http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jozef_zaplata/
http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jozef_zaplata/
Momotoro Momotoro
174
BLOG

bł. Józef Zapłata

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Józef Zapłata urodził się 5.iii.1904 r. w niewielkiej wsi Jerka k. Kościana, w Wielkopolsce, wówczas wchodzącej w skład zaborczego Królestwa Prus (niem. Königreich Preußen) stanowiącego część Cesarstwa Niemieckiego (niem. Deutsches Reich). W 1909 r. uboga rodzina (Józef miał kilkoro rodzeństwa) przeniosła się do pobliskiego Wronowa, oddalonego kilka kilometrów od wsi Turew, gdzie ojciec Józefa dostał posadę w posiadłości - z barokowym pałacem - znanego działacza katolickiego, Kazimierza Chłapowskiego (1832, Turew - 1916, Poznań), uważanego za czołową postać tzw. obozu ultramontańskiego. Chłapowski był także wybitnym działaczem gospodarczym, a od 1902 r. zasiadał w pruskiej Izbie Panów (niem. Herrenhaus), czyli izbie wyższej parlamentu zaborczych Prus. Józef uczęszczał do Szkoły Powszechnej w Turwi, założonej w 1878 r. - wcześniej okoliczne dzieci uczyły się bezpośrednio na dworze Chłapowskich - dziś szkole podstawowej im. Dezyderego Chłapowskiego. Nauka była prowadzona w języku niemieckim. Ukończył ją w 1918 r., roku odzyskania przez Rzeczypospolitą niepodległości. Ubóstwo rodziny i sytuacja polityczna nie pozwoliły wszelako na kontynuację edukacji… W najważniejszych latach rodzącej się Rzeczypospolitej zatem, czasach zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego (lata 1918-19) i wojen o granice (lata 1918-1921), w tym wojny obronnej przeciw agresji Rosji komunistycznej (lata 1919-21), której kulminacją była bitwa warszawska w dniach 13-25.viii.1920 r., zwana też „Cudem nad Wisłą”, był żołnierzem. Po zakończeniu służby wojskowej został przyjęty, 14.iv.1927 r., do Zgromadzenia Braci Najświętszego Serca Jezusowego (łac. Congregatio Fratrum Cordis Iesu - CFCI), założonego i zatwierdzonego w Polsce cztery lata wcześniej, 21.xi.1923 r., jako zakon kontemplacyjno-czynny, z domem macierzystym w Puszczykowie k. Poznania, którego charyzmatem była i jest współpraca z duchowieństwem w instytucjach kościelnych w charakterze zakrystianów, organistów i pomocników hierarchii kościelnej. Przyjmował go sam ojciec-założyciel Zgromadzenia, br. Stanisław Andrzej Kubiak (1877, Koszanowo - 1928, Puszczykowo). Pierwsze śluby zakonne, po odbyciu postulatu i nowicjatu, złożył 8.ix.1928 r., a śluby wieczyste dziesięć lat później, 10.iii.1938 r. Wówczas też przyjął zakonne imię Dominika… Był przełożonym domu zakonnego w kościele pw. św. Elżbiety we Lwowie. Konsekrowana w 1911 r. świątynia ta była największym kościołem rzymsko-katolickim we Lwowie (po II wojnie światowej zamieniona przez okupanta rosyjskiego na magazyn żywności popadła w ruinę; po 1989 r. przez władze lwowskie przekazana kościołowi grecko-katolickiemu jako cerkiew pw. św. Olgi i św. Elżbiety). Stamtąd przeniesiony został do Poznania, gdzie posługiwał w Kurii Metropolitalnej - w kancelarii Prymasa Polski, Augusta kard. Hlonda (1881, Brzęczkowice - 1948, Warszawa). Przez pewien czas był również mistrzem nowicjatu Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego. Miał być człowiekiem energicznym i pracowitym, dającym przykład pracowitością i pobożnością i tego też wymagającym od swoich współbraci. Po agresji niemieckej i rosyjskiej na Rzeczpospolitą i wybuchu, 1.ix1939 r., II wojny światowej Prymas Hlond zwolnił cały personel Kurii do domów rodzinnych lub zakonnych. Tylko brat Dominik pozostał w domu arcybiskupim - zgłosił się do Prymasa i zaoferował się pełnić podczas nieobecności pracowników Kurii funkcję furtiana. Prymas wyraził zgodę i „powierzył [mu] klucze i opiekę nad rezydencją arcybiskupią”„Testimonia” ks. Marian Balcerek. Wielkopolska przeszła w ręce niemieckiego okupanta. Jeszcze przed formalnym jej wcieleniem do Niemiec, dekretem Hitlera z 8-12.x.1939 r., jako tzw. Kraju Warty (niem. Wartheland), 3.x.1939 r. został - w budynku Kurii, którym się opiekował - aresztowany przez niemiecką tajną policję polityczną (niem. Geheime Staatspolizei), czyli tzw. gestapo, i osadzony w utworzonym przez Niemców obozie koncentracyjnym (niem. Konzentrazionlager - KL) Posen - Fort VII w Poznaniu. Stamtąd został przewieziony do obozu we wsi Kazimierz Biskupi. Tam, w klasztorze księży Misjonarzy Świętej Rodziny (łac. Congregatio Missionariorum a Sacra Famiglia - MSF) pw. św. Jana Chrzciciela i Pięciu Braci Męczenników, Niemcy urządzili w 1939 r. obóz przejściowy dla polskich księży, głównie z Wielkopolski. 24.v.1940 r. Niemcy przetransportowali go, wraz z dużą grupą kapłanów z Kazimierza Biskupiego, do obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) Dachau w Bawarii. Zarejestrowany został wówczas jako więzień numer 11057, a trójkąt (niem. Winkel) z tym numerem przyszyto do jego obozowego ubrania - pasiaka. Nie zapadła jeszcze wówczas decyzja zgromadzenia w Dachau wszystkich kapłanów z polskich terenów przyłączonych do Niemiec, więc 2.viii.1940 r. Niemcy wysłali br. Dominika, wraz z gronem innych duchownych, do obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) Mauthausen-Gusen we włączonej do Niemiec Austrii. Obóz ten został ujęty w planach niszczenia polskiej inteligencji w ramach niem. Intelligenzaktion (pl. „akcja Inteligencja”), jako jedno z miejsc eksterminacji polskich warstw przywódczych. Tam br. Dominik niewolniczo budował podobóz Gusen, postawiony przy zakładach zbrojeniowych, oraz pracował m.in. w kamieniołomach. Po czterech miesiącach, skrajnie wyczerpany, został 8.xii.1940 r. przewieziony przez Niemców, wraz z tymi kapłanami, którzy przeżyli Mauthausen-Gusen, z powrotem do obozu koncentracyjnego Dachau, który Niemcy uczynili miejscem zbornym dla polskich kapłanów z terenów polskich bezpośrednio przyłączonych do Rzeszy niemieckiej. Tam ponownie go zarejestrowano, tym razem jako więźnia o numerze 22099. W Dachau przeżył ponad 4 lata. Przeżył najgorszy okres znęcania się nad polskim duchowieństwem. Zaczął się on po tzw. „apelu pokuty” z 15.ix.1941 r., gdy polscy kapłani - wszyscy! - odmówili wpisania na tzw. listę tzw. volksdeutschów (pl. etniczni Niemcy), i nie wyparli się polskości i godności kapłańskiej. W odpowiedzi Niemcy cofnęli im wszelkie obozowe przywileje: nie wolno było odprawiać Mszy św., odmawiać brewiarza, modlić się i mieć przy sobie jakiekolwiek przedmioty kultu religijnego, zakazano niesienia pomocy duchowej umierającym. Zmuszono duchownych do niewolniczej pracy… Zaczęto ich także wykorzystywać jako „obiekty” badań pseudo-medycznych… Przeżył rok 1942 r., gdy Niemcy rozpoczęli akcję fizycznej likwidacji kapłanów - więźniów Dachau. Chorych i głodnych wywozili w tzw. „transportach inwalidów” do austriackiego ośrodka eutanazyjnego na zamku Hartheim (niem. Schloß Hartheim) w Austrii, gdzie w ramach zorganizowanej Aktion T4 (pl. akcja T4) - „likwidacji życia niewartego życia” (niem. „Vernichtung von lebensunwertem Leben”), czyli mordowania osób w szczególności niedorozwiniętych umysłowo, przewlekle chorych psychicznie i neurologicznie - uśmiercano ich w komorach gazowych: specjalnych samochodach z rurami wydechowymi skierowanymi do wnętrza… Przeżył także kolejne dwa, trochę lepsze, lata obozowe, zawsze jednak o głodzie, zimnie, w skrajnym wyczerpaniu. W tych skrajnych warunkach „nie zachwiał się w wierze. Nie rozpaczał, nie przeklinał”ks. Marian Balcerek, op. cit.. Pracował wówczas m.in. jako niem. Stubendienst (pl. porządkowy na izbach) przy kuchni w jednym z bloków. Dzięki temu miał tam śniadania, obiady i kolacje i gdy wracał na blok 28 do izby 4, gdzie przebywali kapłani-współwięźniowie, dzielił się porcjami żywności z kolegami, „nie patrząc na specjalną przyjaźń czy pokrewieństwo” (jak zaświadczał26.xi.1977 r. współwięzień, kapucyn, br. Zenon Maria Józef Żukowski (1926, Tyszowce - 1989, Warszawa)). Owe posiłki były niczym innym jak głodowymi racjami, a dzielenie się nimi rzeczywistym aktem heroizmu. Zapamiętano go jako człowieka o dobrym, współczującym sercu, gotowego do poświęceń, śpieszącego z pomocą potrzebującym. Jako zakonnik wyróżniał się wyjątkową obowiązkowością i gorliwością a jego postępowanie budziło uznanie u współwięźniów i stanowiło wzór dla współbraci. Nie udało mu się wszelako doczekać wyzwolenia. Pod koniec 1944 r., w związku z krytyczną sytuacją Niemiec oraz fatalnym stanem sanitarnym, w obozie zapanował tyfus plamisty. Nie było go czym leczyć. I wówczas br. Dominik, bardzo już wówczas osłabiony, przeniesiony do baraku dla więźniów chorych, w intencji szczęśliwego powrotu do Ojczyzny, Prymasa Polski Augusta kard. Hlonda - który przebywał na wojennej tułaczce i którego, jak 9.ix.1962 r. zeznawał ks. Alojzy Wietrzykowski (1905-80), „uwielbiał i był Mu oddany bez reszty”, nieustannie o nim wspominając podczas nieludzkich udręk życia obozowego - zgłosił się heroicznie - na prośbę ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego - do pomocy zarażonym. Inni współwięźniowie odwodzili go od tego zamiaru, ale miał odpowiedzieć: „Ja wiem co ja robię”ks. Marian Balcerek, op. cit.. W 1946 r., w Paryżu, ks. Wietrzykowski zanotował słowa jednego z więźniów Dachau o ostatnich dniach życia brata Dominika: „Wokoło śmierć sprzątała żniwo. A jego jakby unikała. Aż wybuchła w Dachau epidemia tyfusu. Obozowi kaci zwrócili się do umęczonych więźniów o podjęcie się dobrowolnej opieki nad chorymi. Każdy wiedział, że groziło to zarażeniem się i śmiercią. Znalazła się grupa ofiarnych dusz, które z narażeniem własnego życia zgodziły służyć chorym. Wśród nich był również brat Józef Zapłata. Pożegnał się serdecznie ze [mną], dając wyraz radosnej nadziei, że może jednak Bóg przyjmie ofiarę jego życia. Z rozjaśnionym obliczem przekroczył drzwi baraku szpitalnego. Już z niego nie wyszedł żywy. […] Pewnie jego ostatnie myśli przy konaniu szukały w dalekim świecie umiłowanego Prymasa, a usta szeptały: ‘Boże, spraw, aby On powrócił do kraju’”9.ix.1962 r.. Do Pana brat Dominik odszedł 19.ii.1945 r., na parę miesięcy przez wyzwolniem przez wojska amerykańskie… Jego śmierć tak opisywał inny współwięzień, późniejszy kardynał, jezuita Adam Kozłowiecki (1911, Huta Komorowska - 2007, Lusaka): „[…] Uderzył mnie Jego wielki spokój, zrównoważenie i dobroć, której najlepszym dowodem było ofiarowanie własnej krwi celem ratowania współwięźnia, śp. o. Stanisława [Tadeusza] Podoleńskiego (1887, Bihač - 1945, Dachau), SJ [jezuity], który nabawił się gangreny. Musiał już wtedy być sam bardzo wyczerpany i osłabiony, ponieważ razem z Ojcem Podoleńskim pracował w tzw. ‘pończoszarni’, w której umieszczano więźniów osłabionych. Zresztą umarł w miesiąc po o. Podoleńskim, może nawet zrobiona przez Niego ofiara krwi przyspieszyła i Jego śmierć?”fragm. listu, 15.iii.1978 r., Zambia. Jeszcze w obozie za duszę brata Dominika odprawiono Mszę św. a kazanie wygłosił współwięzień, ks. Marian Balcerek (1913, Krzywiń - 1993, Leszno). Mówił wówczas (po łacinie): „Rodzice dali Mu […] wspaniały przykład wiary, obyczajów i ducha miłości w służbie Bożej […] [W 1945] przeszedł wiele utrapień, a organizm Jego był wyczerpany poprzez głód, jednak mimo tego stanu ochotnie posługiwał innym chorym, aby w ten sposób lepiej służyć duszom. Tak z wielką troską służąc chorym sam zaraził się śmiertelną chorobą i w 41 roku życia, jako ofiara miłości bliźniego odszedł do szczęśliwej wieczności. Dlatego też z ufnością prosimy Boskiego Sędziego, aby ukoronował Go koroną niebieską”. Ciało br. Dominika spalono w obozowym krematorium a prochy rozrzucono na pobliskie pola… Po zakończeniu działań wojennych, na wieść o tym, że znalazł się ktoś, kto oddał za niego życie, Prymas Hlond miał się wzruszyć, i „łzy zaszkliły się w Jego oczach”ks. Alojzy Wietrzykowski, op. cit.… Koronę niebieską uzyskał, co potwierdził Jan Paweł II, w Warszawie, 13.vi.1999 r., beatyfikując go w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Dwa lata wcześniej, 3.vi.1997 r. w Poznaniu, Jan Paweł II mówił do młodzieży: „Ileż to razy wiara i nadzieja narodu polskiego była wystawiana na próbę, na bardzo ciężkie próby w tym wieku, który się kończy! Wystarczy przypomnieć pierwszą wojnę światową i związaną z nią determinację tych wszystkich, którzy podjęli zdecydowaną walkę o odzyskanie niepodległości. Wystarczy przypomnieć międzywojenne dwudziestolecie, w czasie którego trzeba było wszystko budować właściwie od początku. A potem przyszła druga wojna światowa i straszliwa okupacja w wyniku układu między Niemcami hitlerowskimi a Rosją sowiecką, który przesądził o wymazaniu Polski jako państwa z mapy Europy. Jakże radykalnym wyzwaniem był ten okres dla nas wszystkich, dla wszystkich Polaków! Rzeczywiście pokolenie drugiej wojny światowej spalało się poniekąd na wielkim ołtarzu walki o utrzymanie i zapewnienie wolności Ojczyzny. Ileż to kosztowało ludzkich żywotów - młodych żywotów, obiecujących. Jak wielką cenę zapłacili Polacy, najpierw na frontach września 1939 roku, a z kolei na wszystkich frontach, na których alianci zmagali się z najeźdźcą”. I dodawał: „Trzeba było to powiedzieć na tym właśnie miejscu. Trzeba było to wszystko jeszcze raz przypomnieć wam, młodym, którzy weźmiecie odpowiedzialność za losy Polski w trzecim millennium. Świadomość własnej przeszłości pomaga nam włączyć się w długi szereg pokoleń, by przekazać następnym wspólne dobro - Ojczyznę”. Ojczyznę, którą także niósł sobą i w sobie, i dla której w imię naszego Pana oddał życie brat Dominik…

 za:http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0219blDOMINIKZAPLATAmartyr01.htm

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo