http://www.obrazki.witkm.pl/1089,obrazek-bl-wladyslaw-findysz-1027.html
http://www.obrazki.witkm.pl/1089,obrazek-bl-wladyslaw-findysz-1027.html
Momotoro Momotoro
478
BLOG

bł. Władysław Findysz

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Findysz Władysław, ks., bł.,

Wstęp.

Świadkowie wiary są spoiwem wzmacniającym wspólnotę Kościoła. Byli oni w każdej epoce jej dziejów. Swoim życiem, nauczaniem, bezkompromisowością wobec grzechu, a niekiedy i męczeńską śmiercią ukazali, iż możliwa jest doskonała realizacja Ewangelii Chrystusowej. Ich przykłady trzeba więc często przypominać, aby dla współczesnego człowieka byli przewodnikami na drodze wiary, a nadto, jeśli zostali wyniesieni na ołtarze, byli dla niego orędownikami w niebie. Do grona świadków wiary bez wątpienia należy zaliczyć ks. Władysława Findysza, kapłana diecezji przemyskiej, proboszcza w Żmigrodzie Nowym, prześladowanego i skazanego przez komunistyczny sąd za wzorowe wypełnianie obowiązków pasterskich, a zwłaszcza za obronę wiary i moralności katolickiej. Jego życie i działalność może być przykładem zarówno dla duszpasterzy, jak i dla wiernych. Należy więc je przypomnieć i upowszechnić. To jest zasadniczym celem niniejszej publikacji. Składa się ona z pięciu części. W pierwszej zaprezentowane zostanie środowisko rodzinne i okres edukacji ks. Findysza, w drugiej – pierwsze lata jego kapłańskiego posługiwania, w trzeciej – okres duszpasterzowania w Żmigrodzie Nowym z wyszczególnieniem pracy pod okupacją hitlerowską i rządami komunistów; czwarta, najobszerniejsza część publikacji dotyczy sprawy jego procesu, uwięzienia i śmierci, zaś ostatnia – podjętych działań, mających na celu wyniesienie go na ołtarze. Publikacja ta jest jedynie szkicem biograficznym ks. Findysza, toteż pominięto w niej wiele, zdaniem autora, mniej istotnych problemów.

1. Środowisko rodzinne i okres edukacji

Władysław Findysz urodził się 13 grudnia 1907 r. w Krościenku Niżnym k. Krosna, w zamieszkałej tamże pod numerem 374 rodzinie rolniczej Stanisława i Apolonii z d. Rachwał. W dzień później, 14 grudnia, w kościele parafialnym pw. Świętej Trójcy w Krośnie został ochrzczony przez miejscowego katechetę, ks. Stanisława Kotyrhę. Jego rodzicami chrzestnymi byli: Wojciech Lenik i Wiktoria Findysz. Rodzina Findyszów była typową rodziną chłopską, w której czymś oczywistym było przywiązanie do tradycji oraz poszanowanie takich wartości, jak wiara, rodzina, wzajemny szacunek, praca…itp. Niestety, na beztroskie dzieciństwo Władysława cień rzuciła śmierć matki, zmarłej 27 września 1912 r. Miał wówczas niespełna pięć lat. Jej śmierć wycisnęła bolesny rys zarówno na jego życiu, jak i na życiu jego siostry Heleny. Nie była to pierwsza tragedia, która dotknęła jego rodzinę. Wcześniej bowiem zmarli, starszy brat Władysława - Jan oraz jego młodsza siostra - Józefa. W roku 1915 zmarło trzecie dziecko Apolonii i Stanisława Findyszów – Maria. Niedługo po śmierci pierwszej żony, dnia 6 listopada 1912 r. Stanisław Findysz wstąpił ponownie w związek małżeński. Jego żoną i matką dla osieroconych dzieci została Katarzyna Miezin (ur. 19 września 1889 r.). Z tego związku przyszło na świat pięcioro dzieci: Anna, Janina, Stanisław, Kazimierz i Leontyna Maria. Władysław wychowywał się więc w rodzinie wielodzietnej; miał bowiem dziewięcioro rodzeństwa. Niestety, ówczesne warunki zdrowotno-sanitarne powodowały dużą śmiertelność wśród ludzi. To właśnie one sprawiły, że w rodzinie Stanisława Findysza wieku dojrzałego dożyło tylko sześcioro dzieci. Edukację na poziomie podstawowym Władysław rozpoczął dnia 1 września 1913 r. w prowadzonej przez siostry felicjanki czteroklasowej szkole ludowej w Krościenku Niżnym. Ten etap jego edukacji nieco się wydłużył, gdyż w roku szkolnym 1914/1915, ze względu na działania wojenne, szkoła nie funkcjonowała. Nauczanie wznowiono dopiero w sierpniu 1915 r. Ze świadectw szkolnych wynika, że Władysław był starannym, pilnym, ale przeciętnym uczniem. Lata jego podstawowej edukacji przypadły głównie na czas pierwszej wojny światowej oraz walk o niepodległość Polski. Choć był wtedy małym chłopcem, to jednak te wydarzenia, jak też towarzysząca im atmosfera bez wątpienia wpłynęły znacząco na jego patriotyczne wychowanie. Po ukończeniu szkoły ludowej, we wrześniu 1919 r. rozpoczął edukację w szkołach krośnieńskich: był uczniem szkoły wydziałowej męskiej (1919/20), a następnie, od 1 września 1920 r. - Państwowej Szkoły Realnej (od 1921 r. Państwowe Gimnazjum im. Mikołaja Kopernika). Do szkoły uczęszczał systematycznie, podczas lekcji zachowywał się na ogół bez zarzutu, jednak jego osiągnięcia naukowe były przeciętne. Świadczy o tym średnia ocen uzyskanych przezeń w poszczególnych klasach: w kl. II - 4,5; w kl. III – 3,8; w kl. IV – 3,7; w kl. V – 3,4; w kl. VI – 3,7; w kl. VII – 3,5; matura – 3,8. Gimnazjum ukończył egzaminem maturalnym zaliczonym w maju 1927 r. Ważną dziedziną wychowania gimnazjalnego była formacja religijna. W tym względzie osiągnięcia ucznia Findysza były zadowalające; uzyskiwał bowiem bardzo dobre oceny z religii, a także czynnie angażował się w działalność szkolnego koła Sodalicji Mariańskiej, którego był członkiem od chwili jego założenia. Bez wątpienia katechizacja oraz wpływ katechetów: ks. Stanisława Szpetnara i ks. Franciszka Misiąga wpłynęły w znacznym stopniu na dokonany przez niego wybór drogi powołania kapłańskiego. Zanim jednak podjął decyzję o rozpoczęciu studiów teologicznych odbył w Chyrowie rekolekcje zamknięte dla maturzystów, pod przewodnictwem jezuity, o. Jana Rostworowskiego. Egzaminem maturalnym zamknął Władysław pierwszy etap swego życia, który rozegrał się głównie w domu rodzinnym, szkole i kościele parafialnym. Te instytucje wycisnęły swoje znamię na jego charakterze. Ukształtowały go na człowieka stanowczego, pilnego, konsekwentnie dążącego do celu, poważnie traktującego życie i swoje życiowe zadania. Zaszczepione w dzieciństwie i okresie młodzieńczym cechy, choć rozwijał je nadal, stały się fundamentem jego osobowości. Pośrednio też wystawiają świadectwo środowisku, w którym wzrastał. Zapewne nie było ono idealne, ale bez wątpienia było głęboko religijne oraz moralnie zdrowe. Jesienią 1927 r. przybył do Przemyśla, gdzie rozpoczął studia filozoficzno- teologiczne w miejscowym Instytucie Teologicznym oraz przygotowanie do posługi kapłańskiej. Formację intelektualno-duchową odbył pod kierunkiem wielu wybitnych kapłanów diecezji przemyskiej, wśród których poczesne miejsce zajmowali: ks. Jan Balicki – rektor seminarium, wykładowca teologii dogmatycznej, obecnie kandydat na ołtarze, ks. Stefan Momidłowski – rektor, wykładowca hermeneutyki biblijnej, wybitny kaznodzieja, ks. Jan Grochowski – ojciec duchowny kleryków i wykładowca teologii moralnej, ks. Władysław Matyka – prefekt, wicerektor oraz wykładowca Pisma świętego Starego Testamentu, ks. Piotr Federkiewicz – prefekt i wykładowca Pisma świętego Nowego Testamentu, ks. Jan Kwolek – wykładowca Prawa Kanonicznego, ks. Wojciech Tomaka – wykładowca katechetyki, pedagogiki i metodyki, późniejszy przemyski biskup pomocniczy, ks. Wojciech Lewkowicz – nauczyciel śpiewu kościelnego. Dzięki wysiłkowi tych ludzi, ich osobistemu przykładowi, a także własnej pracy, której wymiernym odzwierciedleniem były uzyskiwane oceny egzaminacyjne, wahające się w okolicach średniej 4,5 – w zadowalającym stopniu przygotował się do pracy duszpasterskiej. Uwieńczeniem tego okresu edukacji były święcenia kapłańskie, które przyjął 19 czerwca 1932 r. w katedrze przemyskiej z rąk ordynariusza przemyskiego, bp. Anatola Nowaka.

2. Pierwsze lata kapłaństwa

Po miesięcznym urlopie, z dniem 1 sierpnia 1932 r. ks. Findysz objął posadę drugiego wikariusza w parafii Borysław. U progu życia kapłańskiego powierzono mu zadanie bardzo trudne, gdyż parafia Borysław, mimo, iż erygowana zaledwie kilka lat wcześniej, dekretem z 25 września 1928 r., należała do największych w diecezji przemyskiej. W roku 1933 liczyła ok. 18 700 wiernych. Na jej terenie mieszkało nadto: 10 300 grekokatolików, 12 500 Żydów oraz 360 osób innych wyznań lub bezwyznaniowców. Liczba mieszkańców parafii nieustannie wzrastała, co spowodowane było stałym rozwojem przemysłu naftowego na tym terenie. Była to nadto parafia dość rozległa, obejmująca swymi granicami, prócz Borysławia kilka gmin wraz z przysiółkami. Dodatkową trudność stanowił miejsko-przemysłowy charakter parafii. Te okoliczności stanowiły tło pracy duszpasterskiej ks. Findysza. Wśród jego zajęć duszpasterskich była oczywiście posługa w kościele oraz katechizacja. Realizację rozlicznych zadań ułatwiały mu dobre relacje z proboszczem, ks. Andrzejem Osikowiczem, energicznym i bardzo gorliwym duszpasterzem oraz z pozostałymi kapłanami borysławskimi. Na placówce tej pracował przez trzy lata, do 1935 r. Dnia 17 września 1935 r otrzymał z Kurii Biskupiej pismo nominujące go wikariuszem w położonej w sąsiedztwie Borysławia, parafii Drohobycz. Była to również duża parafia miejska, licząca w 1935 r. ok. 13 tys. wiernych. Na jej terenie mieszkały także inne grupy wyznaniowe: m. in. grekokatolicy w liczbie ponad 28 tys. oraz Żydzi – 14, 5 tys. Swym zasięgiem terytorialnym obejmowała miasto Drohobycz oraz dziewięć okolicznych wiosek, z których najdalej od kościoła parafialnego położona była Jasienica Solna – ok. 12 km. Ks. Findysz ponownie stanął przed wielkim wyzwaniem duszpasterskim. Był gorliwym kapłanem, a pod względem moralnym zachowywał się nienagannie. Prócz pracy w kościele udzielał się także w katechizacji, m. in. katechizował w gimnazjum kupieckim, oraz w prowadzeniu grup parafialnych, m. in. Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej. Niestety, pod koniec 1936 r. doszło do kilku nieporozumień pomiędzy ks. Findyszem, a proboszczem ks. Kazimierzem Kotulą, wynikłych głównie z gorliwości tego pierwszego oraz ze zwykłego nieporozumienia. Ks. Kotula zareagował jednak bardzo ambicjonalnie i już w styczniu 1937 r. wniósł do Kurii Biskupiej w Przemyślu prośbę o przeniesienie ks. Findysza na inną parafię. Rozpoznaniem zaistniałego problemu zajął się dziekan drohobycki, ks. Andrzej Osikowicz. W trakcie przesłuchań nie potwierdzono żadnego z zarzutów stawianych ks. Findyszowi przez proboszcza. Mimo to w sierpniu 1937 r. został on przeniesiony na nową parafię do Strzyżowa. Nowa placówka różniła się nieco od poprzednich. Położona była bowiem w zachodniej części diecezji przemyskiej, w której dominowała ludność narodowości polskiej i wyznania rzymsko-katolickiego. Była to duża liczebnie i obszarowo parafia miejska. W 1937 r. liczyła 8 170 wiernych. Na jej terenie mieszkało nadto ok. 1 100 osób narodowości żydowskiej. Zasięgiem terytorialnym prócz Strzyżowa, obejmowała osiem miejscowości: Brzeżankę, Gbiska, Godową, Łętownię, Tropie, Żarnową, część Glinika Charzewskiego oraz Glinik Zaborowski. Biorąc pod uwagę tylko te względy nowa parafia była znacznie lepsza od poprzedniej. Stąd też przeniesienie na nią ks. Findysza było raczej wyróżnieniem, aniżeli karą. W Strzyżowie pracował przez trzy lata. Najpierw w okresie od 1 sierpnia 1937-22 września 1939 był wikariuszem parafii. Z tą funkcją łączył z powodzeniem obowiązki katechety w miejscowych szkołach, uczył m. in. w tamtejszym Gimnazjum i Liceum. Przez młodzież był lubiany, szanowany i ceniony za wiedzę i piękny styl przepowiadania. Prowadził też szkolne koło Sodalicji Mariańskiej. W sierpniu 1939 r. złożył rezygnację z obowiązków katechety licealnego, protestując w ten sposób przeciwko nieprawnym działaniom dyrektora szkoły. Jego rezygnacja została przyjęta przez władzę duchowną. Wkrótce po wybuchu II wojny światowej, w dniu 11 września 1939 r. zmarł proboszcz strzyżowski ks. Ludwik Bira. Parafia straciła swego pasterza, tak bardzo potrzebnego w czasie wojny. Sytuację pogarszały dodatkowo trwające jeszcze działania wojenne, co w praktyce uniemożliwiało mianowanie jego następcy. Z tego też względu, w dniu 22 września tymczasowym rządcą parafii został ks. Findysz. W tym charakterze pracował w Strzyżowie blisko rok, do 12 sierpnia 1940 r., czyli do dnia ponownego objęcia tam funkcji wikariusza. Zarząd parafii przekazał nowemu proboszczowi, ks. Franciszkowi Majewskiemu. Mimo, iż był tylko administratorem parafii, to jednak doświadczenia duszpastersko-administracyjne, które wówczas nabył były bardzo cenne i pomocne w jego dalszej pracy kapłańskiej. Wszystkie powierzone sobie zadania wypełniał wzorowo. Był więc za to ceniony zarówno przez kapłanów, jak i parafian. Wspominał o tym w jednym ze swych listów jego współpracownik ze Strzyżowa ks. Józef Kilar: „Kazania pisał. Ludzie go chętnie słuchali. Mówił pięknym językiem polskim. Kazanie zaczynał przygotowywać już od wieczora poprzedniej niedzieli. Wieczorem czytał ewangelię na następną niedzielę. Mawiał mi: ‘Już wiem o czym będę mówił w następną niedzielę. A teraz niech się to dobrze w głowie ułoży’. Ten zwyczaj przejąłem od niego (w Strzyżowie) i byłem Mu za to bardzo wdzięczny. (…). Zawsze go bardzo ceniłem (…). To wspaniały człowiek!!!”. W dniu 10 października 1940 r. otrzymał nominację na wikariusza w Jaśle. Po raz kolejny skierowano go do pracy w dużej, miejskiej parafii. Parafia jasielska liczyła bowiem wówczas ok. 17 tys. wiernych. Była ona nadto terytorialnie rozległa i obejmująca swym zasięgiem 21 miejscowości. Wymagała zatem dużego wysiłku duszpasterskiego. Normalną pracę parafialną utrudniały też niemieckie władze okupacyjne, które znacznie ograniczyły działalność Kościoła. Choć realizacja obowiązków duszpasterskich bardzo absorbowała ks. Findysza, znalazł on czas na przygotowanie do egzaminu proboszczowskiego. Zaliczył go w dniach 17-18 kwietnia 1941 r. Dało mu to na przyszłość podstawę do ubiegania się o urząd proboszcza. Wkrótce okazało się, że nie była to bardzo odległa perspektywa, bowiem już 8 lipca 1941 r. otrzymał nominację na administratora parafii w Żmigrodzie Nowym, po śmierci dotychczasowego proboszcza ks. Franciszka Wilczewskiego (+7 VII 1941 r.). Dziewięć pierwszych lat życia kapłańskiego wypełniła ks. Findyszowi posługa duszpasterska. Pracował w czterech dużych parafiach miejskich. Powierzanie mu przez władzę duchowną takich wymagających placówek świadczyć może pośrednio o jego wiedzy teologicznej, dużych umiejętnościach duszpasterskich oraz o zaufaniu jakim go darzono. Należy tu nadmienić, iż wszystkie powierzone sobie zadania wypełniał wzorowo, z wielkim zaangażowaniem. Toteż cechy jego charakteru, jak i nabyte doświadczenie predysponowały go do podjęcia na stałe samodzielnej placówki.

3. Duszpasterz w Żmigrodzie Nowym

a) Pod okupacją hitlerowską

Parafia w Żmigrodzie Nowym, jak wiele parafii diecezji przemyskiej, posiadała swoją specyfikę. Była to bowiem terytorialnie bardzo rozległa jednostka. Prócz samego Żmigrodu obejmowała 28 miejscowości, z których jednak większość zamieszkana była głównie przez wiernych Kościoła grecko-katolickiego. Była też dość dużą parafią pod względem liczby wyznawców. W 1941 r. posiadała ich 3 767. Najwięcej parafian mieszkało w Żmigrodzie Nowym – ok. 1100 osób, Kątach – ponad 1000, Mytarzy – ok. 450, Tokach – ok. 390, Hucie Polańskiej – ok. 230, Skalniku – ok. 220, Brzezowej – ok. 190, Mytarce – ok. 170, Krempnej – 100. Na terytorium parafii żmigrodzkiej znajdowało się osiem parafii unickich, liczących łącznie ok. 8 600 wiernych. Nadto mieszkała tam dość znaczna grupa ludności żydowskiej, której stan w 1941 r. trudno określić ze względu na eksterminacyjną politykę nazistów; w 1938 r. było tam ok. 1 460 Żydów. Tak złożona sytuacja wyznaniowa i narodowościowa, panująca na terenie parafii stanowiła bez wątpienia duże wyzwanie dla duszpasterza-administratora. Sytuację dodatkowo komplikowały okoliczności, w których ks. Findysz obejmował swoją parafię. Był to bowiem bardzo trudny moment w dziejach Polski i świata. Od kilku lat toczyła się II wojna światowa, a terytorium Polski okupowali hitlerowcy. To wszystko położyło się cieniem na pierwszych latach posługi duszpasterskiej ks. Findysza w Żmigrodzie Nowym. Prócz zwyczajnej posługi duszpasterskiej podjął szereg działań doraźnych, mających na celu złagodzenie warunków wojennych, m. in. wspomagał działalność miejscowej delegatury Rady Głównej Opiekuńczej, której prezesem był jego wikariusz ks. Tadeusz Łyszczarz, pomagał materialnie rodzinom uwięzionych i zamordowanych, utrzymywał kontakt korespondencyjny z parafianami wywiezionymi na roboty do Rzeszy, ukrywał na wikarówce osobę poszukiwaną przez Gestapo. Był bezradnym świadkiem wywożenia Żydów do Hałbowa na miejsce kaźni oraz mordu dokonanego na miejscowych kalekach. Przeszło rok pracował ks. Findysz w charakterze administratora parafii Żmigród Nowy. W tym czasie wygrał konkurs na probostwo, rozpisany przez Kurię Diecezjalną oraz otrzymał prezentę od kolatora parafii hrabiego Stanisława Potulickiego. Na skutek tego, w dniu 13 sierpnia 1942 r. został instytuowany na probostwo w Żmigrodzie Nowym przez dziekana dekanatu żmigrodzkiego, ks. Franciszka Kasaka. Otrzymał w ten sposób pełnię praw proboszczowskich. Pośród ofiarnej pracy duszpasterskiej i bolesnych doświadczeń wojennych upłynęły ks. Findyszowi pierwsze trzy lata pracy w żmigrodzkiej parafii. Choć obfitowały w wiele trudności, ograniczeń i niebezpieczeństw, to jednak były one względnie przewidywalne. Najtrudniejsze jednak wojenne przeżycia, jakich doświadczył on sam i większość jego parafian, związane były z nadejściem we wrześniu 1944 r. frontu, który w tej okolicy na kilka miesięcy zatrzymał się na linii: Łubienko – Nienaszów – Makowiska - Głojsce. Od 12 września 1944 r. Rosjanie prowadzili ostrzał artyleryjski pozycji niemieckich w okolicach Żmigrodu Nowego. Mieszkańcy parafii żyli w nieustannym lęku o życie. Mimo realnego zagrożenia Proboszcz starał się prowadzić normalne duszpasterstwo, gdyż wielu wiernych chciało skorzystać ze spowiedzi i przyjąć Komunię Świętą. Mszę świętą odprawiano zwykle we wczesnych godzinach rannych zanim rozpoczynał się ostrzał artyleryjski. Jeszcze trudniejsze chwile rozpoczęły się 1 października 1944 r., gdy Niemcy nakazali mieszkańcom Żmigrodu Nowego i okolicznych miejscowości opuścić swe domy. Przesiedlono ich wówczas w okolice Biecza i Gorlic. Ogółem na wygnaniu było 3 146 parafian żmigrodzkich. Ich niedolę dzielił również ks. Findysz. Po krótkim pobycie w Samoklęskach i Bieczu, na dłużej zamieszkał gościnnie na wikarówce w Święcanach. Przebywał tam od 3 października 1944 do 23 stycznia 1945 r., pomagając miejscowym duszpasterzom w pracy parafialnej. Po przejściu frontu, w dniu 23 stycznia 1945 r., wrócił do parafii. Niemal wszystkie domy, w tym plebania i kościół były splądrowane; większość obiektów była częściowo bądź całkowicie zniszczona. Trzeba było niemal od nowa organizować wszelkie formy życia. W tej trudnej sytuacji Proboszcz sprostał swoim obowiązkom; zajął się nie tylko remontem kościoła i plebani, duszpasterstwem i pomocą charytatywną, ale również, pod nieobecność władz cywilnych, zadbał o zorganizowanie podstawowych form życia publicznego. Dzięki wielkiemu wysiłkowi duszpasterzy i wiernych sytuacja zaczęła się powoli normalizować.

b) Pod rządami komunistów

Wojna i okres powojenny wpłynął na zmianę stosunków narodowościowo-wyznaniowych w parafii żmigrodzkiej. Najpierw na skutek polityki eksterminacyjnej Niemców wywieziono z jej terenu bądź wymordowano osoby pochodzenia żydowskiego, a następnie władze komunistyczne deportowały na Ukrainę i na Ziemie Zachodnie ludność łemkowską. Opuszczone przez nich domy i ziemie zaczęli zajmować Polacy obrządku łacińskiego. Zrodził się więc problem objęcia ich opieką religijną oraz zorganizowanie dla nich, na bazie cerkwi pounickich, stałego duszpasterstwa. Dużą rolę w tym dziele odegrał ks. Findysz, który w początkowej fazie posługiwał duszpastersko mieszkańcom tych terenów, a następnie pomagał w tworzeniu ekspozytur rzymsko-katolickich. Równocześnie z troską o struktury i bazę duszpasterską podejmował ks. Findysz szereg działań, które miały na celu podniesienie poziomu życia religijno-moralnego parafian, znacznie podupadłego podczas wojny i przymusowego wysiedlenia. W tym celu organizował nabożeństwa, sprawował sakramenty święte, dbał o regularne nauczanie zasad wiary, wizytował parafię, łączył węzłem małżeńskim żyjących bez ślubu kościelnego, godził zwaśnionych, a grzeszących upominał i wzywał do poprawy swego życia. W latach 1953-1956 i od 1959 r., po wyrzuceniu nauczania religii ze szkół, zorganizował jej nauczanie w kościele. Czynił więc to, co należało do jego zwyczajnych obowiązków duszpasterskich. Wyjątkowe w jego pracy było jednak to, że wypełniał je z wielką gorliwością i oddaniem sprawie Bożej. Troszczył się o świętość swoich parafian. Przykładem tego może być jego postawa wobec osób żyjących bez ślubu kościelnego, których zachęcał, jeżeli nie było ku temu żadnej przeszkody kanonicznej, do zalegalizowania swego związku. Niekiedy, zwłaszcza, gdy dotyczyło to funkcjonariuszy komunistycznych, udzielał ślubu w tajemnicy przed ich przełożonym. Jego zaangażowanie i gorliwość ceniły władze duchowne. Cieszył się nadto zaufaniem przemyskiej Kurii Biskupiej. Wyrazem tego było powierzenie mu 18 grudnia 1957 r. funkcji wicedziekana, a 20 czerwca 1962 r. – dziekana dekanatu żmigrodzkiego oraz przyznanie godności Expositorio Canonicali (14 XI 1946) i przywileju noszenia Rokiety i Mantoletu (21 VI 1957). Niestety zaangażowanie duszpasterskie ks. Findysza budziło podejrzenia i wrogość władz komunistycznych, usiłujących przejąć kontrolę nad wszystkimi dziedzinami życia publicznego, a niekiedy nawet i prywatnego. Sprzeciwiało się ono bowiem propagowanej przez nie laicyzacji i ateizacji społeczeństwa. Komuniści bowiem od chwili przejęcia władzy w kraju zaczęli prowadzić programową walkę z Kościołem. Księży uznano za „wrogów ludu” i „szpiegów Watykanu”. Szykanowano ich przy każdej nadarzającej się okazji. Przykładem tego były liczne aresztowania i procesy pokazowe księży. W gronie szykanowanych znalazł się również ks. Findysz. Znany był bowiem jako kapłan gorliwy, oddany sprawie Bożej i bezkompromisowy wobec zła. Często, przy różnych okazjach, napominał tych wiernych, którzy dali się zwieść propagandzie komunistycznej. Przestrzegał przed nią także pozostałych parafian, tak młodzież, jak i starszych. Ukazywał im prawdziwe oblicze polityki wyznaniowej komunistów. Taka postawa spowodowała oczywiście reakcję władz. Pierwszych ograniczeń administracyjnych doświadczył już w 1952 r. Najpierw dnia 24 maja władze szkolne zawiesiły go w obowiązkach katechety w Liceum Ogólnokształcącym, a następnie 11 lipca władze powiatowe odmówiły mu wydania przepustki na pobyt w strefie nadgranicznej, co w praktyce uniemożliwiało mu sprawowanie funkcji duszpasterskich w tych miejscowościach parafii, które leżały w pobliżu granicy z Czechosłowacją. Tę drugą restrykcję władze powiatowe ponowiły w 1954 r. Nadto w dniu 26 listopada 1955 r. do swej ewidencji wciągnęły go służby specjalne, które już wcześniej, od 1946 r., prowadziły jego inwigilację. W materiałach Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego znajdują się m. in. następujące wzmianki o tym fakcie: „Ks. Findysz Władysław jako proboszcz w parafii Żmigród Nowy, podejrzany jest o rozsiewanie wrogiej propagandy wykorzystując do tego ambonę. Ponadto utrzymuje stosunki zażyłe z osobami o wrogim stosunku do Polski Ludowej. Niezależnie od tego przy wygłaszanych kazaniach wypowiada się że kto weźmie ślub cywilny to odpadnie od kościoła (sic!) i będzie uważany jako samobójca” ; „Ks. Findysz Władysław w latach 52-54 występował wrogo na ambonie do ludzi lojalnych, którzy brali śluby cywilne to mówił że są oni zdrajcami boga (sic!) i religii i będą oni w przyszłości uważani jako samobójcy, następnie mówił i wyśmiewał się z członków partii PZPR (…), następnie prześladował i śmiał się z tych uczni, których rodzice byli w partii lub też aktywnie działali”. Powyższe zarzuty - pominąwszy oczywiście całą frazeologię komunistyczną, która nawet w księżach dostrzegała wrogów ludu, a osoby najbardziej patriotyczne uznawała za zdrajców Ojczyzny - wskazują, że ks. Findysz wypełniał jedynie swe obowiązki duszpasterskie; jako odpowiedzialny za powierzonych swej pieczy parafian uznawał, że grzeszących należy upominać, a błądzącym – wskazać właściwą drogę. Z tych notatek pośrednio można wyczytać, jak niewiele musiał robić kapłan, aby zostać wciągniętym do ewidencji służb specjalnych. Wystarczyło tylko, aby wypełniał należycie swoje obowiązki. Po blisko rocznym dochodzeniu operacyjnym w dniu 7 grudnia 1956 r. pracownicy wydziału X Urzędu Bezpieczeństwa wyłączyli z rejestru sprawę przeciwko ks. Findyszowi uznając, że zaprzestał on wrogiej działalności i jest lojalnym księdzem. Ta decyzja wskazywałaby, że zmienił on swe postępowanie i stosunek do panującego w Polsce ateistycznego systemu komunistycznego. Nic takiego nie miało jednak miejsca, a na zmianę kwalifikacji jego zachowań wpłynęły przemiany w kraju, dokonywane w 1956 r. na fali odwilży październikowej. Ks. Findysz natomiast nadal pracował gorliwie nad uświęceniem swych parafian, piętnując przy każdej sposobności zło, którego się dopuszczali. Toteż kiedy nowa komunistyczna ekipa rządząca w kraju umocniła się u władzy i zaczęła realizować swoją politykę antykościelną, służby specjalne na nowo zaczęły go inwigilować. Efektem tego była m. in. rozmowa profilaktyczno-ostrzegawcza, jaką w grudniu 1959 r. przeprowadził z nim zastępca Komendanta Powiatowego Milicji Obywatelskiej w Jaśle. Rozmowa ta nie wpłynęła na zmianę stylu pracy duszpasterskiej ks. Findysza. Kiedy bowiem w sierpniu 1961 r. wraz z innymi kapłanami został wezwany do Powiatowej Rady Narodowej w Jaśle w celu uregulowania sprawy nauczania religii poza szkołą w myśl zarządzenia Ministra Oświaty z 19 VIII 1961 r. wykazał nie tylko bezpodstawność tego aktu, ale swoim wystąpieniem podburzył obecnych tam księży. Na znak protestu wszyscy duchowni demonstracyjnie opuścili gabinet przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej. Tego typu zachowanie, choć zrozumiałe w tamtych warunkach, było jednak nie do przyjęcia przez funkcjonariuszy komunistycznych. Z tego też względu zależało się spodziewać odwetu z ich strony. Jak wykazała przyszłość nie trzeba nań było długo czekać.

4. Ofiara totalitaryzmu komunistycznego

Na ożywienie aktywności religijnej katolików w Polsce wpływały wielkie akcje duszpasterskie programowane przez Kościół Polski. Wśród nich były, m. in. śluby jasnogórskie, wielka nowenna, soborowe akcje duszpasterskie. Ich realizacją w parafii żmigrodzkiej zajmował się ks. Findysz. Swoją aktywność duszpasterską zintensyfikował szczególnie w czasie trwania obrad Soboru Watykańskiego II. Związane to było z prowadzonym wówczas przez Kościół katolicki w Polsce duchowym wsparciem Soboru. Między innymi w 1963 r. zorganizowano akcję soborowych czynów dobroci. Mianowicie ludzie wierzący zobowiązywali się do realizacji konkretnych dobrych uczynków, które ofiarowali w intencji soboru. Akcja ta prowadzona była w całej Polsce. Swój szczególny wyraz znalazła jednak w parafii żmigrodzkiej. Jej proboszcz, który już od pewnego czasu nie mógł swobodnie przemawiać, gdyż chorował na gardło, a we wrześniu 1963 r. poddany został w szpitalu w Gorlicach operacji na tarczycę, wybrał pisemną formę kontaktu z wiernymi. Opracował w tym celu formularz odezwy do parafian. Oto dosłowne jej brzmienie:

„Żmigród Nowy, dnia 1 października 1963

Odezwa

do moich parafian w sprawie „Soborowego Czynu Dobroci”

Dzieło odnowy Kościoła wymaga odnowy serc i obyczajów chrześcijańskich. Celem odnowy chrześcijaństwa naszej parafii w czasach trwania parafialnego czynu dobroci – od 29. 09 – 13. 12 – gorąco zalecam jako czyn soborowej dobroci Panu/i/………………………………………………………………………………………....... (imię i nazwisko)

1. ………………………………………………………………………………………………... (wymienienie stosownej propozycji zależnie od okoliczności)

2. ………………………………………………………………………………………………...

3. …………………………………………………………………………………………….......

4. ………………………………………………………………………………………………...

Na życzenie, w razie potrzeby możemy pośredniczyć dobremu dziełu, jeśliby samym byłoby niemożliwe wykonać. Lepiej byłoby, by tego dzieła dokonał sam zaproszony i sam zgłosił swój czyn dobroci do księgi czynu soborowej dobroci. Wysyłając to wezwanie pełnię obowiązek duszpasterskiej opieki. Nie jest to sąd nad parafianami, bo ten należy do P. Boga, ale życzliwa dłoń wyciągnięta do potrzebujących duchowej pomocy. Jeśli to pismo dopomoże do zorganizowania czynu dobroci – będzie mi to najwyższą radością.

Ks. Władysław Findysz, proboszcz”

Takich samych odezw ks. Findysz napisał ok. 100 , a następnie w trzech partiach, w dniach od 9-12 października 1963 r. skierował je pocztą do tych parafian, których postawa religijno-moralna budziła zastrzeżenia. Różniły się one między sobą jedynie zawartą propozycją „soborowych czynów dobroci”, gdyż każdy z adresatów zachęcany był do poprawy tego aspektu swego życia, w którym rozmijał się z wiarą i moralnością chrześcijańską. Wśród zaproponowanych przez ks. Findysza czynów dobroci były: uaktywnienie praktyk religijnych, pojednanie w rodzinie, zgoda w sąsiedztwie, zachowanie trzeźwości, przystąpienie do spowiedzi wielkanocnej i sakramentu chorych oraz uporządkowanie, zgodnie z wymogami kanonicznymi, sytuacji prawnej związków niesakramentalnych. Były to oczywiście tylko propozycje i o żadnym przymusie nie mogło być mowy. Taki wniosek można wyciągnąć zarówno z tekstu odezwy, jak i słów ks. Findysza wypowiedzianych podczas przesłuchania: „…w odezwach swych nikogo nie zmuszałem do wykonywania praktyk religijnych, a napisane odezwy były ułożone w formie bardzo kulturalnej i zalecającej”. Zresztą był on świadom, iż część z adresatów może zignorować przedstawioną przezeń propozycję. Poczucie odpowiedzialności duszpasterskiej nakazywało mu jednak upomnieć grzeszących. Zgodnie z przewidywaniami ks. Findysza większość wezwanych do soborowych czynów dobroci przyjęła jego apel ze zrozumieniem: wiele osób zintensyfikowało życie religijne i poprawiło postępowanie moralne, kilka rodzin uporządkowało swe życie, zwaśnieni godzili się ze sobą…itp. Znalazła się jednak kilkunastoosobowa grupa niezadowolonych, która niezwłocznie po otrzymaniu „Odezwy” złożyła na niego doniesienie do Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Jaśle. Stamtąd w dniu 12 października 1963 r., po sporządzeniu notatki służbowej dotyczącej jego działalności, sprawę przekazano do Komendy Wojewódzkiej MO w Rzeszowie z wnioskiem o rozpoczęcie dochodzenia. W Rzeszowie uznano zasadność skargi i już 14 października 1963 r. oficer Komendy Wojewódzkiej MO w Rzeszowie kpt. Julian Kozioł wszczął dochodzenie, oskarżając ks. Findysza o naruszenie artykułu 3 dekretu o ochronie wolności sumienia i wyznania. Na tej podstawie w dniach 14-16 i 24-25 października t. r. w Żmigrodzie Nowym oficerowie śledczy przesłuchali szesnastu świadków, mieszkańców Żmigrodu Nowego. W większości były to osoby posiadające obojętny stosunek do wiary i Kościoła. Opierając się na ich zeznaniach kpt. J. Kozioł złożył w dniu 20 listopada 1963 r. w Prokuraturze Wojewódzkiej w Rzeszowie wniosek o wszczęcie śledztwa przeciwko ks. Findyszowi, przedstawienie mu zarzutów, aresztowanie go i przeprowadzenie rewizji domowej. Trzy dni później został on przez nią przyjęty i pozytywnie rozpatrzony. W następstwie tego 25 listopada przesłuchano ks. Findysza w Prokuraturze Wojewódzkiej w Rzeszowie. Oczywiście, nie przyznał się on do stawianych zarzutów, podkreślając, że podjęta przez niego akcja duszpasterska należała do jego obowiązków proboszczowskich. Po złożeniu zeznań nie wrócił już do domu, mimo, iż nie stwarzał żadnego zagrożenia dla porządku publicznego, ale został tymczasowo aresztowany i umieszczony w więzieniu na Zamku w Rzeszowie. Zastosowanie aresztu osobliwie uzasadniał prowadzący sprawę wiceprokurator wojewódzki Eugeniusz Pietras, twierdząc, że zachodzi „obawa matactwa, a stopień szkodliwości społecznej czynu jest znaczny”. Przytoczenie jednak takiego argumentu wobec człowieka odpowiedzialnego, jakim był ks. Findysz, oraz przypisywanie jego działaniom złych intencji, świadczy bez wątpienia o złej woli funkcjonariuszy państwowych. Również w dniu 25 listopada 1963 r. dokonano szczegółowej rewizji w mieszkaniu ks. Findysza na plebani w Żmigrodzie Nowym. Jej mimowolnym świadkiem był m. in. wikariusz żmigrodzki ks. Antoni Bieszczad. Według jego relacji „w czasie kilkugodzinnej rewizji pracownicy UB przewrócili całe mieszkanie ks. Findysza, a Brewiarz kartka po kartce”. Przy tej okazji zarekwirowano kilka odręcznych pism, dotyczących sprawy soborowych uczynków dobroci. Podczas rewizji oficerowie UB zachowywali się arogancko, zastraszając świadków wydarzenia. W Rzeszowie ks. Findysza, mimo, iż już wówczas niedomagał na zdrowiu, przewieziono do więzienia na Zamku. Podczas apelu więziennego szykanowano go i ośmieszano, m. in. rozebranego postawiono przed więźniami. W obronie uwięzionego kapłana wystąpiła Kuria Przemyska. W piśmie do Prokuratury Wojewódzkiej z 27 listopada 1963 r. bp Wojciech Tomaka prosił o sprecyzowanie zarzutów stawianych ks. Findyszowi oraz wnosił o zwolnienie go z aresztu tymczasowego ze względu na stan zdrowia. Pisał: „Ks. Findysz jest człowiekiem ciężko chorym; sam jego wygląd dosadnie o tym mówi. Przed miesiącem przeszedł niebezpieczną operację tarczycy w szpitalu w Gorlicach i stan jego zdrowia jest dalej niepewny, grożący komplikacjami. Rekonwalescent pozostaje nadal pod opieką lekarzy i w ich aktualnym leczeniu. Przetrzymywanie go w takim stanie zdrowia w warunkach więziennych, w narażeniu samego życia byłoby wprost nieludzkie, jak również bezpodstawne:

a/ Ks. Findysz bowiem nie jest niebezpieczny dla otoczenia i stosowanie względem niego izolacji od społeczeństwa jest tutaj całkowicie nieuzasadnione,

b/ oskarżony przy takim stanie zdrowia nie stwarza również obawy przed ucieczką (Kuria zresztą spokojnie za niego ręczy)

c/ Pozostawienie oskarżonego na wolności nie wpłynie na przebieg sprawy, ponieważ zarzuty oskarżenia przeciwko niemu już są zebrane…”.

Prokuratura oczywiście nie zmieniła decyzji o tymczasowym aresztowaniu ks. Findysza, a jedynym efektem interwencji Kurii Biskupiej było skierowanie go na badania w szpitalu więziennym. W wyniku przeprowadzonych badań lekarz więzienny stwierdził rozpoznanie wrzoda przełyku, z podejrzeniem raka przełyku (wpustu żołądka). Sprawa wytoczona przeciwko ks. Findyszowi była już tak zaawansowana, że do oskarżających nie przemawiały ani argumenty przytoczone przez Kurię Biskupią, ani świadectwo lekarskie. Komuniści bez wątpienia chcieli ją wykorzystać, aby z jednej strony ukarać duchownego, który ważył się podważać wydane przez nich przepisy prawne, zaś z drugiej zastraszyć innych, ich zdaniem niepokornych, księży. Toteż należało się liczyć z surowym i pokazowym przewodem sądowym. Odbył się on w dniach 16-17 grudnia 1963 r. Procesowi przewodniczył sędzia Zbigniew Lewicki, ławnikami byli: Włodzimierz Cieśla i Stanisław Trzyna, oskarżycielem - wiceprokurator Eugeniusz Pietras, zaś obrońcą - adwokat wyznaczony z urzędu, Zygmunt Panas. Proces ks. Findysza nie miał na celu dochodzenia sprawiedliwości, czy wykazania prawdy, gdyż przygotowany pospiesznie i tendencyjnie uniemożliwiał oskarżonemu skuteczną obronę; z założenia miał wykazać jego winę. Zeznawali tylko świadkowie oskarżenia, ci sami, którzy byli przesłuchiwani w trakcie śledztwa, powtarzając z reguły, z jednym wyjątkiem, postawione wówczas zarzuty. Opierając się na ich zeznaniach prokurator wnosił o uznanie ks. Findysza winnym zarzucanego mu czynu i przykładne ukaranie go. Natomiast obrońca odpowiadając na postawione zarzuty stwierdził, że ks. Findysz nie złamał prawa, gdyż w swoich wystąpieniach i listach zwracał się tylko do podległych mu z racji sprawowanego urzędu członków Kościoła; miał więc prawo przypomnieć im ciążące na nich obowiązki. Wnosił też o uniewinnienie oskarżonego kapłana. Po zakończeniu rozprawy w dniu 17 grudnia 1963 r. sąd ogłosił wyrok, uznający ks. Findysza winnym zarzucanych mu czynów i wymierzył karę 2,5 roku więzienia. Wyrok nie był prawomocny, toteż sąd utrzymał w mocy areszt tymczasowy, uzasadniając to stanowisko znaczącym stopniem społecznym czynu oskarżonego, wyrokiem wyższym niż dwa lata pozbawienia wolności oraz brakiem okoliczności przemawiających za odstąpieniem od stosowania tymczasowego aresztu. Stwierdził nadto, iż podejrzenie o chorobę raka nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem choroby. Tendencyjny proces oraz bardzo surowy wyrok, wydany na człowieka niewinnego, wypełniającego jedynie swe kapłańskie obowiązki, a nadto podtrzymanie aresztu tymczasowego, uzasadnionego kuriozalnymi argumentami, świadczy o złej woli przedstawicieli komunistycznego wymiaru sprawiedliwości. Można więc rzec, że było to przestępstwo sądowe, dokonane w majestacie prawa. Pierwsze dwa miesiące aresztu ks. Findysz odbył w więzieniu rzeszowskim, gdzie poddawano, go różnorakim upokorzeniom fizycznym i psychicznym. Między innymi w wigilię Bożego Narodzenia 1963 r., nie mając możliwości przystąpienia do spowiedzi wzbudził sobie akt żalu, a podczas odwiedzin poprosił ks. Bieszczada o udzielenie mu rozgrzeszenia na odległość, poprzez dzielący ich korytarz. Gdy tę prośbę usłyszał pilnujący ich strażnik natychmiast przerwał widzenie. Niewątpliwie był to wielki cios dla tego niezwykle pobożnego kapłana oraz wyszydzenie drogich dla niego wartości. Dochodzenie, przewód sądowy oraz przeżycia więzienne miały bez wątpienia duży wpływ na rozwój choroby ks. Findysza. Często musiał przebywać w szpitalu więziennym. To oczywiście nie wpływało zasadniczo na poprawę jego zdrowia, gdyż pozbawiony pomocy lekarzy specjalistów w praktyce skazany był na powolną śmierć. Choroba bowiem nieustannie czyniła postępy. Trzymanie w areszcie tak chorego człowieka było zupełnie niezrozumiałe. Tym bardziej, że po zakończeniu sprawy w pierwszej instancji wymiaru sprawiedliwości ustały przyczyny, uzasadniające areszt. Toteż ks. Findysz przez swego obrońcę mecenasa Zygmunta Panasa już następnego dnia po wydaniu wyroku skierował do Sądu Najwyższego w Warszawie zażalenie na utrzymanie wobec niego aresztu tymczasowego. Przy tej okazji wnosił o zwolnienie z aresztu ze względu na stan zdrowia. W odpowiedzi na przedłożone zażalenie Sąd Najwyższy 31 grudnia 1963 r. zażądał od Naczelnika Więzienia w Rzeszowie przesłania orzeczenia lekarskiego o stanie zdrowia ks. Findysza. W Rzeszowie ponad miesiąc zwlekano z jego przekazaniem. Dopiero interwencja ordynariusza przemyskiego, bp Franciszka Bardy w Sądzie Najwyższym nieco przyspieszyła tok sprawy. W dniu 25 stycznia 1964 r. ks. Findysza przewieziono do Centralnego Więzienia na Montelupich w Krakowie. Tam poddano go badaniom, przeprowadzonym przez Komisję Lekarską. Po szczegółowych badaniach, dokonanych przez kilku specjalistów, w orzeczeniu wydanym w dniu 24 lutego 1964 r. potwierdzono diagnozę lekarza więziennego z Rzeszowa, rozpoznając, że jest on chory na raka przełyku i wpustu żołądka. Wskazano nadto, iż zasadna jest przerwa w odbywaniu kary, gdyż dalsze jego przebywanie w warunkach więziennych grozi zejściem śmiertelnym. Na podstawie tego orzeczenia trzy dni później Sąd Najwyższy postanowił uchylić areszt tymczasowy. Dnia 29 lutego 1964 r. ks. Findysz opuścił krakowskie więzienie. Potrzeba było aż trzech miesięcy bezpodstawnego przetrzymywania go w więzieniu, aby funkcjonariusze komunistyczni zrozumieli, to co było oczywiste od początku, a mianowicie, że pobyt niewinnego i tak ciężko chorego człowieka w warunkach więziennych urąga nie tylko poczuciu sprawiedliwości, ale też podstawowym zasadom etycznym i humanitarnym. Wydaje się jednak, że przynajmniej niektórym z nich zależało na tym, aby poprzez pobyt w więzieniu przyczynić się do jego śmierci. Uchylenie aresztu tymczasowego nie zakończyło sprawy ks. Findysza. Formalnie nadal ciążył na nim wyrok sądu rzeszowskiego. Od niego jednak przysługiwało mu odwołanie do sądu wyższej instancji. Za pomocą swego adwokata skorzystał z tej możliwości. Dnia 26 marca 1964 r. odwołał się do Sądu Najwyższego. W odwołaniu wyszczególnione zostały błędy popełnione przez sąd rzeszowski. Podkreślono w nim przede wszystkim to, że sąd ten nie udowodnił oskarżonemu zarzucanego przestępstwa, a prowadzona przez niego działalność wynikała z jego duszpasterskich obowiązków. Ostatecznie sprawę ks. Findysza umorzono 26 września 1964 r., już po jego śmierci. Po opuszczeniu więzienia ks. Findysz żył jeszcze kilka miesięcy. Był już w tym czasie bardzo chory. Pierwsze spotkanie Proboszcza z wiernymi w kościele parafialnym było bardzo emocjonalne. Parafianie płakali widząc go wycieńczonego chorobą i więzieniem. Mimo choroby ks. Findysz pragnął wrócić do swych duszpasterskich obowiązków. Spotykał się też z kapłanami i – o ile na to pozwalały mu siły – z parafianami. Podczas tych spotkań z reguły unikał zwierzeń na temat swego pobytu w więzieniu; że wywarł on na nim, jak najgorsze wrażenia, świadczyły jego słowa, „że nikomu nawet największemu wrogowi tego by nie życzył”. Zmarł w wyniku ciężkiej choroby w dniu 21 sierpnia 1964 r. Jego śmierć była wstrząsem dla duchowieństwa i wiernych. Toteż na uroczystości pogrzebowe, którym przewodniczył bp Stanisław Jakiel przybyło ich bardzo dużo; samych kapłanów było aż 130. Kazanie pogrzebowe wygłosił przyjaciel zmarłego ks. dr Dominik Bialic, profesor przemyskiego Seminarium Duchownego. Ks. Findysz pochowany został wśród swoich parafian, na cmentarzu parafialnym w Żmigrodzie Nowym.

5. Kandydat na ołtarze

Ks. Findysz był człowiekiem bardzo pobożnym, obowiązkowym, prowadzącym ascetyczny tryb życia; zawsze starał się być wierny ideałom kapłańskim. Taką opinię wystawiali mu nie tylko parafianie i konfratrzy, ale także jego wrogowie, np. ppor. Stanisław Kuraś, oficer UB z Jasła, w kwestionariuszu dotyczącym jego osoby napisał: „prowadzi ascetyczny tryb życia i usiłuje narzucać go innym” oraz „gorliwie wykonuje wszystkie polecenia kurii”. Takim był również w okresie próby, jakim było bez wątpienia jego uwięzienie i skazanie. W relacji o jego uwięzieniu napisano bowiem: „ks. Proboszcz Findysz, chociaż życie jego jest zagrożone, znosi ten Krzyż spokojnie i z godnością jak prawdziwy miles Christi”. Zarówno jego życie, jak i zachowanie podczas uwięzienia, procesu oraz choroby zjednały mu opinię człowieka świętego. Toteż po śmierci w opinii parafian uchodził za męczennika komunizmu. Twierdzili bowiem, iż bezpodstawnym uwięzieniem komuniści umęczyli ich proboszcza. Wszczęcie jednak jakiegokolwiek procesu, zmierzającego do wyniesienia ks. Findysza na ołtarze było w okresie rządów komunistycznym zadaniem nierealnym i niebezpiecznym. Dopiero po upadku komunizmu w Polsce zaistniały sprzyjające temu okoliczności. Korzystając z tego przedstawiciele żmigrodzkiej społeczności skierowali do ordynariusza rzeszowskiego, bp. K. Górnego wiele pism z prośbą o wszczęcie diecezjalnego dochodzenia w sprawie męczeństwa ks. W. Findysza. Zostały one rozpatrzone pozytywnie. Następnie, po zrealizowaniu wstępnych kroków proceduralnych i uzyskaniu przyzwolenia Stolicy Apostolskiej, dnia 27 czerwca 2000 r. w budynku Kurii Diecezjalnej w Rzeszowie odbyła się uroczysta sesja inaugurująca proces beatyfikacyjny ks. Władysława Findysza. Udział w niej wzięli m. in. ordynariusz rzeszowski - bp Kazimierz Górny, rzeszowski biskup pomocniczy - Edward Białogłowski, ks. inf. Stanisław Zygarowicz z Przemyśla, kanclerz Kurii - ks. Józef Stanowski, proboszcz z Nowego Żmigrodu – ks. Michał Szuma, dziekan żmigrodzki – ks. Zygmunt Kudyba. Należy tu dodać, iż postulatorem sprawy jest ks. dr Andrzej Motyka, delegatem biskupim – ks. mgr lic. Józef Kula, promotorem sprawiedliwości – ks. dr Piotr Steczkowski, zaś notariuszami – ks. mgr lic. Stanisław Mularz i ks. mgr lic. Stanisław Walczak. Wszczęta wówczas procedura kanoniczna zmierza do wykazania świętości życia ks. Findysza i stwierdzenia, że oddał życie za wiarę. Niezależnie od tego wiele katolickich środowisk diecezji rzeszowskiej modli się w intencji rychłej jego beatyfikacji, a niektóre osoby prywatnie proszą Boga o łaski za jego wstawiennictwem. Te wszystkie działania niewątpliwie przybliżają pomyślne zakończenie procesu.

6. Beatyfikacja

Ks. Władysław Findysz został beatyfikowany 19 czerwca 2005 r. w Warszawie wraz z Ks. Markiewiczem i Ks. Kłopotowskim. Legatem papieskim na tę uroczystość był Prymas Polski Kardynał Józef Glemp.

Zakończenie

Bardzo urozmaicone i w znacznej mierze bolesne, zwłaszcza w ostatnim okresie, były koleje życia ks. Findysza: dzieciństwo naznaczone śmiercią matki, względnie spokojny okres nauki i pierwsze lata kapłaństwa, trudne duszpasterzowanie pod panowaniem dwóch antykościelnych totalitaryzmów, a wreszcie prześladowanie za wierność kapłańskim i proboszczowskim obowiązkom. Przez cały ten czas, mimo wielu przeciwności, był wierny Bogu, Kościołowi i kapłańskiemu powołaniu. Nie ugiął się nawet w obliczu próby. Ten rys jego działalności może bez wątpienia służyć jako wzór dla współczesnego pokolenia kapłanów. Może on być także wzorem dla ludzi świeckich, których uczy, że trzeba być katolikiem aktywnym oraz wiernym obowiązkom chrześcijańskim i obowiązkom stanu. Przykład ks. Findysza jest również przestrogą dla ludzi wrogich Kościołowi, posługujących się w walce z Nim przymusem, kłamstwem i aktami terroru, że wcześniej bądź później ich kłamstwo zostanie ujawnione i przez historię zostaną bardzo surowo ocenieni. Ks. Findysz egzamin z życia i z chrześcijaństwa zaliczył pozytywnie. Potwierdza to pośrednio decyzja władz kościelnych o wszczęciu procesu beatyfikacyjnego. Jest ona jednak tylko jednym z etapów wiodących do spełnienia pragnień wielu jego wychowanków i parafian, którzy pragnęliby ujrzeć na ołtarzach swego Proboszcza. Wpisuje się też znacząco w historię młodej diecezji rzeszowskiej, gdyż jest to pierwszy proces beatyfikacyjny w jej dziejach. Na koniec jako postulator diecezjalny sprawy beatyfikacyjnej kieruję do wspólnoty katolickiej zachętę, aby w swoich modlitewnych intencjach uwzględniła prośbę o rychłą beatyfikację sługi Bożego ks. Władysława Findysza.

Motyka A., Obrońca ładu moralnego. Sługa Boży ks. Władysław Findysz, „Zwiastowanie”, 11(2002), nr 4, s. 83-104].

http://www.diecezja.rzeszow.pl/?q=node/1693

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo