http://mlodyzakonnik.blogspot.com/2012_11_01_archive.html
http://mlodyzakonnik.blogspot.com/2012_11_01_archive.html
Momotoro Momotoro
228
BLOG

Bernard Alojzy Łubieński - Sługa Boży

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Rzecz dzieje się na początku XX wieku w jednym z licznych dworów w okolicach Zamościa. Może był to pałac w Łabuniach, w którego salonie zasiadł hrabia Antoni Szeptycki, jego przyjaciele i znajomi z okolicznych majątków. Przy otwartych oknach i w sieniach pałacu zgromadziła się służba i włościanie. Oczy wszystkich utkwione są w postać zakonnika o szczupłej, naznaczonej cierpieniem twarzy. Zakonnik ma na sobie zapinany na bok habit, przepasany szerokim pasem, a na piersiach - krzyż. Stoi, ciężko opierając się na lasce, lub porusza się z trudem. Gdy jednak zaczyna mówić, wszyscy słuchają z zapartym tchem. Mówi z ogromną siłą o potrzebie Boga. Wzrusza i kruszy nawet najtwardsze serca, trafia do umysłów. Dzięki niemu ludzie odnajdują spokój. Wreszcie, to dzięki charyzmatycznej pracy o. Bernarda Łubieńskiego z Mościsk - redemptoryści znajdują dom także w Zamościu

Bernard Alojzy Łubieński pochodził ze starego rodu skoligaconego z wieloma arystokratycznymi domami w Polsce i za jej granicami. Szczególnie chwalebnie ród Łubieńskich zapisał się w trudnych dziejach Polski porozbiorowej. Bernard urodził się 9 grudnia 1846 r. w Guzowie jako jedno z dwanaściorga dzieci hr. Tomasza Łubieńskiego i jego żony Adelajdy. Dom rodzinny Bernarda zapewniał dzieciom religijne i patriotyczno-obywatelskie wychowanie. W wieku 9 lat Bernard po raz pierwszy oświadczył, że chce być księdzem. Swoje postanowienie zrealizował 7 lat później w Anglii, gdzie wraz z bratem Henrykiem pobierał nauki w kolegium w Ushaw. W 1862 r. przyjmuje tonsurę, co staje się jakby urzędową inicjacją na drodze do kapłaństwa. Naukę w kolegium kończy, ale niestety nie zdaje matury. Stając przed dylematem, co robić dalej, Bernard nie poddaje się i postanawia zostać zakonnikiem. Skłania się ku kapucynom, lub jezuitom, ale bardziej jeszcze podobają mu się redemptoryści.

We wrześniu 1864 r. Bernard prosi o przyjęcie do Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela w Clapham pod Londynem. Tam kończy nowicjat i pozostaje na okres próby, bez ślubów zakonnych, ponieważ przełożeni nie mają przekonania, że po ich złożeniu pozostanie w zgromadzeniu. Bernard jest załamany, a jednak, pozostając w klasztorze podejmuje i kończy studia filozoficzne. Swoją postawą dowodzi, że wart jest zaufania i w 1866 r. składa upragnioną profesję wieczystą, zostając redemptorystą.

Początkowo pracuje w Anglii, a oddaniem w służbie zwraca uwagę władz zakonnych. Zostaje sekretarzem prowincjała i na stanowisku tym pozostaje przez 9 lat. Ciągle jednak myśli o powrocie do kraju. W głowie Bernarda zaczyna kiełkować pewna myśl, którą zaszczepiła mu jedna z jego ciotek. Powiedziała mu ona, że jeden z Łubieńskich podpisał się pod dekretem wydalającym redemptorystów z Polski i tę plamę z ich nazwiska zmyłby Bernard sprowadzając zakonników do ojczyzny. Bernard, opanowany przez tę ideę, rozpoczyna starania wśród dostojników świeckich i kościelnych. Najbardziej przeprowadzeniu powrotu redemptorystów do Polski pomaga Bernardowi jego brat Roger, który proponuje na siedzibę klasztoru redemptorystów kościół podominikański w Mościskach. W grudniu 1881 r. wiedeńscy redemptoryści kupują kościół wraz z zabudowaniami i osadzają tam pierwszych współbraci z o. Bernardem, który do Mościsk dociera w czerwcu 1883 r. Nie zostaje przełożonym klasztoru, o którego założenie tak się starał, a mimo to 25 lat, które spędzi w Mościskach będą najowocniejszymi w jego zakonnym życiu.

Przede wszystkim poświęca się misjom parafialnym, a jego podróże apostolskie obejmują niemal całą Polskę. Podróże koleją lub furmanką, noclegi na ubogich plebaniach w prymitywnych warunkach, praca w nie ogrzewanych kościołach - wymagały nie byle jakiego hartu ducha i wytrzymałości fizycznej. Dla zdrowych i młodych zakonników były to ciężkie warunki, a co mówić, gdy misjonarz był dotknięty ciężkim kalectwem. O. Bernard przez 48 lat swego życia niósł właśnie taki ciężki krzyż cierpienia. W dwa lata po przybyciu do Mościsk nagle ciężko zachorował. Atak paraliżu dotknął niemal całe ciało i zakonnik nie mógł poruszyć ani ręką, ani nogą. Po długotrwałym leczeniu częściowo odzyskał siły, ale do końca życia porusza się o lasce. Mimo kalectwa ilość misji, rekolekcji i renowacji, które do 1930 r. przeprowadził przerasta wszelkie wyobrażenia. Był przy tym pisarzem i kronikarzem, a także wielkim i niezmordowanym czcicielem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. O. Bernard rozkochał się w Jej wizerunku jeszcze w Anglii. Nie mógł więc przybyć bez niego do ojczyzny. W Mościskach instalacja przywiezionej z Rzymu kopii ikony odbyła się w 1883 r., a nabożeństwo i nowenna do MBNP od razu zyskały rzesze zwolenników. Obraz przywieziony przez o. Bernarda przetrwał w Mościskach obydwie wojny, dopiero w 1945 r. komuniści radzieccy wyrzucili go z kościoła. Wrócił jednak do Mościsk w 1996 r., a w 2001 r. został uroczyście ozdobiony koronami papieskimi.

O. Bernard, znosił w swoim pracowitym życiu wiele trudów i cierpień i został nagrodzony. Doczekał się powrotu redemptorystów do Polski, co nastąpiło w 1909 r. Doczekał też pięknego rozwoju Prowincji Warszawskiej, która obecnie jest najliczniejszą w całym zgromadzeniu. Zmarł w Warszawie w 1933 r. i został pochowany w kościele św. Klemensa.

Scena opisana na wstępie została wprawdzie przeze mnie wymyślona, jednak faktycznie mogła mieć miejsce. Redemptoryści z Mościsk byli także w okolicach Zamościa. Możliwe, iż był wśród nich i o. Bernard, którego bliskim przyjacielem ze Lwowa był abp Andrzej Szeptycki, krewny hr. Antoniego z Łabuń. Sam Szeptycki wpadł na pomysł osiedlenia wspólnoty w Zamościu na początku XX wieku, kiedy to znaczącym zmianom uległa struktura narodowościowa i wyznaniowa na trenie całej Zamojszczyzny, poważnie zagrażając katolicyzmowi. Zięć hrabiego bł. Stanisław Starowieyski począł czynić starania, mające na celu sprowadzenie redemptorystów do Zamościa. W 1933 r. prowincjał o. Franciszek Marcinek zwrócił się do bp. lubelskiego Fulmana, który chętnie zgodził się na osiedlenie redemptorystów w Zamościu, jak również przekazał jej kościół pobazyliański św. Mikołaja.

Nietrudno połączyć wszystkie te fakty z osobą o. Bernarda, który urodzony arystokratą, całym swoim życiem uczy pokory i posłuszeństwa, a także niezwykłego oddania sprawom, którym się poświęcił. Obecnie toczy się proces beatyfikacyjny o. Bernarda Łubieńskiego, który będąc już w wieku podeszłym zwykł mawiać: „Taka snać była wola Boża, żebym miał nogi spętane, i żeby mnie one nie poniosły do piekła. Chwała więc i dziękczynienie niech będą Bogu za to moje kalectwo, które mi zapewniło wytrwanie w zgromadzeniu - a przez to - jak ufam - kiedyś i koronę w niebie”.

za: http://www.niedziela.pl/artykul/101711/nd/Hrabia-ktory-wybral-sluzbe

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo