http://www.meczennicy.pelplin.pl/?a=1&id=72&tekst=53#txt
http://www.meczennicy.pelplin.pl/?a=1&id=72&tekst=53#txt
Momotoro Momotoro
228
BLOG

Bronisław Wielgorz - Sługa Boży

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Obozy koncentracyjne były potworną machiną, służążą do uśmiercania milionów ludzi. Aby ich zabić, hitlerowcy często posługiwali się innymi więźniami, nadzorując tylko proces ludobójstwa. Funkcję kapo pełnili zwykle niemieccy kryminaliści - złodzieje, bandyci, mordercy. W takich warunkach trudno było zachować człowieczeństwo, lecz niektórym się to udawało. Ogromne zło wołało o ogrom miłosierdzia i współczucia, ale też i o sprawiedliwość. Więźniom, zanim pozbawiono ich życia, odbierano godność. Rozumieli to doskonale - zmęczeni do ostatnich granic, wynędzniali, nerwowo wyczerpani, zastraszeni, sponiewierani, chroniąc się przed kijami i butami oprawców. Ciągle w biegu, w pośpiechu, w strachu, bez odrobiny odpoczynku. Największą męczarnią był chłód. Jedzenia dawano tyle, by umierać powolną śmiercią głodową. Za jednego zbiega z obozu płacił życiem 10 rozstrzeliwanych. Ucisk zewnętrzny i psychiczna męczarnia, jak dwa płomienie niszczyły człowieka, zanim strawił go piec krematorium,(Syr. 2,5). Sługa boży, kleryk Bronisław Wielgosz urodził się 21 września 1916 r. w Starym Żmigrodzie, jako ósmy z dwanaściorga dzieci Jana Wielgosza i Wiktorii z domu Węgrzyn. Uczęszczał do Szkoły Powszechnej w Nowym Żmigrodzie. Został wychowankiem Małego Seminarium Zakonnego w Nowym Sączu. Do nowicjatu wstąpił w Starej Wsi, 30 lipca 1935 r. Rozpoczęte w Nowym Sączu gimnazjum ukończył w Pińsku i tam zdał egzamin dojrzałości. Odznaczał się dużymi zdolnościami, prostotą i prawością. Znany był z siły i sprawności fizycznej. 10 listopada 1939 r., wraz z 9 księżmi, 6 braćmi i 9 scholastykami (czyli studiującą jezuicką młodzieżą zakonną) aresztowano go w Kolegium Ojców Jezuitów w Krakowie. Po trzymiesięcznym pobycie w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie, zostali 3 lutego 1940 r. przewiezieni do aresztu w Wiśniczu. Jako oficjalną przyczynę aresztowania podano ich światopogląd, ale był to odwet za śmierć 60 000 Niemców. W Wiśniczu Bronisław Wielgosz pracował m.in. w tkalni przy ręcznym warsztacie. Praca nie była ciężka, ale w bardzo zimnych pomieszczeniach.To doświadczenie stanowiło wstęp do dramatu Oświęcimia i Dachau. W obu więzieniach istniała utajniona nauka seminaryjna. Ks. Kozłowiecki SJ (późniejszy arcybiskup i kardynał) wykładał filozofię. W Wiśniczu, od 14 marca, odprawiał w stroju więziennym msze dla scholastyków. Przypominało to wspólnotę pierwszych chrześcijan, gromadzących się w katakumbach. Cela stała się świątynią, rolę kielicha spełniała zwykła szklanka. Od 20 czerwca do 10 grudnia 1940 r. aresztowani przebywali w Oświęcimiu. Gdy wyczytano nazwiska, sprawdzono stan liczbowy transportu, zabrano więźniom wszystkie przedmioty osobiste. Nie wolno było zatrzymać nawet medalika. Po lekarskich oględzinach i uznaniu ich za zdolnych do pracy, otrzymali pasiaki, skarpetki, buty, aluminiową menażkę, kubek i łyżkę. Zaczęło się życie w obozie. Tu ścierały się nieustannie dwie siły: biologiczna wola przetrwania za wszelką cenę, z mocą chrześcijańskiej wiary, dającą oparcie w Bogu, pozwalającą przeżywać własną mękę jako dopełnienie Męki Chrystusa(Kol1, 24). 10 grudnia 1940 r. jezuitów przewieziono do Dachau. Głód, praca ponad siły, choroby, konieczne pobyty w rewirze, wyczerpały kleryka Bronisława, osłabiając odporność - zdawało się żelaznego - organizmu. Pobyt w obozach zmienił też jego charakter. Dawniej uważano go za silnego, ale trochę gruboskórnego. Teraz zdobywał ogólną sympatię swoją cichością, uprzejmością, dobrocią. Mimo nadwątlonych sił, był stale uśmiechnięty, pogodny. Troszczył się o potrzeby współwięźniów. Kiedy po całodziennej pracy w deszczu kolega zaproponował mu coś do jedzenia, odpowiedział: E, wiesz, daj słabszym ode mnie. Ja jestem dość silny i jakoś przetrzymam. Umieszczony w rewirze, zmarł ze spokojem w godzinach rannych 29 kwietnia 1942 r. jako więzień nr 22249, mając zaledwie 25 lat. Przed śmiercią wyspowiadał się. Dla zakonu była to ogromna strata. Należał do kleryków, z którymi jezuici wiązali wielkie nadzieje. Kilka lat temu, wraz z 5 ojcami, 1 bratem i 1 klerykiem, został ogłoszony sługą bożym Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Zachował się krzyż, noszony przez sługę bożego Bronisława. Zawieszony na ścianie, w mieszkaniu rodziny Rozalii Doktor w Starym Żmigrodzie, jest czczony jako święta rodzinna relikwia. Bronisław Wielgosz, razem z ks. A. Kozłowieckim SJ, przeszedł wszystkie etapy męki - od więzienia w Krakowie aż po Dachau, gdzie początkowo ogół duchownych przebywał razem, w wydzielonych blokach. We wrześniu 1941r. odłączono od Polaków najpierw księży niemieckich, potem i innych narodowości. Niemcy przez długi czas byli lepiej traktowani, m.in. mieli osobną kaplicę. Wywoływało to wzajemne niechęci i urazy. W 1942 r. w Dachau likwidowano polskich duchownych rękami więźniów politycznych („czerwonych”Niemców).Stracono wówczas ok.2000 kapłanów.
Arcybiskup A. Kozłowiecki SJ, w książce „Ucisk i strapienie - pamiętnik więźnia 1939 -1945”, tak wspomina czas spędzony w obozie koncentracyjnym: Lato jest piękne, ale ono nas nie cieszy. Słońce nie świeci nam, nie grzeje, ono nas pali. Jeżeli kiedyś będziemy robić rachunek z przeżytych pięknych miesięcy letnich, to lato w 1940 r. trzeba będzie wykreślić z tego rachunku. Dla nas nie było w tym roku lata. Nie widzieliśmy w tym roku zieleni, ani kwiatów, ani błękitu nieba. Nie słyszeliśmy śpiewu ptaków, ani poszumu lasu, ani szemrania rzeki... bicie, poniewieranie, karanie za byle co lub i bez powodu stało się zjawiskiem codziennym... Gardzą nami. A przecież nie zdarzyło mi się nigdy widzieć w Polsce podobnego traktowania ludzi przez ludzi. I to traktowania, które nie było wyjątkowym nadużyciem czy wybrykiem jednostki, ale tak jak tu systemem  postępowania, świadomie stosowaną metodą niszczenia ludzi. Tutaj wszyscy, kapo, oficerowie, dosłownie wszyscy biją i kopią jeszcze człowieka, który już upadł pod ich ciosami. To znęcanie się, ta nienawiść, wyrażająca się biciem, kopaniem; ta dziwna odrażająca - skłonność do bicia ludzi po twarzach skłonność do zadawania bólu i do upokarzania! Ta pasja poniżania i znieważania! Ten kult pięknych butów i deptania nimi ludzi. Kryje się w tym wszystkim jakieś swoiste zwyrodnienie i śmiem twierdzić - coś nie z tego świata - jakieś diabelstwo! Gdybym nie wierzył w istnienie szatana, Niemcy przekonaliby mnie o jego istnieniu. To zło dla zła, ta nienawiść dla nienawiści, ta przemoc pełna okrucieństwa, pogardy, kłamstwa i obłudy. Czyż nie mówi Pismo św. o szatanie, że jest mężobójcą i ojcem kłamstwa? A te dwie cechy, te dwa diabelskie rysy rzucają się najbardziej w oczy, dając się nam tak dotkliwie we znaki... Więźniowie chodzą coraz wolniej, są osowiali, zgarbieni, jacyś załamani, zwiotczali. Na wyniszczonych ich twarzach uśmiech jest coraz rzadszym gościem. Oczy ich przygasłe, a jednak stale czujne, pełne lęku i niepokoju, obejmują świat spojrzeniem smutnych ludzi i zastraszonych zwierząt. Oczy te mają często dziwnie szklany blask: zapowiedź bliskiej śmierci. Serce więźnia było stale przytłaczane uczuciem przygnębienia i beznadziejności. Ile było okazji do okazania prawdziwej, nieobłudnej miłości bliźniego miłości trudnej, ofiarnej i dlatego prawdziwej Ta trudna miłość i bolesna zgoda na wolę bożą była sprawdzianem prawdziwej pobożności, prawdziwego życia z Bogiem i w Bogu. Powiedzieć szczerym sercem „Bądź wola Twoja” w tych nieludzkich warunkach, z perspektywą długich lat obozu, a może strasznej śmierci w obozie, z dala od bliskich, w głodzie, w udręce, w poniżeniu, powiedzieć na to wszystko szczerze, owszem z miłością „Bądź wola Twoja”, to naprawdę poczuć się blisko Jezusa w Ogrójcu. Autor „Ucisku i strapienia”, abp Adam Kozáowiecki, został uwolniony z Dachau w 1945 r. Skierowano go na misją do Zambii. Został później arcybiskupem i kardynałem Lusaki. Zmarł trzy lata temu. Prezydent Zambii uhonorował go najwyższymi odznaczeniami politycznymi i obywatelstwem tego kraju. Składam serdeczne podziękowanie Marii Madej z Jasła za udostępnione mi materiały oraz wspomnienia rodzinne o słudze bożym kl. Bronisławie.

za: http://gok.nowyzmigrod.eu/archiwum/wydawnictwo/2010/10_2010.pdf

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo