, a jego szczególną pasją był sport. Chętnie występował w oratoryjnych przedstawieniach. W oratorium był animatorem życia religijnego. Wiara zawsze miała dla niego bardzo duże znaczenie. Codziennie służył do Mszy św. i przystępował do Komunii św., wieczorami odmawiał różaniec. Nie krył, że chce zostać salezjaninem, choroba przeszkodziła jednak mu we wstąpieniu do niższego seminarium w Lądzie. Podczas kampanii wrześniowej podjął nieudaną próbę zaciągnięcia się do polskiej armii. Po powrocie do Poznania dzięki pośrednictwu Czesława Jóźwiaka otrzymał pracę w zakładzie malarskim, gdzie odtąd pracowali razem. Od momentu zamknięcia oratorium aż do aresztowania, wraz z pozostałymi przyjaciółmi śpiewał w chórze Stefana Stuligrosza. Tak jak pozostali, był torturowany podczas przesłuchań. Ważnym doświadczeniem duchowym był dla niego okres pobytu w więzieniu we Wronkach: We Wronkach siedząc na pojedynce, miałem czas, żeby siebie zgłębić, tam to przyszedłem do porozumienia ze swoją duszą. I tam postanowiłem żyć inaczej, tak jak nakazał nam ksiądz Bosko, żyć tak, aby się Bogu podobać i Jego Matce. Myliłby się jednak, kto chciałby go widzieć jedynie ze złożonymi rękami. Kęsy obok Kaźmierskiego był jedną z najweselszych osób w oratorium. Urodzony kawalarz, jeszcze na trzy miesiące przed śmiercią w więzieniu w Neuköln w grypsie do Edy pisał: Ja się mego humoru jeszcze nie pozbyłem, jeszcze figle płatam. Raz Jantyszkowi schowałem łyżkę i jedli ze Stefanem jedną. Ponieważ była dolewka, jedli bardzo długo. Edziowi "Bebisiowi"[Klinikowi] poprzestawiałem raz meble i na pokrywie kibla napisałem: "Achtung. Giftgas! [Uwaga, gaz trujący!] i namalowałem trupią czaszkę. Do końca zdaje sobie sprawę z własnych słabości. W ostatnim liście do rodziców przeprasza za zło i cieszy się, że może zejść ze świata pojednany z Bogiem w sakramencie pokuty i po przyjęciu Komunii św. Ksiądz Bosko nie wymagał od swoich wychowanków niczego więcej.

za: http://salezjanie.pl/czytelnia/blogoslowiony-franciszek-kesy

Edward Klinik

Urodził się 29 lipca 1919 r. w Bochum. Ojciec Wojciech był ślusarzem. Mama Anna zajmowała się domem. Starsza siostra Maria w 1936 r. wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Jezusa Konającego (Edward odwoził ją do nowicjatu do Pniew). Miał również młodszego brata Henryka, którego skutecznie zachęcił do uczęszczania do oratorium. Bardzo spokojny, wręcz nieśmiały, dzięki przyjaźniom zawartym w oratorium stał się bardziej otwarty i bezpośredni. Jako jedyny z piątki Edward był uczniem szkoły salezjańskiej. Rodzice, widząc pozytywny wpływ, jaki mają na Edwarda salezjanie, wysłali go do gimnazjum do Oświęcimia, gdzie przebywał w latach 1933-37. Nie od razu jednak zaaklimatyzował się. Według wspomnień siostry, po pierwszym przyjeździe do domu na święta Bożego Narodzenia, nie chciał wracać do Oświęcimia. Z czasem jednak polubił szkołę, został nawet prezesem Sodalicji Mariańskiej i przewodniczącym samorządu uczniowskiego. Po powrocie do Poznania, Edward powrócił także do oratorium i do przyjaciół. Gestapo aresztowało go w sobotę 21 września 1940 r. O swoim pierwszym przesłuchaniu dwa dni później, napisał: Poniedziałek - pierwsze śledztwo - jeden z najstraszniejszych dni w moim życiu, którego nigdy nie zapomnę. Tak jak u pozostałych kolegów z "piątki" doświadczenie więzienia było dla niego rodzajem rekolekcji. Pisał do siostry Marii: Kiedy Bozia pozwoli, że będę mógł się znowu z Tobą zobaczyć? Lecz jakże inny. Dzisiaj, mając już za sobą duży okres szkoły życiowej, patrzę inaczej na świat, gdyż więzienie bardzo zmienia człowieka. Dla niejednych staje się szkodliwym, dla innych zbawiennym. Ja i moi koledzy możemy powiedzieć, że dla nas jest i będzie tym drugim. Był najstarszy i najpoważniejszy z "piątki". Pozorna skrytość, kryła ogromną głębię ducha. Wyrażała się w pokorze i gotowości niesienia pomocy, ale w pełni ujawniła się dopiero w więzieniu, kiedy małomówny dotąd Edward w listach do rodziny i znajomych przelewał na papier całe bogactwo swego wnętrza. Głęboką wiarę zawdzięczał rodzicom, a także salezjańskiemu wychowaniu w poznańskim oratorium i szkole w Oświęcimiu, skąd wyniósł gorące nabożeństwo do Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych. Błogosławiony Edward Klinik, zginął w wieku 23 lat.

za:http://janbosko.esalezjanie.pl/strony-60.htm

Jarogniew Wojciechowski

Urodzony 5 listopada 1922 r. w Poznaniu był najmłodszy z "piątki". Mama Jarogniewa była nauczycielką muzyki, osobą wrażliwą, głęboko religijną i słabego zdrowia. Jarogniew był z nią bardzo mocno związany. To jej głównie zawdzięczał swoje chrześcijańskie i patriotyczne wychowanie. Miał starszą siostrę Ludmiłę, która wyszła później za mąż za towarzysza niedoli Jarogniewa z Wronek i Spandau. W oratorium na Wronieckiej był ministrantem, grał na fortepianie, na wyjazdach opiekował się młodszymi kolegami. Był chłopcem spokojnym, refleksyjnym i mądrym. Życie i więzienne losy Wojciechowskiego, nawet w porównaniu z pozostałymi chłopcami z "piątki", były naznaczone szczególnym krzyżem. Matka wychowywała rodzeństwo samotnie w jednym z listów Jarogniew nazywa ją bohaterką. Ojciec Andrzej był alkoholikiem. Pozostawił rodzinę, gdy chłopiec miał 11 lat, potem w czasie wojny podzielił losy tych poznaniaków, których Niemcy zmusili do wyjazdu z Wielkopolski. Z powodów materialnych, po pierwszym roku nauki, Jarogniew musiał zaprzestać nauki w Gimnazjum im. Adama Mickiewicza. Podczas aresztowania, nie zdążył przekazać matce pieniędzy na utrzymanie, które miał w kieszeni. Niemiec, który obiecał oddać je nigdy tego nie zrobił. W dzień po jego aresztowaniu, z pracy zwolniona została jego siostra Ludmiła. W liście do domu, prosząc o modlitwę pisał, że jest bity do nieprzy­tomności. We Wronkch, podobnie jak Edward Klinik, był trzymany w innym skrzydle więzienia niż pozostali. Pech prześladował go także w Berlinie więźniowie byli rozmieszczeni w więzieniach w kolejności alfabetycznej, co spowodowało, że czterech pierwszych (i Gabryel) trafiło do Neuköln, a Wojciechowski do Spandau. Podczas gdy piątka w Neuköln wspólnie świętowała Boże Narodzenie, Jarogniew za śpiewanie kolęd musiał stać po pas w wodzie w karcerze. Przez rok siostra taiła przed nim fakt śmierci mamy. Dopiero na kilka miesięcy przed egzekucją mógł modlić się za nią jako za zmarłą. Pomimo krzywdy doznanej od ojca, w listach z więzienia pytał o wiadomości o nim. Jarogniew zapewne widział śmierć swoich kolegów. Był ostatnim z "poznańskiej piątki", na którym 24 sierpnia 1942 r. wykonano wyrok śmierci. Dzięki poświęceniu i miłości matki oraz wychowaniu otrzymanym w salezjańskim oratorium, rodzinne problemy Jarogniewa Wojciechowskiego, nieodległe od doświadczenia wielu polskich rodzin, nie przeszkodziły mu żyć pięknie i godnie. Błogosławiony Jarogniew Wojciechowski, zginął w wieku 20 lat.

 za:http://janbosko.esalezjanie.pl/strony-61.htm

 

 

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo