http://potrzebujeboga.blogspot.com/p/karmel-dzieciatka-jezus_18.html
http://potrzebujeboga.blogspot.com/p/karmel-dzieciatka-jezus_18.html
Momotoro Momotoro
367
BLOG

Teresa Janina Kierocińska - Czcigodna Służebnica Boża

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

W historię młodej diecezji sosnowieckiej wpisuje się postać Sługi Bożej Matki Teresy – Janiny Kierocińskiej, Współzałożycielki Zgromadzenia Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus. Jest to jak dotychczas jedyna kandydatka do chwały błogosławionych w tej diecezji.
"Matka Zagłębia" jak nazywali mieszkańcy Sosnowca Matkę Teresę – Janinę Kierocińską, przyszła na świat 14 czerwca 1885 r. w Wieluniu jako siódme dziecko państwa Kierocińskich. Ojciec Janiny był zamożnym gospodarzem Wielunia – liczącego wówczas 15 tys. mieszkańców. Janina jako najmłodsza z rodzeństwa była otoczona wielką miłością ze strony rodziców a także swoich braci i sióstr.
Rodzice najpierw posłali ją do szkoły podstawowej na naukę pisania i czytania a następnie w wieku 9 lat do prywatnego progimnazjum pani Pelagii Zasadzińskiej. Pielęgnowano w nim tradycje narodowe, a p. Zasadzińską – dyrektorkę szkoły, ze względu na jej postawę religijna i patriotyczną, stawiano za wzór wielu pokoleniom nauczycieli. Szkoła miała sześć klas i cieszyła się dobrą opinią dzięki wysokiemu poziomowi nauczania i różnorodności przedmiotów w niej nauczanym. Językiem oficjalnym w szkole był język rosyjski, który został narzucony przez rząd carski. Wieluń wówczas znajdował się pod zaborem rosyjskim. Ponieważ szkoła do której uczęszczała Janina, była szkołą prywatną, w której łatwiej było ominąć carski nakaz, zasadniczo prowadzono lekcje w języku polskim. Janina należała do najlepszych uczennic w klasie. Spośród koleżanek wyróżniała się skromnością, wielkodusznością i pobożnością. Cieszyła się duża sympatią zarówno wśród nauczycieli jak i wśród koleżanek dzięki swojej wyjątkowej serdeczności, szczerej przyjaźni, uczynności, zrównoważeniu, cichości i ofiarności. W stosunku do nauczycieli zachowywała ogromny szacunek, wdzięczność i szczerą miłość.
Wychowana w tradycji religijnej, popartej przykładem rodziców, w okresie szkolnym Janina jeszcze bardziej i świadomie przylgnęła do wiary katolickiej. Znajdowała czas na modlitwę osobistą, lekturę książek religijnych, a także na uczestniczenie we Mszy św. i nabożeństwach liturgicznych, odprawianych w kościele Boże Ciała. Miała zwyczaj wstępowania do kościoła na chwilę modlitwy przed udaniem się do szkoły i po zakończonych lekcjach. Śpiewała w chórze kościelnym i brała udział w procesjach.
W 1901 roku w wieku 17 lat Janina ukończyła progimnazjum z dobrymi ocenami na dyplomie. Następnie przez dwa lata uczęszczała na kurs kroju i szycia do pracowni panien Pawelskich w Wieluniu. Jak na tamte czasy była dobrze przygotowana do życia pod względem kulturowym i zawodowym.
Janina, jak sama się zwierzyła, myślała o wstąpieniu do klasztoru już od najmłodszych lat, od dnia pierwszej komunii św. Pragnienie obrania tej drogi zakomunikowała swoim rodzicom w roku 1902, a więc po ukończeniu progimnazjum. Miało to miejsce podczas wesela jej starszej siostry Marii. Ojciec Janiny zadowolony z zaślubin swojej starszej córki, której wyprawił wspaniałe wesele, marzył o jeszcze piękniejszym dla swojej najmłodszej i najbardziej umiłowanej. W pogodnym nastroju owego dnia zwrócił się do niej ze słowami: "Dla ciebie, Janinko, wyprawię wesele jeszcze piękniejsze, królewskie, nie poskąpię niczego. Wybierz tylko męża". Janina odpowiedziała natychmiast: "Ja już wybrałam Najdroższego – Jezusa, nikt Go nie może zastąpić". Odpowiedź taka, nie mogła zadowolić ojca, który pragnął uczynić Janinę spadkobierczynią swoich dóbr i wybrał dla niej męża. Był zdecydowanie przeciwny wstąpieniu Janiny do klasztoru, ale ona również nie miała zamiaru zrezygnować ze swojej drogi, na którą czuła się powołana. Dwie silne osobowości starły się ze sobą. Ojciec wszelkimi sposobami starał się zmienić zamiary córki, zapraszając do domu dobrze sytuowanych kawalerów. Janina wprawdzie usługiwała im do stołu z uprzejmością i życzliwością, ale stroniła od ich towarzystwa.
Wobec nieugiętej woli ojca Janina pewnego dnia w roku 1903, nie opowiadając się nikomu, opuściła dom i udała się do klasztoru sióstr szarytek w Warszawie, gdzie przebywała jej koleżanka Rozalia Pawelska. Najprawdopodobniej przebywała tam około miesiąca, pracując w szpitalu prowadzonym przez siostry. Na żądanie ojca, który wysłał po nią syna Stanisława, Janina z bólem serca powróciła do domu. Cztery lata później od tego wydarzenia, zapukała do furty klasztornej sióstr bernardynek w Wieluniu. Siostry jednak w obawie przed ojcem, który w dalszym ciągu nie wyrażał zgody na wstąpienie córki do klasztoru, nie chciały się narażać na szykany i mimo iż kandydatka im się podobała, nie przyjęły jej.
Janina mimo tych niepowodzeń trwała w swoim postanowieniu, prowadząc głębokie życie modlitwy, pomagając matce w prowadzeniu domu i zajmując się haftem. Przez pewien okres opiekowała się dziećmi swojego brata Franciszka Aleksandra, któremu zmarła żona. Wykazała wówczas duży talent pedagogiczny i zdobyła sobie ogromny szacunek wśród swoich podopiecznych.
Ważnym wydarzeniem, które wpłynęło na rozwój jej życia duchowego, a tym samym na utwierdzenie się w powołaniu, było spotkanie z o. Anzelmem Gądkiem karmelitą bosym, przyszłym założycielem Zgromadzenia Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus. Miało to miejsce w 1909 r. w Czernej. Dzięki kontaktowi osobistemu i listowemu ze światłym kapłanem Janina zapoznała się z duchowością karmelitańską, która bardzo jej odpowiadała. Nawiązała duchową przyjaźń ze św. Teresą od Jezus, reformatorką Karmelu i wstąpiła do Świeckiego Zakonu Karmelitańskiego w Krakowie, przyjmując imię Teresa.
Podczas I wojny światowej pracowała w Hospicjum prowadzonym przez Siostry Albertynki w Krakowie, przy ul. Lubicz 25. W czasie tego okresu jeszcze bardziej zżyła się z duchowością karmelitańską poprzez bliskie kontakty z Zakonem. Wewnętrznie była przekonana, że jej powołaniem jest bycie karmelitanką. W 1921 r. w maju zmarł ojciec Janiny. Matka udzieliła jej błogosławieństwa na drogę życia zakonnego.
Pod koniec tegoż roku o. Anzelm, który był kierownikiem duchowym Janiny zaproponował jej, aby została przełożoną czynnego zgromadzenia karmelitańskiego, które pragnął założyć. Janina, propozycję tę odczytała jako wyraz woli Bożej względem siebie i zgodziła się na jego wybór. Miała wówczas 36 lat, a więc była już osobą w pełni dojrzałą i zahartowaną w trudach życiowych. Dnia 31 grudnia 1921 r. wraz z 5 kandydatkami Janina przywdziała habit karmelitański w kościele Sióstr Karmelitanek Bosych przy ul. Wesołej w Krakowie, otrzymując imię Teresy od św. Józefa. Od tego momentu rozpoczął się w jej życiu nowy etap, o którym od wielu lat marzyła.
Jak powstała myśl o założeniu czynnego zgromadzenia karmelitańskiego?
O. Założyciel Anzelm Gądek podczas swoich studiów w Rzymie zetknął się zagranicą z wieloma zgromadzeniami czynnymi opartymi na regule karmelitańskiej. Gdy powrócił do Polski pragnął założyć podobne zgromadzenie. Czas jego powstania przyspieszył ks. kan. Franciszek Raczyński, który zwrócił się do o. Anzelma, ówczesnego prowincjała Karmelitów Bosych w Polsce, z prośbą o przysłanie mu sióstr, które by podjęły pracę z biednymi w Sosnowcu. Sprawę tę poparł również wizytator zakonny ks. bp Władysław Krynicki. W Sosnowcu wówczas wśród tercjarek karmelitańskich były takie, które pragnęły żyć duchowością karmelitańską w świecie. O. Anzelm biorąc pod uwagę te okoliczności, mimo iż nie miał wówczas jeszcze sprecyzowanej wizji nowego zgromadzenia, zebrał kilka kobiet, na czele z Matką Teresą, którym wyznaczył bardzo ogólne ramy życia zakonnego, w dużej mierze oparte o formy klauzurowe i skierował je do pracy właśnie do zakładów Towarzystwa Dobroczynności w Sosnowcu, kierowanego przez wspomnianego już ks. kan. F. Raczyńskiego. Ojciec Założyciel jako wzór do naśladowania stawiał siostrom Dzieciątko Jezus. Na wzór Syna Bożego siostry miały ćwiczyć się w cnotach dziecięctwa Bożego takich jak: miłość, pokora, radość, bezgraniczne zawierzenie planom Opatrzności Bożej. Działalność apostolska miała być przepełniona głębokim życiem modlitwy prowadzonej wg wskazań św. Teresy od Jezusa.
Matka Teresa wraz z kandydatkami po obłóczynach udała się pociągiem do Sosnowca podejmując pracę w zakładach Towarzystwa Dobroczynności. Przez 25 lat kierowała Zgromadzeniem, troszcząc się o jego rozwój duchowy i materialny. O. Anzelm, który zainicjował Zgromadzenie po czterech latach jego istnienia wyjechał zagranicę i stamtąd powrócił dopiero w 1946 r., a więc już po śmierci Matki Teresy. Cały więc ciężar odpowiedzialności spoczywał na barkach Matki. Stoi ona więc u kolebki Zgromadzenia, jest jego duchową matką. Nic więc dziwnego, że po jej śmierci siostry odwoływały się do jej postaw i stawiały sobie często pytanie: co zrobiłaby w tej sytuacji Matka Teresa, w jaki sposób by się zachowała? Nowe pokolenie Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus chcąc pielęgnować i rozwijać swój charyzmat, musi powracać do źródła, a więc do tych wartości, którymi żyła Matka i które pragnęła zaszczepić w swoich córkach duchowych.
Sytuacja społeczno-ekonomiczna Sosnowca lat dwudziestych
Gwałtowny napływ ludności do Sosnowca spowodował jego przeludnienie, a w konsekwencji trudną sytuację materialną i poważny kryzys mieszkaniowy. Budownictwo nie nadążało za wzrostem demograficznym. Biedota żywiołowo stawiała sobie małe domki, nawet lepianki z ziemi. Powstało całe osiedle bezrobotnych nędzarzy "Abisynia", którzy budowali swoje mieszkania z dykty, opakowań, szyldów. Był to obraz nędzy i rozpaczy, przy czym miasto posiadało najgorsze warunki sanitarne w Polsce. Zróżnicowanie środowiska robotniczego nie sprzyjało rozwojowi jego religijności. Przeważająca liczba napływowej ludności, wpływowe grupy obcokrajowców, bezrobocie, analfabetyzm, fatalne warunki ekonomiczno-zdrowotne, prądy ateistyczne, działające sekty religijne, nominalny katolicyzm przedsiębiorców i części inteligencji technicznej, wszystko to osłabiło aktywność religijną miejscowej ludności. W takiej to rzeczywistości społeczno-gospodarczej i religijnej przyszło żyć Matce Teresie przez 25 lat służby na tym terenie. Rozumiała ona bardzo dobrze potrzebę ewangelizacji tego miasta i mimo zgłaszanych jej później innych propozycji była głęboko przekonana, że Zgromadzenie powinno głęboko zapuścić swoje korzenie właśnie w ziemi zagłębiowskiej. Kiedyś powiedziała do jednej z sióstr: "Bóg wiedział, co uczynił, przyprowadzając nas tu, do Sosnowca, i nie na darmo; tutaj jest Afryka, nie potrzeba jechać daleko, na misje. Siostro, tutaj są misje; chcesz oddać życie swoje za dusze? Oddaj tutaj – masz pole do pracy". Naturalnie, że u początków Zgromadzenia Matka Teresa nie myślała o misjach, co nie znaczy, że je w ogóle wykluczała.
Matka Teresa wraz z innymi siostrami rozpoczęła pracę w zakładach Tow. Dobroczynności. Siostry zamieszkały w barakach przy kościółku Najśw. Serca Pana Jezusa. Podjęto wówczas pracę w Kuchni Amerykańskiej Komitet Pomocy Dzieciom, w której oprócz wydawania posiłków dzieciom i ludziom w podeszłym wieku miały pod opieką centralny magazyn z żywnością i odzieżą Towarzystwa. Kuchnia Amerykańska zajmowała się również dożywianiem kobiet w poważnym stanie i niemowląt. Ponadto podjęły pracę w dwu domach starców przy ul. Pustej na Pogoni i przy ul. Ditla, w introligatorni oraz w pracowni krawieckiej i hafciarskiej przy ul. Piłsudzkiego. Matka Teresa w sposób szczególny troszczyła się o los osieroconych dzieci, starając się w jakiś sposób zastąpić im matkę.
Należy dodać, że w tym okresie napływały również nowe kandydatki do Zgromadzenia, dzięki którym siostry na taką skalę mogły prowadzić działalność. Praca w zakładach dobroczynnych trwała zaledwie pół roku. Ks. Raczyński zabiegał jedynie o silę roboczą, ale nie uwzględniał potrzeb formacyjnych się Zgromadzenia. Matka Teresa odpowiedzialna za całość Zgromadzenia, nie mogła pozwolić, by siostry zajmowały się jedynie pracą, nie mając czasu na modlitwę i życie wspólnotowe. W trosce o duchowo dobro Zgromadzenia za zgodą miejscowego biskupa Augusta Łosińskiego, a także o. Anzelma opuściła zakłady Towarzystwa zdając się wyłącznie na Opatrzność Bożą. Przez 4 lata wraz z siostrami tułała się z jednego kąta w drugi aż do czasu nabycia kamienicy przy ul. Wiejskiej 25, obecnie M. Teresy Kierocińskiej.
Nie posiadając jeszcze własnego domu, gdy siostry zamieszkały przy ul. Naftowej Matka Teresa otworzyła pracownię kroju i haftu dla dziewcząt i sama uczyła je tej sztuki. Podobnie uczyniła w hotelu robotniczym, do którego siostry się przeprowadziły. Ze źródeł jakie posiadamy, możemy przypuszczać, że do pracowni uczęszczało wówczas 80 dziewcząt. Zajęcia się odbywały w sypialni sióstr. Ponadto siostry odwiedzały chorych i samotnych.
Kiedy w 1925 r. Matka Teresa nabyła dom przy ul. Wiejskiej na własność Zgromadzenia, miała większe możliwości, by wyjść naprzeciw problemom społecznym, a zwłaszcza opuszczonym dzieciom i młodzieży. W dalszym ciągu prowadziła pracownię haftu i szycia dla dziewcząt, założyła przedszkole, czteroklasową szkołę podstawową, a następnie sześcioklasową. Krąg ludzi na których oddziaływała powiększał się o rodziny dzieci, które uczęszczały bądź to do przedszkola sióstr lub do szkoły.
Matka Teresa troszczyła się nie tylko o to, by nauczyć dziewczęta szyć i haftować, ale również o to, by je formować w duchu religijnym na przyszłe matki. Była przekonana, że odrodzenie społeczeństwa może nastąpić przez rodzinę. "Jakie są matki, takie społeczeństwo" mawiała. Niektóre z dziewcząt należały do Katolickiego Stowarzyszenie Młodzieży. Ponadto przy Zgromadzeniu działało Koło Matek, które w 1932 r. liczyło 100 osób. Matka Teresa organizowała również dla nich trzydniowe rekolekcje prowadzone przez jednego z kapłanów. Siostry, a wśród nich także Matka Teresa, poprzez pogadanki i dyskusje starały się ukazywać religijny sens życia rodzinnego, stawiając za wzór św. Rodzinę z Nazaretu. Tak współpraca z dziećmi i rodzicami przynosiła dobre owoce i coraz bardziej cementowała więź społeczeństwa ze Zgromadzeniem.
W 1937 r. dla potrzeb dzieci i młodzieży rozpoczęła budowę dwupiętrowego budynku. Społeczeństwo Zagłębia pospieszyło jej z pomocą i tuż przed wybuchem II wojny światowej zdołała go przykryć dachem. Rozwój Zgromadzenia prowadził do powstania nowych fundacji. Jeszcze za życia Matki Teresy nowe placówki powstały w Wolbromiu, Polance Wielkiej oraz w Czernej. Tam również siostry swoim wpływem objęły dzieci i młodzież.
Mówiąc o działalności społecznej należy pamiętać, iż rozwijała się ona w warunkach bardzo trudnych. Zgromadzenie borykało się samo z wieloma problemami. Przede wszystkim nie posiadało odpowiednich pomieszczeń. Siostry dla dzieci i młodzieży oddały najlepsze pokoje, a same zamieszkały w suterenach i na poddaszu. Poza tym Matka Teresa dysponowała ograniczoną liczbą sióstr nauczycielek, które mogła zatrudnić w pracy wychowawczej. Możemy powiedzieć, że uczyniła wszystko, co było możliwe, by w jakiś sposób zająć się tymi, którymi nikt się nie zajmował. O ile niektóre z jej przedsięwzięć możemy ukazać za pomocą liczb, to nie jesteśmy w stanie zamknąć w cyfrach jej duchowego oddziaływania na ludzi. Nie możemy zapominać, że Matka Teresa była człowiekiem głębokiej modlitwy, z której rodził się czyn.
Działalność podczas okupacji
Matka Teresa do głębi przejęła się losem polskiego narodu. Sama doświadczona śmiercią najbliższych z powodu szykan okupanta, spieszyła z pomocą tym, którzy przychodzili do furty klasztornej. Jako osoba bardzo religijna przede wszystkim modliła się i pokutowała o nastanie pokoju w Ojczyźnie. Z narażeniem życia udzielała schronienia partyzantom AK z 23 dywizji piechoty dystryktu śląskiego dowodzonego przez Stanisława Wencla. Matka Teresa ukrywała ich na jednym z pięter w niewykończonym budynku. Wchodzili oni po drabinie, którą następnie siostry zabierały. W żywność zaopatrywano ich za pomocą sznurka, który spuszczali z góry. W domu sióstr partyzanci przechowywali bandaże i lekarstwa. Dla bezpieczeństwa jedynie Matka Teresa wraz z drugą siostrą kontaktowała się z nimi. Swoim spokojem, który zawsze z niej emanował, wpływała kojąco na młodych ludzi, często załamanych i narażonych na śmierć. Świadoma ryzyka jakie podejmowała, kierowała się przede wszystkim miłością bliźniego i głębokim patriotyzmem. Ufała bezgranicznie Bogu, że Niemcy się nie dowiedzą o jej działalności. Kiedy partyzanci przebywali w domu, Matka Teresa trwała w nocy na modlitwie, by wyprosić przychylność Boga.

Innym polem jej działalności była pomoc dla więźniów z Oświęcimia. Poprzez znajomych ludzi posyłała dla nich paczki z żywnością i ubrania. Udzielała schronienia dziewczętom, którym groziła wywózka na roboty do Niemiec. Niektóre z nich, którym udzieliła schronienia, wstąpiły później do Zgromadzenia. Zdarzały się wypadki, że w okresie wojny przygarniała osoby, które straciły dach nad głową. Tak było w przypadku p. Makowskiej i jej córki.

Przez pewien okres czasu przy pomocy Komitetu Obywatelskiego w Sosnowcu Siostry prowadziły Kuchnię dla biednych.

Inną kartę dziejów stanowi opieka Matki Teresy nad sierotami i Żydami. W 1943 r. nieznajomy mężczyzna przyniósł do klasztoru kilkumiesięczną żydowską dziewczynkę, znaną w klasztorze pod imieniem Tela. Po niej przyszła następna. Matka Teresa zdawała sobie sprawę, że przyjmując dzieci pochodzenia żydowskiego, ryzykowała życie. A jednak w swym zamierzeniu Bogu była pewna, jak sama mówiła, że "nic złego nie mogło się stać". Inne dzieci pochodzenia polskiego w liczbie około 35, które zostały przygarnięte przez siostry, napływały z obozów koncentracyjnych, m.in. z obozu na Radosze w Sosnowcu. Pewna grupa dzieci pochodziła z Warszawy. Po upadku powstania warszawskiego zostały skierowane do obozu w Oświęcimiu. Pociąg wiozący je na miejsce stracenia zatrzymał się na stacji w Mysłowicach. Powiadomiona o tym Matka Teresa wysłała s. Michaelę, aby wzięła kilkoro małych więźniów. Do sierocińca trafiały również sieroty, których rodzice zmarli lub zaginęli w czasie działań wojennych. Napływające dzieci znalazły lokum w nowym budynku, w warunkach bardzo prozaicznych, gdyż dom nie był jeszcze wykończony. Dom Dziecka istniał do 1962 r., tj. do czasu likwidacji go przez władze komunistyczne.
Matka Teresa przygarniała nie tylko dzieci żydowskie, ale również osoby dorosłe. Za tę pomoc została w roku 1992 odznaczona medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, przyznanym przez żydowską organizację.
Mówiąc o działalności Matki Teresy podczas wojny należy podkreślić jej ogromną otwartość na każdego człowieka. Do klasztoru przychodziło wiele ludzi, proszących o wsparcie materialne i duchowe. Furtianki miały nakazane, że nikt głodny nie może odejść od furty. Siostry same były głodne, ale Matka Teresa potrafiła się podzielić ostatnią kromką chleba, ufając Opatrzności Bożej, że zaradzi wszystkiemu. I tak było. To dzięki kartkom żywnościowych, które otrzymywała od kobiet ze Śląska mogła pomagać innym.
W latach 1943-1945 dziesięć karmelitanek Dzieciątka Jezus pracowało w szpitalu zakaźnym z rozkazu Gestapo w Jaworznie.
Nie ulega wątpliwości, że Matka Teresa podczas wojny jeszcze bardziej zbliżyła się do ludzi, a i oni lgnęli do niej z całym oddaniem. Dzięki swej dobroci zyskała powszechne miano "Matki Zagłębia". Tytuł ten zrodził się w sposób naturalny i spontaniczny wśród ludności Zagłębia. W nim zawiera się wielkość i wielkoduszność Sługi Bożej, która kochała wszystkich nie tylko sercem siostry, ale przede wszystkim sercem matki, zapominając o sobie, narażając się nawet na śmierć, żyjąc wyłącznie dla innych.

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo