http://www.seminarium.org.pl/?p=1059
http://www.seminarium.org.pl/?p=1059
Momotoro Momotoro
219
BLOG

bł. Grzegorz Bolesław Frąckowiak

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Bolesław Frąckowiak urodził się 8.vii.1911 r. w Łowęcicach koło Jarocina. Był ósmym z dwanaściorga dzieci (9 synów i 3 córek, z których dwie zmarły w dzieciństwie) Andrzej i Zofii, z domu Płończak. Rodzice prowadzili średniej wielkości gospodarstwo rolnicze… Uczył się w pobliskim Wojciechowie. Rozpoczynał jeszcze w czasach, gdy Wielkopolska znajdowała się w zaborze niemieckim, a język niemiecki był w szkołach podstawowych obowiązkowy i ponoć nie chciał się uczyć w tym języku. Natomiast, gdy tylko lekcje przechodziły na język polski, radził sobie znakomicie. Na szkole podstawowej zresztą się skończyło… Powołanie rodziło się wcześnie. Już w dzieciństwie lepił z gliny krzyżyki, figurki świętych, wypalał je i potem rozdawał. Był ministrantem… W 1927 r., już w II Rzeczypospolitej, wstąpił do Niższego Seminarium Misyjnego prowadzonego przez ojców Zgromadzenia Słowa Bożego (łac. Societas Verbi Divini - SVD), czyli werbistów, w Bruczkowie, ale wymagania okazały się za duże dla chłopca z małej wsi i prostym wykształceniu podstawowym. Przeniósł się więc do postulatu w Domu Misyjnym św. Józefa w Górnej Grupie pod Grudziądzem, by swe powołanie spełniać jako brat zakonny. Tam w 1930 r. przyjął imię zakonne: wybrał Grzegorza i rozpoczął nowicjat. Wyuczył się introligatorstwa i wkrótce oprawiał różne wydawnictwa i książki dla całego Domu Seminaryjnego. Zajmował się też oprawianiem obrazów. Współbracia zapamiętali go jako bardzo uczynnego, zawsze uśmiechniętego, nie uchylającego się od obowiązków brata w wierze. Pomagał w zakrystii, zwłaszcza przy strojeniu ołtarzy, w kuchni i przy furcie, gdzie ubogich traktował z wielką pieczołowitością. Mawiał, że to przecież „sam Chrystus przychodzi, więc trzeba Mu służyć z miłością”… Zachowały się jego notatki, zawierające głównie kopie znanych modlitw, ale także jego własne, zwłaszcza do Niepokalanej i do św. Józefa… Ciesząc się wśród przełożonych opinią wzorowego zakonnika pierwsze śluby złożył w 1932 r., a śluby wieczyste sześć lat później. Niebawem jednakże nastąpił kataklizm: we wrześniu 1939 r. Niemcy napadli na Rzeczpospolitą, a już w listopadzie (w święto Chrystusa Króla!!) niemiecka policja polityczna, Gestapo, utworzyła w klasztorze werbistów w Górnej Grupie obóz zbiorczy dla okolicznego duchowieństwa. Braciom nakazano opuścić klasztor, ale Grzegorz początkowo pozostał ku pomocy internowanym. Nie trwało to długo: trzy miesiące później, już w 1940 r., i Grzegorz musiał opuścić swój klasztor… Zamieszkał u brata w Poznaniu, ale przebywanie w mieście wymagało „meldunku”. Niebawem musiał więc uchodzić i powrócił do rodzinnych Łowęcic. Tu, we współpracy z proboszczem pobliskiego Ruska, o. Janem Giczelem, werbistą (i uprzednim mistrzem nowicjatu w Górnej Grupie, gdy przebywał Grzegorz tam przebywał), i niepisanym przyzwoleniem lokalnego proboszcza zaczął, dwa razy w tygodniu, nauczać dzieci katechizmu i przygotowywać je do I Komunii św. Odwiedzał też chorych i starszych, aby pocieszać ich, rozmawiać z nimi i opowiadać o Bogu, Matce Najświętszej… W październiku 1941 r. Gestapo aresztowało o Giczela (przeżył obóz koncentracyjny w Dachau; po wojnie pracował w Argentynie). Podczas przeszukania zbezszczeszczono Najświętszy Sakrament, wysypując konsekrowane Hostie z kielicha. Po odjeździe Niemców br. Grzegorz z czcią Je pozbierał i przeniósł do tabernakulum. Później rozdał zebranym na modlitwach wiernym w Komunii św., a resztę pozanosił chorym i starszym… Przez pewien czas, w miarę możliwości i uprawnień, zastępował o. Giczelę. Ochrzcił kilkoro dzieci. Wkrótce wszelako otrzymał nakaz pracy w drukarni w Jarocinie – ktoś zorientował się, że zna się na introligatorstwie. Tam zetknął się z patriotyczną działalnością polskiego państwa podziemnego. Rozpoczął kolportowanie tajnej gazetki „Dla Ciebie, Polsko”. Nie trwało to długo: współbrat, o. Paweł Kiczka, odradził mu silniejsze angażowanie się w tę działalność i jej zaprzestał. Miał inne obowiązki… Gestapo jednakże nie próżnowało i po upływie kolejnego roku udało im się rozpracować zespół wydający „Dla Ciebie, Polsko”. Zaczęły się aresztowania wśród pracowników drukarni w Jarocinie… Grzegorz początkowo uniknął losu redaktorów – od roku już nie miał zresztą z nimi nic wspólnego. Ale zagrożenie rosło – mógł uchodzić, ale, gdy doszły doń wieści o losie aresztowanych, po modlitwie i przemyśleniach zdecydował się ofiarować za uwięzionych w Jarocinie, z których wielu było ojcami rodzin bądź opiekowało się starszymi rodzicami. Wyspowiadał się i przyjął Komunię św. i pojawił się w progach siedziby Gestapo… Zdumionym oprawcom z Gestapo powiedział, iż za „Dla Ciebie, Polsko”, jej druk i rozdawnictwo, odpowiedzialność ponosi on sam. Aresztowani są niewinni. Już w celi, gdy zetknął się z zatrzymanymi kolegami, namawiał ich na zrzucanie winy na niego – dzięki temu część z nich wkrótce wypuszczono na wolność… Wleczono go po więzieniach w Jarocinie, Środzie i Forcie VII w Poznaniu. Torturowano. Jego brat zapamiętał odwiedziny w katowni poznańskiej: „Zaniosłem paczkę, on posłał też paczkę przez wartę: potrzaskany zegarek, różaniec pozrywany, jupa z przyschniętą krwią, podarta, dużo krwi, zdarta koszula, pokrwawiona. Dwa razy zanosiłem paczkę, trzeci raz nie przyjęli – wyjechał”… Zapamiętał też słowa Grzegorza: „Niech się [wuj Wincenty] dobrze trzyma, bo jest wsypany tak jak ja. A ja wziąłem to wszystko na siebie, bo jak zginę, to jestem sam, a on ma żonę i dzieci”… rześladowania nasiliły się, gdy Niemcy znaleźli w jego czapce duży medalik. Jako duchownego katowano go szczególnie, bito w ścięgna, maltretowano. Mimo tego zachował pogodę ducha. Współwięźniowie zapamiętali, jak codziennie przewodniczył w celi w odmawianiu różańca, litanii i innych modlitw… Przyjmując na siebie winę, nie zdradził nikogo. Uratował w ten sposób brata i wielu innych. Ujawnił nazwiska tylko dwóch osób, o których wiedział, że sami się przyznali… Po zakończeniu „śledztwa” zawleczono go – poprzez Zwickau - do Drezna. Tam skazano na karę śmierci i 5.v.1943 r. ścięto na gilotynie… Dozwolono mu jeszcze na napisanie listu do rodziny. Pisał w nim: „Ostatni raz w tym marnym życiu i na tym łez padole piszę Wam, moi Kochani ten list. Gdy go otrzymacie, już mnie na tym świecie nie będzie, gdyż dzisiaj, w środę, tj. 5 maja 1943 r. o godz. 6:15 wieczorem, zostanę ścięty. Zmówcie, proszę wieczny odpoczynek. Za pięć godzin będę już zimny, ale to nic, nie płaczcie, ale raczej módlcie się za moją duszę i dusze naszych kochanych. Pozdrowię od Was Ojca i wszystkich moich krewnych. Matce nie wiem, czy macie donieść, żem stracony, czy też, że zmarłem. Zróbcie, jak uważacie za dobre. Dobre sumienie mam, więc do Was piszę. Pozdrawiam Was wszystkich i czekam na Was u Bozi. Pozdrawiam wszystkich braci w Bruczkowie i wszystkich moich znajomych. Niech Wam Bóg błogosławi. Bądźcie dobrymi katolikami. Proszę, przebaczcie mi wszystko. Żal mi starej ukochanej Matki. Zostańcie z Bogiem, do widzenia w niebie, co daj Boże. Moje habity proszę oddać po wojnie do Bruczkowa.” Br. Grzegorza, tego który słowa Jezusa »Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.«J 15, 13, zrozumiał dosłownie, beatyfikował Jan Paweł II, 13.vi.1999 r. w Warszawie, w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej (wśród nich było trzech współbraci-werbistów: o. Alojzy Liguda, o. Ludwik Mzyk i o. Stanisław Kubista). . Wołał wtedy do zgromadzonych wiernych: „łac. «Omnipotens aeterne Deus, qui per glorificationem Sanctorum novissima dilectionis tuae nobis argumenta largiris, concede propitius, ut, ad Unigenitum tuum fideliter imitandum, et ipsorum intercessione commendemur, et inemmur exemplo» — tak modli się Kościół wspominając w Eucharystii świętych i święte: «Wszechmogący, wieczny Boże, Ty dajesz nam nowe dowody swojej miłości, gdy pozwalasz Świętym uczestniczyć w Twojej chwale, spraw, aby ich modlitwa i przykłady pobudzały nas do wiernego naśladowania Twojego Syna»Comune sanctorum et sanctarum, Collecta. Takie też wołanie zanosimy dziś, gdy podziwiamy przykład świadectwa, jakie dają nam wyniesieni […] do chwały ołtarzy błogosławieni. Żywa wiara, niezachwiana nadzieja i ofiarna miłość zostały im poczytane za sprawiedliwość, bo głęboko tkwili w paschalnym misterium Chrystusa. Słusznie zatem prosimy, abyśmy za ich przykładem wiernie podążali za Chrystusem […] łac. «Munire digneris me, Domine Jesu Christe (…), igno sanctissimae Crucis tuae: ac concedere digneris mihi (…) ut, sicut hanc Crucem, Sanctorum tuorum reliquiis refertam, ante pectus meum teneo, sic semper mente retineam et memoriam passionis, et sanctorum victorias Martyrum» — oto modlitwa, jaką odmawia biskup zakładając krzyż pektoralny: «Racz mnie umocnić, Panie, znakiem Twego krzyża, i spraw, abym tak, jak ten krzyż z relikwiami świętych noszę na swojej piersi, tak zawsze miał myśl i pamięć Twojej męki i zwycięstwo, jakie odnieśli Twoi męczennicy». Dziś czynię to wezwanie modlitwą całego Kościoła w Polsce, który niosąc od tysiąca lat znak męki Chrystusa wciąż odradza się z posiewu krwi męczenników i żyje pamięcią zwycięstwa, jakie oni odnieśli na tej ziemi. Gdy bowiem dokonujemy tego uroczystego aktu, niejako odżywa w nas wiara, że bez względu na okoliczności, we wszystkim możemy odnieść pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłowałpor. Rz 8, 37. Błogosławieni męczennicy wołają do naszych serc: Uwierzcie, że Bóg jest miłością! Uwierzcie na dobre i na złe! Obudźcie w sobie nadzieję! Niech ta nadzieja wyda w was owoc wierności Bogu we wszelkiej próbie! Raduj się, Polsko, z nowych błogosławionych: […] 108 Męczenników. Spodobało się Bogu «wykazać przemożne bogactwo Jego łaski na przykładzie dobroci» twoich synów i córek w Chrystusie Jezusie»por. Ef 2, 7. Oto «bogactwo Jego łaski», oto fundament naszej niewzruszonej ufności w zbawczą obecność Boga na drogach człowieka w trzecim tysiącleciu! Jemu niech będzie chwała na wieki wieków. Amen.” W Łowęcicach, pośrodku wsi, zachował się rodzinny dom Grzegorza Frąckowiaka. Dziś znajduje się na nim specjalna tablica upamiętniająca jego życie i śmierć…

za: http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0505blGRZEGORZFRACKOWIAKmartyr01.htm

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo