http://www.encyklo.pl/index.php5?title=B%C5%82._Stanis%C5%82aw_Kubista
http://www.encyklo.pl/index.php5?title=B%C5%82._Stanis%C5%82aw_Kubista
Momotoro Momotoro
274
BLOG

bł. Stanisław Kubista

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

 

Urodził się 27.ix.1898 r. w Kostuchnie pod Mikołowem (dziś dzielnica Katowic), na terenie diecezji katowickiej, jako piąte z dziewięciora dzieci (6 synów i 3 córek) pracownika leśnego Stanisława, i Franciszki, z domu Czempka. W domu panowała szczególna atmosfera religijna, w tym kult Matki Bożej Różańcowej. Nie dziwi więc, że starsza siostra Stanisława, Anna (zm. 1918, Wiedeń), wstąpiła do klasztoru we Wiedniu. Była to także atmosfera patriotyczna, szczególnie trudna na ówczesnym Śląsku, w zaborze pruskim a potem niemieckim, z dużą częścią napływowej ludności niemieckiej. Stanisław uczył się w niemieckich szkołach, ale czytał – w niezbyt wszak zamożnym domostwie – polskie książki nabywane przez rodziców i z nich uzupełniał wiedzę o Polsce i świecie. Wcześnie też zapoznał się z ideą misyjności, wniesioną – poprzez czasopisma misyjne i polskie książki - do Kostuchny (a raczej do parafii pw. św. Wojciecha w Mikołowie) przez werbistę z Nysy. I dlatego też w 1912 r., po ukończeniu szkoły podstawowej, dzięki wikaremu w Mikołowie, rozpoczął nauki w Niższym Seminarium Misyjnym (gimnazjum) w Nysie, prowadzonym przez księży ze Zgromadzenia Słowa Bożego (łac. Societas Verbi Divini - SVD), czyli werbistów… W 1917 r., przed ukończeniem seminarium, zaborcze władze niemieckie powołały go do wojska. Od trzech lat trwała I wojna światowa, w okopach i na polach bitew miliony żołnierzy traciły życie i zdrowie. Jednym z nich był jego starszy brat, Paweł, który już w 1914 r. zginął w Belgii. Armie potrzebowały nowych rekrutów. Stanisława przeszkolono na telefonistę i radiotelegrafistę i wysłano na front zachodni, francuski. Do okopów, gazów bojowych, masowego wyniszczania w wojnie pozycyjnej. Przebywał tam do zakończenia działań wojennych – zawieszenia broni, a w zasadzie klęski armii niemieckiej. Stamtąd trafił do garnizonu w Szczecinie (należącym podówczas do Niemiec), skąd dopiero w 1919 r. wrócił do domu. Losy Śląska, w tym Katowic i niedalekiego Mikołowa nie były jeszcze jasne. Rzeczpospolita dopiero się odradzała, wbrew wielu interesom, zarówno sąsiadów jak i wielkich potęg tego świata. Trzeba było plebiscytu (który zresztą Polacy w Katowicach i Mikołowie przegrali), trzech powstań śląskich, by w 1922 r. te tereny mogły znaleźć się w Rzeczpospolitej. W 1919 r. Stanisław udał się więc z powrotem do Nysy, gdzie w 1920 r., w Niższym Seminarium, zdał maturę. Trzy miesiące potem rozpoczął nowicjat w Zgromadzeniu Słowa Bożego - u werbistów - w domu św. Gabriela (niem. St. Gabriel) pod Wiedniem (w Mödling). Już po roku złożył pierwsze śluby zakonne, a po dwóch latach studium filozofii i czterech latach teologii, 29.ix.1926 r., śluby wieczyste. Ten nieco melancholijny, cichy i skromny, zamknięty w sobie młody człowiek „cierpiał nieco na nacjonalizm”, jak to określano, choć nie ujawniał tego za bardzo na zewnątrz. Przejawiał skłonności pisarskie – i to w języku polskim – co musiało w seminarium wiedeńskim lekko dziwić. I predestynowało go do zawodu nauczycielskiego, do czego wszelako nie czuł powołania… Na pytanie o osobiste zainteresowania odpowiadał: „[…] literatura i próby twórczości literackiej. Moim pragnieniem jest misja i duszpasterstwo. Do zawodu nauczycielskiego nie czuję żadnego pociągu. Jako teren misyjny może wchodzić w rachubę: Honan, Kansu, Filipiny, Nowa Gwinea…” Święcenia kapłańskie otrzymał 26.v.1927 r. we Wiedniu… Matka powiedziała mu wówczas: „Coś sobie obrał, temu pozostań wierny”… W 1928 r. został wysłany do domu zakonnego werbistów pw. św. Józefa w Górnej Grupie, wsi kociewskiej na Pomorzu, niedaleko Grudziądza, w Rzeczpospolitej. Został ekonomem domowym dla 300 osób - ojców, braci i wychowanków przebywających w Niższym Seminarium (gimnazjum), w postulacie i nowicjacie, a rok później powierzono mu także ekonomię regionalną, tzw. prokurę, czyli sprawy majątkowe całego regionalnego zaangażowania swego zakonu. Został także rektorem w wielkopolskim Bruczkowie, gdzie werbiści prowadzili inne Niższe Seminarium, czyli gimnazjum… W latach 1931-1933 współorganizował muzeum etnograficzne, wypełniając je eksponatami pochodzącymi z Chin, Brazylii i Nowej Gwinei… W 1929 r. został redaktorem „Małego Misjonarza”. Od tego czasu datuje się jego rozległa działalność pisarska i edytorska. Od 1933 r. prowadził „Kalendarz Małego Misjonarza”, a potem „Kalendarz Słowa Bożego”. Przejął też redakcję „Skarbu Rodzinnego”. W 1937 r. założył „Posłańca Świętego Józefa”. Redagował te czasopisma, ilustrował – własnymi rysunkami - i publikował w nich artykuły o teologicznych, religijnych ale też praktycznych treściach… Pisał opowiadania i powieści, jak przystało na werbistę o terenach misyjnych: „Królowa Matamba” (dziejąca się w puszczach afrykańskich), „Brygida” (o utraconej koronie), „W mrokach i światłości”. Napisał też dramat misyjny „Krzyż i słońce”, o historii Inków w Peru, sztukę graną przed II wojną światową w całej Polsce… Charyzmat jego powołania najlepiej streszcza zdanie z „Małego Misjonarza”1937 r.: „współpracować z Jezusem nad zbawieniem dusz”. Wsparciu św. Józefa przypisywał łaskę wybudowania drukarni, sprowadzenia odpowiednich maszyn. Mimo braku funduszy – o czym dobrze, jako ekonom zakonny, wiedział - zaczął budowę nowego skrzydła klasztornego w Górnej Grupie… Był też cenionym, zwłaszcza przez seminarzystów, spowiednikiem… Nie dane mu było aliści doczekać żniw swej posługi. Atak niemiecki, i zaraz po nim następujący atak rosyjski, na Rzeczpospolitą w ix.1939 r. położyły kres tej rozległej działalności. Na polskie Pomorze wdarli się Niemcy i natychmiast rozpoczęła się gehenna polskiej ludności tych terenów. Na początek, w ramach akcji „Inteligencja” (niem. „Intelligenzaktion”), eksterminacji poddano polską warstwę inteligencji. Wśród nich znaleźli się kapłani katoliccy… Już w pierwszych dniach okupacji klasztor w Górnej Grupie otoczyło niemieckie wojsko. Pojawiła się policja polityczna – Gestapo. Pierwszy gestapowiec, który wszedł do pokoju ekonoma klasztoru, zabronił Stanisławowi wypłacania zaciągniętych przez zakon zobowiązań. Tym razem jeszcze, pod wzrokiem zakonnika, Niemiec uległ – udało się m.in. wypłacić kilkaset złotych ubogiej wdowie… Ale zaraz potem zaczęła się grabież. Zabierano i niszczono maszyny drukarskie, zapasy… 27.x.1939 r. Niemcy aresztowali wszystkich 64 ojców i braci Górnej Grupy. Klasztor stał się obozem dla internowanych. Niebawem dowieziono doń 80 księży i kleryków z okolic Pomorza. Konfiskując całe gospodarstwo i dobytek klasztoru pozostawiono wszystkich bez środków do życia - a zima tego roku była bardzo sroga. Na szczęście parafie uwięzionych kapłanów zaczęły dostarczać żywność i opał… 5.ii.1940 r. wszystkich pozostałych internowanych – pozostałych, bowiem co najmniej 17 kapłanów rozstrzelano wcześniej w pobliskim miejscu kaźni, w lesie w Mniszku (w czasie okupacji niemieckiej zamordowano tam ok. 10,000 osób…) - wywieziono, przy temperaturach dochodzących do -28oC do obozu „dla jeńców cywilnych” w Nowym Porcie (niem. Zivilgefangenenlager Neufahrwasser) w Gdańsku, stanowiącego filię obozu w Stutthofie (przeszło przezeń ok. 10,000 Polaków). Tam rozpoczęła się droga krzyżowa wielu z nich… Stamtąd przewieziono go do głównej części obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) w Stutthof, 36 km na wschód od Gdańska. Zgromadzono w nim grupę księży i zakonników pochodzących z kościołów i zakonów pomorskich, liczącą ok. 250-300 osób. Zimno, głód, wyniszczająca i bezsensowna praca (na przykład przerzucanie kup śniegu z miejsca na miejsce), tortury, były na porządku dziennym. Przygnębienie pogłębiał dodatkowo zakaz sprawowania jakichkolwiek praktyk religijnych… Ale 21.iii.1940 r., w Wielki Czwartek, udało się – w tajemnicy – odprawić Mszę św. i rozdać Komunię św. Celebrował Ją, w izbie nr 5, ks. Bolesław Piechowski (1885, Osówek – 1942, Hartheim), najstarszy z aresztowanych księży. Do Mszy św. służył mu Jej główny organizator, bł. ks. Stefan Wincenty Frelichowski. „Wszyscy leżeli na swych siennikach, a tylko celebrans […] siedząc szczelnie okryty kocami sprawował Najświętszą Ofiarę. Ks. Frelichowski zaś, który leżał obok prowizorycznego ołtarza, szeptem informował wszystkich o poszczególnych czynnościach Mszy świętej. Po konsekracji, by nie powodować zbytniego zamieszania z rąk do rąk podawano sobie ćwiartki małych Hostii. […] Konsekrowano w zwykłej szklance i zadowolono się dwoma tylko mizernymi świecami…”„Materiały i Studia Księży Werbistów”, nr 53, pod redakcją ks. Eugeniusza Śliwki SVD, 1999 r.. W tej Mszy św. uczestniczyło 6 przyszłych błogosławionych męczenników (Władysław Demski, Marian Górecki, Bronisław Komorowski, Stanisław Kubista, Alojzy Liguda i Stefan Wincenty Frelichowski)… Dla Stanisława okazała się Ona wiatykiem (łac. viaticum) na drodze do męczeństwa… Szybko słabł i zaczął chorować. Nieustanne zimno, fatalne pożywienie czyniły spustoszenia w organizmie… 9.iv.1940 r., w bydlęcych wagonach, przewieziono go do obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) w Sachsenhausen, niedaleko Berlina. Przeziębił się wówczas. Już po przyjeździe dostał zapalenia płuc. Mimo to goniono go do codziennej, ciężkiej pracy – wszak był „klechą”, zwykłym numerem 21154… Słabł coraz bardziej, nie miał już nawet sił by stać podczas codziennych, uciążliwych apeli – sąsiedzi w szeregu musieli go podtrzymywać… Ale nie narzekał, spokojnie znosił wolę Bożą… Jego stan nie umknął uwadze sadystycznych Niemców. Zamiast leczyć wrzucono go więc … do latryny. Przeleżał tam trzy dni. Gdy go stamtąd wyciągnięto nie mógł już chodzić. Naoczny świadek, współbrat werbista Dominik Józef (jeden z pierwszych werbistów w Górnej Grupie), tak opisywał jego ostatnie chwile: „Gdy wieczorem układałem go do snu, owijając go w ustępie w nędzny koc, bez poduszki i pościeli, był mi zawsze serdecznie wdzięczny i szeptał: - To już długo nie potrwa. Jestem bardzo słaby. Mój Boże, tak chętnie wróciłbym do Górnej Grupy, ale Pan Bóg, widać, ma inne zamiary. Niech się dzieje wola Boża. Wyspowiadałem go ukradkiem. W dniu 26.iv.1940 r., gdy wróciliśmy z apelu do baraku, kładliśmy go na twardej podłodze z desek. Leżał na wznak pod ścianą jak w trumnie, podczas gdy my stać musieliśmy na baczność. Wtem wchodzi do baraku blokowy, kierownik baraku, nasz bezpośredni przełożony. Był to więzień niemiecki. zawodowy przestępca. Ile on ludzi niewinnych wysłał na tamten świat! Do tortur przewidzianych regulaminem dodawał od siebie sporą ilość. Byli tacy, których słowem i czynem nienawidził. Należeli do nich księża, żadnej sposobności nie zaniedbał, aby im dokuczyć. Powitał nas zwierzęcym wzrokiem, potem z szatańską radością spoczęły jego oczy na o. Kubiście. Zbliżył się doń i rzekł: - Już nie masz po co żyć! Z całą flegmą staje jedną nogą na piersiach, drugą na gardle i silnym naciskiem miażdży kości klatki piersiowej i gardła. Krótki charkot, drganie śmiertelne zamknęły żywot męczennika.” Ciało spalono w obozowym krematorium… 13.vi.1999 r., w Warszawie, Jan Paweł II beatyfikował go w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej, wśród nich trzech współbraci-werbistów: o. Alojzego Ligudę, o. Grzegorza Frąckowiaka i o. Ludwika Mzyka. Dwa dni później, 15.vi.1999 r., w niewygłoszonej z powodu niespodziewanej choroby homilii, Jan Paweł II tak zamierzał prosić wierny lud śląski, z gromadzony w Gliwicach (zamiast niego homilię odczytał nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk): „Pozostańcie wierni doświadczeniu pokoleń, które żyły na tej ziemi z Bogiem w sercu i z modlitwą na ustach. Niech zawsze na Śląsku zwycięża wiara i zdrowa moralność, prawdziwy duch chrześcijański i poszanowanie Bożych przykazań. Zachowujcie jak skarb największy to, co było źródłem duchowej siły waszych ojców. Oni umieli włączyć Boga w swoje życie i w Nim zwyciężać wszelkie przejawy zła, czego wymownym symbolem jest owo górnicze »Szczęść Boże!« Umiejcie zachować serce zawsze otwarte na wartości głoszone przez Ewangelię, strzeżcie tych wartości, które stanowią o waszej tożsamości. […] Świadomość, że Bóg nas miłuje, winna przynaglać do miłości ludzi, wszystkich ludzi bez wyjątku i bez żadnego podziału na przyjaciół czy wrogów. Miłość do człowieka to pragnienie prawdziwego dobra dla każdego. To troska także o to, by zabezpieczyć to dobro i odsunąć wszelkie formy zła i niesprawiedliwości. Trzeba ciągle i wytrwale szukać dróg sprawiedliwego rozwoju dla wszystkich, ażeby — jak mówi Sobór [Watykański Drugi] — ‘życie ludzkie uczynić bardziej ludzkim’por. „Gaudium et spes”, 38. Niech miłość i sprawiedliwość obfitują w naszym kraju, przynosząc każdego dnia owoce w życiu społeczeństwa. Tylko dzięki niej ta ziemia może stać się szczęśliwym domem. Bez wielkiej i prawdziwej miłości nie ma domu dla człowieka. Choćby osiągnął wielkie sukcesy w dziedzinie rozwoju materialnego, bez niej byłby skazany na życie pozbawione prawdziwego sensu.” Stanisław Kubista, wierny syn ziemi śląskiej, dowiódł prawdziwości tych słów ofiarą najwyższą, męczeńską ofiarą życia…

Panie
cóż ja wielkiego zrobiłem
że dajesz mi palmę czerwoną?
Nie wiem
…ja właściwie tylko liczyłem
czy chłopcom wystarczy chleba
rozgrzeszałem ich gdy przynosili
w koszyku serca swoje grzeszki
nic więcej
…ja tylko pisałem słowa
o świecie dalekim
i misyjnych narodach
o krzyżu co w słońcu rozbłyska
…a potem zbierałem grosiki
które św. Józef musiał cudownie pomnażać
- to wszystko mój Panie
niczego więcej nie przypominam sobie…
Ty się zastanów
czy aby tę świętą purpurową palmę
dałeś we właściwe ręce
o. Henryk Kałuża (ur. 1951, Brynica), SVD

za: http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0426blSTANISLAWKUBISTAmartyr01.htm

 

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo